Koleżanka zaczęła piec chleb. „Piecze” to może za duże słowo, bo jej rola sprowadza się do wrzucenia mieszanki do maszynki i dodania wody. Nastawiamy program i po dwóch godzinach mamy chleb. Oto mój subiektywny „Dziennik problemów miejskich” dla iławskich radnych. Odcinek drugi.
W sklepach jest duży wybór, choć niektórzy mówią, że o dobry chleb jest trudno. Ja zadowalam się zwykłym, białym chlebkiem z Wąbrzeźna. Społem i GS ma niezły chleb. Co ciekawe, Lidl również ma smaczne pieczywo.
Najgorszych piekarni nie wymienię, są do siebie podobne. Nadmuchane, suche, przypominają w smaku i konsystencji styropian. Chleb jest prostym wypiekiem. Mąka, drożdże, sól, cukier, woda. Jednak wiele piekarń dodaje różne ulepszacze. Po co? Może by zaoszczędzić czas i pieniądze. Ciasto na drożdżach rośnie wolno, za wolno jak na dzisiejsze czasy.
Koleżanka dba o zdrowie, unika sklepów i gotowego jedzenia. Co może, robi sama w domu. Chleb to kolejny krok w stronę zdrowego jedzenia.
To dość zabawne. Moja babcia piekła co niedzielę ciasto drożdżowe. Ugniatała je sama, czego nie doceniałem. Kto dziś ma czas i ochotę upiec cokolwiek co niedzielę? Co dopiero ręcznie, bez miksera!? Ciasto drożdżowe nie lubi miksera. Nie znam miksera, który by miał siłę mojej babci. Słyszałem, że kiedyś w domach piekło się również chleb.
Dziś wracamy do tradycji. Przewrotnie, bo jak mówił mój dziadek, biały chleb przed wojną był luksusem, a biedni jedli czarny, z pełnego przemiału. Dziś ten właśnie chleb jest najdroższy, a biały najtańszy. W zamożnych domach pojawiły się modne wypiekacze do chleba, a biedni kupują w sklepach.
Jakiś czas temu jedna ze znanych parlamentarzystek brytyjskich powiedziała, że ludzie biedni źle się odżywiają, bo nie chce im się gotować.
Kilka lat temu pojechałem z kolegą do Radkowa w Górach Stołowych. Kolega pracował dla likwidatora upadłych przedsiębiorstw. Tym razem likwidował drukarnię. W piętrowym, poniemieckim budynku znajdowała się potężna maszyna drukarska. Urządzenie przyjechał oglądać biznesmen z Poznania. Spotkaliśmy się z nim rano, mężczyzna po wielogodzinnej podróży samochodem otworzył termos z kawą i wyciągnął kanapki. Spojrzeliśmy na siebie z kolegą. Facet kupuje maszynę za kilkaset tysięcy i je kanapki z domu?
Biznesmen mi zaimponował. Pomyślałem, że może dlatego ma pieniądze? Kolega jednak uznał, że woli jeść w restauracjach i nie mieć pieniędzy, niż oszczędzać i jeść kanapki.
Dziś ciągle rodzą się nowi biznesmeni i przechodzą te same rozterki. Pokazać się w nowym bmw, czy może żyć skromnie, a pieniądze inwestować w rozwój? Zapisać dzieci do prywatnej szkoły, czy może posłać je do państwowej, by nauczyły się życia? Dać dzieciom wszystko w prezencie, czy wymagać od nich, by same do czegoś doszły?
W Iławie pieniądze widać na ulicach i w domach. Skromność jest niemodna. Kochamy pokazać się w modnej restauracji, pojechać na drogie wakacje, kupić dzieciom modne ubrania. Ciekawe, w ilu zamożnych domach piecze się chleb?
W każdym razie moja koleżanka piecze chleb sama. Dodaje różne składniki, ziarenka, miód i z maszynki dostaje piękny chleb. W niczym nie przypomina on tego ze sklepu. Który jest więc prawdziwy? Czy domowy chleb to zapomniany smak, który sklepy rozwodniły ulepszaczami? Może ten ze sklepu jest prawdziwy, bo pieczony pod czujnym okiem sanepidu i dziesiątek urzędników ustalających normy?
Może domowy chleb, powstający w niesterylnej kuchni jest pełen szkodliwych bakterii, które nie przejdą w sklepowym pieczywie? Może chleb mojej koleżanki nie spełnia żadnych urzędowych norm? Co zrobić, kiedy domowy chlebek po prostu dobrze smakuje?
W Wenezueli chleb jest bez smaku i jedynie tostowy. Jednak i tam występuje coś jak polski chleb. Placki arepa przypominają nieco grube naleśniki. Je się te placki ze wszystkim, ale mnie smakują same. W Japonii również nie ma chleba, króluje sushi w setkach odmian.
Od pewnego czasu chleb musi się bronić przed dietą bezglutenową. Jak mówią specjaliści, gluten jest naszym wrogiem. Obawiam się, że za kilka lat gluten skończy jak masło, które kiedyś uznano za szkodliwe na korzyść margaryny, a dziś wróciło i okazało się zdrowe, bo nieprzetworzone. Mąka, czyli gluten towarzyszy człowiekowi od tysięcy lat i nie ma chyba nic bardziej naturalnego i tradycyjnego niż pieczywo.
Moja babcia chleb smarowała smalcem, który sama wytapiała ze słoniny. Jako dziecko myślałem, że to tłuste obrzydlistwo. Babcia nie rozumiała, dlaczego nie lubię smalcu. Moja mama z kolei uwielbiała boczek. Jeszcze pół roku temu nie mogłem dotknąć boczku.
Tak jak najlepsze kasztany rosną na pl. Pigalle, tak najlepszy boczek w Iławie ma jeden ze sklepów Społem przy ul. Niepodległości. Polecam porównać kilka plasterków na wagę z boczkiem z supermarketu pakowanym próżniowo. Smak mięsa kontra papier.
Radna Ewa Jackowska znów podkreśliła, że jest. Zorganizowała festyn na pożegnanie lata. Cieszę się, że iławskie Stare Miasto znowu żyje. Jednak pamiętajmy, że w podobno szarym PRL-u na takiej starówce działały aż dwie świetlice i organizowane były regularnie liczne festyny oraz wydarzenia kulturalno-społeczne.
Dziś kolejna mała imprezka na Starym Mieście po raz kolejny pokazała, jak bardzo potrzeba uregulować sytuację z ruchem samochodów i parkingami.
Konieczne jest wprowadzenie w centrum płatnego parkowania. Po pierwsze, zwolni to miejsca parkingowe. Po drugie, jako kontrolerów można zatrudnić osoby bez pracy.
Strefa płatnego parkowania powinna objąć dzielnicę Stare Miasto, ulicę Niepodległości z parkingami przy ratuszu i kinie, wszystkie parkingi przy amfiteatrze. Dodatkowo parking pod restauracją U Czapy.
Niestety bez tego problem będzie rósł, bo liczba samochodów się zwiększa, a liczba miejsc parkingowych nie.
Mieszkańcy powinni mieć możliwość parkowania bezpłatnego, pod swoim blokiem. Naturalnie, niektórzy mają więcej samochodów a inni żadnego. Można by przydzielić jedno miejsce na jedno mieszkanie, a ci, którzy samochodu nie posiadają, mogliby takie miejsce odstąpić odpłatnie sąsiadom z samochodem.
Pomysł do dopracowania zostawiam radnemu Andrzejowi Pankowskiemu, dawniej milicjantowi MO, ale ostatnio dokonał drogowej rewolucji na Lipowym Dworze. Liczę, że i w tej sprawie podejmie działania.
Rozwiązanie tego problemu to ciężka praca, ale nie uciekajmy od problemów w populizm. Miasto zadławiło się samochodami i coś trzeba z tym zrobić.
BARTOSZ GONZALEZ