Po nerwowej i niewesołej dla naszej drużyny nocy 16-17 listopada miałem nadzieję, że temat wyborów będziemy mogli zamknąć i wrócić do normalnego życia. Okazało się jednak, że PKW zafundowało obywatelom cały wachlarz dodatkowych atrakcji. Liczenie głosów przeciągające się do tygodnia, dziurawy jak sito system informatyczny, zerowe czy jednostkowe poparcie dla niektórych kandydatów, którzy otrzymali od wyborców potwierdzenie oddanych ważnych głosów na nich w większej ilości niż to, co wykazywał protokół komisji. Te i kolejne błędy skumulowały się, stawiając wynik tych wyborów (niewątpliwie tych do rad powiatów i sejmików) pod wielkim znakiem zapytania. Ktoś tu przeszarżował.
Można wzruszyć ramionami, zachowywać się jak politycy PO, PSL, prezydent, premier, robić dobrą minę, zwodzić obywateli, bagatelizować. Szczególnie żenuje postawa prezydenta Komorowskiego, który nawet w tak trudnej dla kraju chwili nie wyszedł nawet o czubek nosa z roli posłusznego i bezwolnego protegowanego koalicji rządzącej. Broni ich interesu, idzie w zaparte, mając za nic wszystkie bezlitosne fakty zalewające nas niczym lawina, podważające resztki społecznego zaufania do instytucji demokratycznych.
Tymczasem frekwencja w skali kraju na kolejnych wyborach samorządowych ledwie przekracza 40%. W Iławie został powtórzony wynik sprzed czterech lat 37%, mimo większej ilości komitetów i kandydatów. Co teraz pomyśli sobie ta 1/3 wyborców, która jednak zdecydowała się pójść do urn? Że są frajerami? Pożytecznymi idiotami, którzy uwiarygodniają ten cały wyborczy cyrk? Skoro można przy takiej skali błędów i wałków przyklepywać wyniki, to mamy do czynienia z pełzającym totalitaryzmem.
Dotąd wydawało się, że generalnie z demokracją w Polsce nie jest tak tragicznie, że jakoś się rozwija i mimo wielu niedociągnięć, przynajmniej w zakresie systemu wyborczego, spełniamy zachodnie standardy. Punktem zwrotnym były wybory samorządowe w 2010 roku, kiedy ewidentne machlojki wyborcze w województwie mazowieckim przeszły bez echa, a instytucje odpowiedzialne za uczciwość wyborów, wymiar sprawiedliwości – zawiodły na całej linii.
Nic tak nie rozzuchwala oszustów jak bezkarność. W 4 lata później przewał z głosami nieważnymi postanowiono wypróbować w skali całego kraju, drukując skomplikowane i mało czytelne dla ogromnej rzeszy wyborców książeczki. Elementem tego całego systemu był także błędnie opublikowany kalendarz wyborczy (o czym alarmowałem już ponad miesiąc temu!), który wprowadził przedstawicieli wielu opozycyjnych komitetów w błąd tak, że nie mogli zarejestrować swoich kandydatów do obwodowych komisji wyborczych.
Przypadek? Błąd? Chcą, żebyśmy tak myśleli, tylko dlaczego na tym rzekomym „przypadku” na głosach nieważnych znowu wygrywa jedna konkretna siła polityczna? I to przypadkiem od wielu lat dzierżąca wespół z koalicjantem stery władzy? Stara rzymska maksyma mówi jasno: „Ten uczynił, komu przyniosło to korzyść”. Na tym całym zamieszaniu bardzo skorzystało PSL i PO także, które dzięki tak gwałtownemu wzmocnieniu swojego koalicjanta praktycznie utrzyma władzę na szczeblu wojewódzkim w całej Polsce mimo dobrego wyniku PiS.
PSL to znana w skali kraju marka słynąca z niezwykłej skuteczności w utrzymywaniu władzy i zachłannego spijania płynących z niej konfitur. Nie chcę oskarżać teraz w czambuł wszystkich działaczy PSL na szczeblach lokalnych. Takie uogólnienia są z natury fałszywe, ale pozostaje faktem, że nie ma już żadnych podstaw, by uznać te wybory za uczciwe, a ich wyniki za wiarygodne. Czy znajdzie się w PSL jeden sprawiedliwy, który głośno powie, że zwycięstwo w takich okolicznościach się nie liczy i trzeba głosowanie powtórzyć? Wygra duch fair play?
Jak się zachowają w tej sytuacji iławskie struktury PSL-u? Ciężko by było wystawiać na szwank 1/3 mandatów w radzie powiatu, mając sondażowe jednocyfrowe poparcie, prawda? Mało to komfortowa pozycja, ale ludzie uczciwi i honorowi potrafią wybrnąć z twarzą z każdej sytuacji. W świecie sportu nie brak precedensów, kiedy czynniki zewnętrzne wypaczały znacząco wyniki i spotkanie powtarzano – w imię szacunku do zawodników, kibiców i idei sportu. Tutaj mamy do czynienia z analogiczną sytuacją.
W życiu zasiadałem w komisjach wyborczych wiele razy – tak na wyborach samorządowych, jak parlamentarnych. M.in. w komisji obwodowej na wsi, a także gminnej, w komisji obwodowej na warszawskim Żoliborzu, odbyłem także miesięczny staż w Delegaturze Krajowego Komisarza Wyborczego w Olsztynie, którym twardą ręką kierował śp. Walery Piskunowicz. Nie było wtedy skomplikowanego systemu komputerowego, liczyliśmy wszystko z kalkulatorami w ręku, ale wszystko działało na tiptop, a oficjalne wyniki zostawały podawane na czas. Przedstawiciele komisji rejonowych, które spóźniły się choćby o kilka godzin, byli bezlitośnie besztani przez pana Piskunowicza i wiedzieli, że w tak poważnej sprawie jak wybory trzeba się zmobilizować i nie ma miejsca na najdrobniejsze nawet błędy.
Zasiadałem też w obwodowej komisji w Warszawie. Tam trafiliśmy na kiepsko przeszkoloną przewodniczącą, która nie potrafiła dobrze zorganizować pracy i męczyliśmy się z liczeniem do 6 rano, a protokół trafił do komisji terytorialnej dopiero przed godz. 7 jako jeden z ostatnich w całej aglomeracji warszawskiej. Mimo zmęczenia pracowaliśmy tak długo, aż nie było żadnych wątpliwości, że wszystko się zgadza. Wszyscy liczyliśmy głosy wspólnie, patrzyliśmy sobie na ręce.
Dziś dochodzą informacje, że w kolejnych komisjach poobsadzanych licznie przez krewnych i znajomych królika (w końcu 300 zł diety to niezgorsza kasa) dozwolone metody liczenia głosów, procedury są powszechnie lekceważone. Lekceważeni są wyborcy brakiem rzetelnej informacji i książeczkami do głosowania, w których bardzo łatwo się było pogubić. Przypadek?
Przypadek to by był wtedy, jakby na tym pozornym chaosie wygrał jakiś komitet opozycyjny. PSL dostało „jedynkę” i okładki na książeczkach do powiatów i sejmików. Czyż okładka nie powinna być neutralna? Zawierać suchą i najprościej wyrażoną, jak się tylko da, informację wywaloną wielkimi literami: „KARTA DO GŁOSOWANIA DO RADY POWIATU”. Można głosować TYLKO na jedną listę i TYLKO na jednego kandydata, by głos został uznany za ważny. Nie. Na to sędziwi funkcjonariusze PKW nie wpadli? Czyżby byli aż tak tępi i nieudolni? Sędziowie z wieloletnim stażem? Ciężko byłoby obronić taką tezę.
Wpakowano na pierwszą stronę ludowców. Moim zdaniem to nie jest żaden przypadek. Ten triumfalny pochód PSL-u, który ni z tego, ni z owego zdobywa szturmem samorządy, jest już uzasadniany przez tzw. mainstreamowe media karkołomną tezą, że to rezultat zmęczenia społeczeństwa duopolem PO-PiS i beneficjentem tej sytuacji stał się rzekomo PSL, który ma silne struktury lokalne.
Doprawdy? W Gdyni też? Tam towarzystwo spod znaku zielonej koniczynki rozbiło bank, zwiększając swój wyborczy stan posiadania w ciągu 4 lat o 1100%. Czy to jest socjologicznie możliwe? Jeśli ktokolwiek ma się za istotę rozumną, winien poczuć się taką ściemą dotknięty do żywego. Ja tego bezczelnego kantu nie kupuję i wyników tych wyborów, podobnie jak setki tysięcy (a może i miliony) obywateli tego kraju nie uznaję.
Uważam, że nowo wybrani radni do rad sejmików i powiatów w związku z niebywałą skalą błędów i nadużyć (20% głosów nieważnych) powinni złożyć solidarnie mandaty i domagać się powtórzenia wyborów w imię ochrony demokracji, która jest śmiertelnie chora. To koszt, który musimy ponieść. Alternatywą jest postępujący rozkład struktur państwa, zaufania społecznego i wybuch gwałtownych wystąpień ulicznych w nieodległej przyszłości.
TOMASZ K. DĄBROWSKI
Nowa Prawica, Iława