Ta akcja wydawała mi się w pierwszym odruchu cokolwiek dziwaczna, niszowa nawet. Jak się okazało, odzew był imponujący. Tysiące ludzi ustawiło się przy polskich granicach, manifestując swoje przywiązanie do polskości i wiary katolickiej. Ta spontaniczność i masowość wydarzenia zaskoczyła samych organizatorów. Hasło „różaniec”, które na ogół nie kojarzy się, zwłaszcza młodym ludziom, zbyt atrakcyjnie, tym razem przyciągnęło tłumy w różnym wieku, bo i intencja była poważniejsza niż zwykle.
W rozpadającej się ideologicznie Europie zbiorowy przejaw duchowości w oparciu o wartości chrześcijańskie musiał wywołać konsternację. W brytyjskiej telewizji BBC użyto wręcz słowa „kontrowersyjna akcja”. Tych samych kontrowersji nie dostrzegają jednak, gdy setki rozmodlonych muzułmanów blokują ulice w centrach brytyjskich miast. Nie jest też kontrowersyjne, gdy homoseksualiści manifestują w sposób obsceniczny swoją orientację. Przeciwnie, media odmieniają przez wszystkie przypadki słowo „duma”, chociaż ja za nic w świecie nie potrafię się jej dopatrzyć u faceta odzianego w lateks z piórami na zadniej części ciała.
Nowoczesna Europa mówi nam, że religia to sfera prywatna, ale nie zabrania muzułmanom manifestować jej w przestrzeni publicznej. Przynajmniej na razie. Modlić się do Boga chrześcijan już całkiem nie wypada, a nawet jeśli, to w łazience i po ciemku. To my, rdzenni Europejczycy, mamy się ze swoją tradycją 2 tysięcy lat wstydliwie chować po kątach. Akcja „różaniec do granic” obnażyła bezlitośnie hipokryzję i niekonsekwencję środowisk mieniących siebie postępowymi.
Atak był wściekły, bezpardonowy, z użyciem najobrzydliwszych insynuacji. Nie zawahano się po raz kolejny sięgnąć po zdjęcie utopionego trzyletniego Syryjczyka na plaży, którego wizerunek został już onegdaj niemiłosiernie nadużyty. Pamiętamy wszyscy aż za dobrze zmasowaną akcję propagandową mającą wmówić Europejczykom, że ich sceptycyzm w niekontrolowanym wpuszczaniu na kontynent setek tysięcy imigrantów jest równoznaczny z topieniem małych dzieci w morzu. Szczęśliwie Polacy nie dali się złapać na ten grubymi nićmi szyty szantaż emocjonalny.
My mamy swoje historyczne powinności, z których wywiązujemy się wzorowo. Dziś Polska przyjmuje setki tysięcy przybyszów z Ukrainy, dając im dach nad głową i pracę. Robimy to mimo trudnej, wspólnej historii. Nie zamykamy granic, wiedząc, że za miedzą jest wielki, bratni kraj targany kryzysem i konfliktami wewnętrznymi.
Polska w najbliższych latach, jak wskazują wszystkie znaki na niebie i ziemi, stanie się też celem masowej emigracji z podupadającej moralnie i cywilizacyjnie Europy Zachodniej. Symbolem tego stała się prośba o azyl Norweżki Silje Garmo, która zdecydowała się uciec do Polski przed wszechmocnym i bezlitosnym urzędem Barnevernet chcącym odebrać jej dziecko. Patrząc na to, co się dzieje w Szwecji czy Francji, należy się spodziewać, że tamtejsi biali autochtoni w obawie o własne zdrowie i życie zostaną zmuszeni do wyprowadzki na wschód i południe. Polska już dziś budzi podziw w oczach przybyszów z zachodu. Kraj nie obawiający się (jeszcze) napięć rasowych czy religijnych, czysty, zadbany i bezpieczny. Ten stan został nam dany nie tylko przez szczęśliwy zbieg historycznych okoliczności, ale i osiągnięty ogromem wyrzeczeń i ciężkiej pracy. To zdobycz, której nie wolno nam zaprzepaścić.
Tysiące ludzi w pobliżu polskich granic z różańcami w rękach to w oczach mainstreamu symbol zamknięcia na świat i zacofania. Ja widzę coś zupełnie innego. Ludzi, którzy odzyskują wiarę i pewność siebie, którzy zdają sobie sprawę, że w trudnych czasach przetrwamy tylko jako wspólnota w oparciu o silnie zakorzenione w naszym społeczeństwie wartości. Europa odwraca się od wszystkiego tego, co uczyniło ją pierwszą siłą w świecie. Polska tą ścieżką podążać nie chce i jej mieszkańcy dali temu powszechny wyraz.
Różaniec, w moich oczach, przyznam to ze wstydem, uchodził przez długi czas tylko jako atrybut rozmodlonych staruszek. Ot, taki religijny gadżet. A przecież rząd koralików nanizanych na sznurek to nic nowego pod słońcem. Pomagał wyciszać umysł, organizować w swoim skupieniu, by łatwiej poczuć obecność siły wyższej przedstawicielom różnych nacji, kultur i wyznań. Przedmiot nie tylko o walorach magicznych, ale i praktycznych.
Szyderstwa z różańca tzw. elit to element sukcesywnego zwalczania rdzenia kultury i tradycji europejskiej. Dzięki tej akcji mogliśmy zobaczyć z pełną wyrazistością, jak wybiórcza jest tolerancja i otwartość tych ludzi. Wszystko wszystkim wolno, byle nie chrześcijanom być chrześcijanami. Szczęśliwie ludzie mają swój rozum.
TOMASZ KIEJSTUT DĄBROWSKI