„Jestem wdowcem. W zeszłym roku straciłem żonę, tuż przed świętami. Zostaliśmy z synem sami. Sławek poszedł do siostry żony i u niej spędził święta. Szwagierka niby mnie też zapraszała, ale miała przy tym taką minę, że nie poszedłem. Nigdyśmy się nie lubili. Wolałem zostać sam.
Kiedy piszę te słowa, to jeszcze nie wiem, jaka będzie moja Wigilia w tym roku, ale chyba będzie podobna do tej, z zeszłego. Sławek miał wtedy 12 lat. Chciał zostać ze mną, ale ja mu kazałem iść do ciotki. Dla jego dobra. Co będzie siedział przy pustym stole. W tym roku szwagierka znów chce go wziąć do siebie. Co mam robić?”
– pyta Stanisław.
Proszę przyjąć ode mnie wyrazy współczucia Panie Staszku. Stracił Pan żonę, ale ma Pan syna! Rozumiem, że zeszłoroczne święta przygniotła żałoba. Trudno się dziwić, że nie miał Pan siły na przygotowania. Teraz jednak minął rok od tragedii i najwyższy już czas zacząć żyć w nowej sytuacji.
Mam takie wrażenie, że smutek zawładnął całkiem życiem Waszego domu. A pomyślał Pan czego chciałaby żona? Co usłyszałby Pan od niej? Czy chciałaby, żeby pański smutek był ważniejszy od Waszego syna? Żeby jej śmierć była ważniejsza od Waszego życia?
Po pierwsze pragnę wytrącić Pana ze smutku, który nadal tkwi w Panu, a lekarstwem na smutek jest myślenie o kimś innym, a nie o sobie. Żal nad sobą jest najgorszym doradcą, bo wpędza w depresję! Z Pana listu wynika, że skoncentrował się Pan na sobie i swoim bólu. A co ze Sławkiem? Nie dość, że stracił matkę, to jeszcze ma w domu zrozpaczonego ojca, który nie może dać mu żadnego oparcia. Czy pomyślał Pan jak strasznie samotny musi się czuć pański syn?
Po drugie, najwyższy czas na zmianę. Od tej chwili każde działanie i każda decyzja w Pana życiu ma być poprzedzona pytaniem: Co czuje mój syn i czego pragnie? Pytał go Pan o to? Bo 13-letni facet wie już doskonale czego chce i z pewnością potrafi to powiedzieć.
Bardzo źle się stało, że odesłał Pan dziecko od siebie w okresie najsilniejszej żałoby. On przecież cierpiał nie mniej niż Pan! Sławek stracił matkę, a w czasie świąt nie miał przy sobie ojca. Myślę, że bardzo i wtedy, i dzisiaj Pana potrzebuje. Czy rozmawiacie ze sobą o mamie? Czy wspominacie ją w tych dobrych chwilach, które razem spędziliście? Czy pozwolił Pan Sławkowi mówić o jego żałobie? Zanim nadejdą święta warto zrobić porządek ze swoimi uczuciami. Może Sławek usłyszy od swojego ojca, że jest kochany?
W tym roku nie znajdzie Pan argumentów za spędzeniem świąt z dala od syna. Oczywiście rodzi się pytanie, gdzie je macie spędzić? Wyobraziłam sobie, jak we dwóch uczycie się w kuchni lepić pierogi z kapustą i grzybami, jak smażycie karpia. Założę się, że znajdziecie w domu książkę kucharską, a jeśli nie to szwagierka lub sąsiadka chętnie ją wam pożyczy. Może nawet pomoże przygotowywać Wigilię? Przecież to jest najpiękniejszy dzień pojednania, kiedy zapominamy urazy, wybaczamy swoim wrogom, którzy nas skrzywdzili, a cóż dopiero takiej szwagierce, która „krzywo spojrzała”. Może właśnie jest czas, żeby Pan zaprosił szwagierkę i jej rodzinę do siebie na Wigilię? Życie jest podążaniem w przód, a nie oglądaniem się za siebie.
Pracowałam wiele lat temu z młodzieżą w świetlicy terapeutycznej. Pamiętam szczególnie jedno spotkanie.
Jeden z chłopaków przeżywał prawdziwy dramat, ponieważ po odejściu matki, ojciec zmienił wyznanie. To nowe wyznanie ojca nie uwzględniało Świąt Bożego Narodzenia. On i jego młodszy brat nagle zostali pozbawieni wszelkiego oparcia, to co znali i kochali zniknęło z ich życia, a oni zupełnie nie potrafili się w tym znaleźć. Pamiętam potworne cierpienie, które przeradzało się w rezygnację, gorszą od buntu. Ich ojciec znalazł oparcie dla siebie w nowej wspólnocie, ale zrobił to kosztem swoich synów. Ten 19-latek i jego 13-letni brat mogli już tylko sami dla siebie być oparciem, ponieważ ojciec zabronił im wtedy kontaktu z Kościołem i katolicką rodziną.
Piszę o tym, ponieważ tamto zdarzenie wciąż we mnie powraca i zadaję sobie pytanie, czy mogłam wtedy zrobić coś więcej ponad oparcie, które starłam się dawać w trakcie spotkań. Zupełnie inaczej wygląda Wasza sytuacja.
To Pan, Panie Staszku, ma potężną moc w swoich rękach, jaką daje ojcowski autorytet. Może Pan dać swojemu, doświadczonemu przez los, synowi i szczęście, i poczucie, że jest wiele wart dla Pana. Kiedy odświętnie ubrani, przy kolorowej choince będziecie się łamać opłatkiem, niech mu Pan powie coś prawdziwego, coś co płynie prosto z serca, w miejsce zdawkowych „wszystkiego najlepszego”. Mogłoby to brzmieć na przykład tak:
„Wiem synku, jak jest Ci ciężko po stracie mamy, bo i mnie jest ciężko, ale ja chciałbym, żeby nasze życie ją cieszyło, kiedy na nas patrzy z góry. Wiedz, że jesteś dla mnie wielką pociechą, że codziennie dziękuję Bogu za ten wspaniały dar, jakim mnie obdarzył, za Ciebie. Bardzo Cię synu kocham i chcę żebyś wiedział, że zawsze możesz na mnie liczyć. A pod choinkę daję Ci moją wiarę w Ciebie. Niech Ci się spełnią Twoje marzenia i pozwól, żebym i ja uczestniczył w ich realizacji. W każdym razie obiecuję Ci pomoc tak długo, jak długo będziesz jej potrzebował”.
Oczywiście Panie Staszku, każdy mówi po swojemu, więc ja z kolei wierzę, że potrafi Pan ubrać we własne słowa to, co chce Pan powiedzieć swojemu synowi.
Życzę Wam wiele szczęśliwych chwil na te święta i na nowy rok. Może nowonarodzony Zbawiciel przyniesie Wam pod choinkę właśnie ukojenie...
Katarzyna Echt