Nadchodzą gorące chwile, bowiem wybory samorządowe należą do naprawdę ekscytujących. Pamiętam, jak biegałem z ulotkami. Nie tyle z uwagi na łaknienie świeżej władzy, co z faktu potyczek, powrotów i kolejnych wyżyn literackiego przekupstwa w postaci listów oraz ulotek lokalna społeczność oczekuje wycieczek do urn. Dowodem na to jest chociażby frekwencja, która stanowi niemały dysonans do innego rodzaju wyborów. Znane nazwisko z etykietą czy znajomy bezpartyjny?
Już w latach 70. władza obiecywała nowy chodnik na Osiedlu Lubawskim, ale do dziś potykam się o wystające płyty. A tuż obok fruwają miliony. Czemu o tym mówię?
Najistotniejszym dogmatem demokracji jest możliwość wyboru. W istocie za wolność ponosi się pewną odpowiedzialność – w tym wypadku zbiorową. Nie chciałbym uskarżać się na fakt, że demokracja to rządy niemal pajdokratyczne i infantylne, ale takie słowa na usta się pchają. No bo jak można nazwać sytuację, w której na miesiąc przed wyborami wielmożny startujący stara się przekupić, inaczej przekonać obojętną mu jednostkę realizacją skrytych marzeń, które często wydają się mieć wymiar indywidualny? Jak zjesz obiad, to dostaniesz deser.
Czasami nietrudno się domyślić, czego brakuje przeciętnemu Kowalskiemu. Czasami nawet media ułatwiają zadanie kandydatom na posadki, bo miejscowa ludność uskarża się na niesłownych włodarzy, wymieniając na łamach gazet czy w innej publicznej formie swoje niezaspokojenia.
Pozdrawiam z tego miejsca czytelnika mojej samozwańczej publicystyki, który prosi o zajęcie stanowiska w sprawie wystających na drogi publiczne żywopłotów, chociażby tych przy ulicy Kresowej. Zanim, to dodam, że przy długich schodach łączących bulwar nad Małym Jeziorakiem i postój taksówek, również wyrasta – uniemożliwiający przejście – krzew, któremu chyba ostatnio za dużo wody się dostało. Ja bym go wyciął na miejscu właściciela, ale znając życie, dopiero sekator zadziała, jak sam gospodarz się o roślinkę potknie. Wyczuwam zadanie dla strażnika miejskiego.
An nescis, mi fili, quantilla prudéntia mundus regatur? Czyż nie wiesz, mój synu, jak mało trzeba rozumu do rządzenia światem? Axel Oxenstierna.
Wydaje mi się, że nie jestem skażony. Skąd takie słowo? W jakim kontekście użyte? Pewnie trudniej nauczyć się intuicji, oryginalności oraz zaradności niż wiedzy na temat administracji i różnej maści ordynacji. Mnie, młodego człowieka, nurtuje fakt, że niezłomne podmioty władzy Ziemi Iławskiej traktują swoje funkcje jak zawody i przegrana w wyścigu z Ostródą czy Lubawą wcale ich nie demotywuje. Względy turystyczne czy przemysłowe mam tu na myśli albo ich częściowy brak. Skażenie może polegać w tym momencie na istocie niezłomności, która przejawia się nijakością. W momencie, kiedy coś nie jest ani dobre, ani złe, posiada miano akceptowalnego.
Dobrze wygrzane miejsce i rozpoznawalne nazwisko to klucz do bram władzy. Niektórzy wręcz poumierają w pracy – ciekawi mnie, ilu iławskie urzędy zatrudniają pracowników w wieku emerytalnym? Swoją drogą, kiedy w cenie będzie prawda a nie czcze gadanie? Dalej, skoro już ta wiedza na temat administracji z czasem przyszła, to patrząc na drugą stronę medalu, te cnoty wyjątkowe, nie zawsze pospolite, wydawałoby się, że leżą i wołają o pomstę.
Oto objawy. Iława przez wiele lat nie potrafiła się konkretnie ukierunkować, czyli postawić na nurt, na którym popłynęłaby do konkretniejszej infrastruktury i stabilnej sytuacji zawodowej mieszkańców miasta. Nachodzi ogromna ochota na obejrzenie ulotek z poprzednich kampanii. Rozliczenie, mała lustracja byłaby w cenie – ale kto i komu? Ci, co by chcieli, to nie mogą, a tym, którym by to się udało, zwyczajnie nie chcą z oczywistych powodów.
Z punktu widzenia kogoś, komu nie przeszkadza fala emigrantów oraz częsta walka małych przedsiębiorców z urokami tych większych i atrakcyjniejszych, jest wszystko w porządku. Jednak kiedy kolejny raz upadasz, dziwi cię, czemu miasto nie może oddać za bezcen którejś z działek pod miejsce pracy dla swojej owcy, o którą ma za zadanie się troszczyć. Nadal to na pewno abstrakcja, żeby w przetargu wygrywała kolejność zgłoszeń. Nadal to na pewno abstrakcja, żeby pracy było za dużo, a emigrację zastąpić imigracją!
Praca to też w gruncie rzeczy kwestia zakryta. W Biuletynie Informacji Publicznej była mowa o kilku miejscach pracy – taki jeden z wielu przypadków. Okolice budżetówki rzecz jasna. Oferty nie trafiają do urzędu pracy, ale giną i przy tym milkną. Dyskusji o tym brak – zwyczajnie nie było wiadomo, kiedy i gdzie. Nie chcę głośno obarczać zarzutami konkretnej jednostki – takie skrywanie stołków to nic nowego, a znowu by mogło się okazać, że więcej nas ma po znajomości, niż po Bożemu. Stąd ta cisza pewnie. Ja poza tym nie pamiętam.
Ale... hipotetycznie – kończę studia i jakimś dziwnym trafem, jak moi rodziciele, pragnę zostać nauczycielem. Biorąc pod uwagę dość cienką sytuację na nauczycielskim rynku pracy, dodając do tego moje poglądy – jakie mam szanse na otrzymanie pracy w szkole, gdzie prym wiodą posłuszni swoim zwierzchnikom ze starostwa czy gminy dyrektorzy? Pod warunkiem tego, że układy w Polsce to tylko mity i teorie spiskowe, to spore – inaczej jestem na pozycji straconej, mimo swojej nieodpartej chęci i pokory, które bym okazywał w pracy.
Stąd też może nie widuje się na ulotkach kandydatów z partii populistycznych, walczących w interesie socjalistów, socjalistów chadeków albo socjalistów rolników treści, w których zapewnią o nieskrępowaniu z jakimkolwiek układem lub układzikiem. To może firma rekrutująca urzędników? Oczywiście wybrana uczciwie!
Zatem warto wiedzieć, że polityk, który chce więcej dawać, musi też więcej zabrać. Co gorsza, żaden w swoich postulatach nie chcę ograniczyć swoich poborów, co w gruncie rzeczy przysporzyłoby niezłego mętliku w głowie wyborców – bo jak to? Tak się da? Jeśli ktoś by oznajmił, że potrzebny jest bilans i spłata długu a nie inwestycje w tym narastającym skansenie emerytalno-biurokratycznym, to taka demokracja nie byłaby atrakcyjna.
Czego możemy się spodziewać? Kilku lat dojenia unijnej Mućki, która z każdym rokiem generuje beneficjentowi ogromne wydatki pokrywane z podatków, które finalnie mogą wykończyć gospodarkę kraju, jak było w przypadku Grecji. Składki unijne, urzędnicy, części dofinansowań i wszystko to, o czym się nie mówi. A na pewno nas tym będą chcieli częstować – znowu, pod pozorem tego, że jeszcze się nie skończyło i że akurat on albo on tym dobrze zagospodaruje.
Na moje, to pasa trzeba zacisnąć – i koniec z tym populizmem politycznym!
KAROL CHOŁASZCZYŃSKI