Postrzegamy świat przy pomocy czterech odmiennych zjawisk, inaczej żywiołów. Wiele razy konfrontujemy, bawimy się w samego Boga, co zdaje się być groźniejsze, siejące większe spustoszenie wśród szeregów bezbronnych ludzi. Moja subiektywna racja głosi coś innego, znacznie winę spychając w stronę człowieka. O ile faktycznie czasami nie mamy wpływu na dokładną datę, godzinę i wysokość fali tsunami, tak poniekąd ten sam żywioł wody w stanie spoczynku jesteśmy w stanie dostatnio ujarzmić. Skąd wiem? Bo nam przyjaciele z dawnego Beneluksu przypominają – dziwią się, zachodzą w głowy, że u nas tylu topielców. Z pewną dozą dystansu, w sposób lapidarny – o wodnym żywiole, dla Iławy też groźnym.
Nikogo to wcale nie dziwi – ten sezon przysporzył nam przeszło 350 sztuk ofiar utonięć. Z perspektywy wiadomości z telewizora to kolejna przykra wiadomość, która przykuwa wzrok widza. Kochamy takie nowinki, kochamy nieszczęścia i dramaty ludzkie. Krew na rękach i rozlane mleko na podłodze – nie wiem, czy fenomen polega na wielkim współczuciu, dowartościowaniu samego siebie i swojej relatywnie dobrej sytuacji, a może posiadaniu cennej wiedzy potrzebnej do rozmów z innymi.
Skądinąd wiem, że ludzie częściej rozmawiają o rzeczach negatywnych, słabej kondycji kraju i złych rządach polityków aniżeli o fragmentach z życia, które układają się po myśli i tym, że Polska ma też w zanadrzu młodych, zdolnych i świadomych ludzi. Nawiązanie trafne, bo taki ortodoksyjny pesymizm doprowadzić może do wielu śmiercionośnych chorób, napędzonych dodatkowo nieodłącznym stresem i pośpiechem. Nie warto – co nie znaczy, że mamy popadać w hura optymizm, dotrzymujący kroku angielskiej kulturze „fine na każdą okazję, na każde pytanie”.
Mniej więcej przypominałoby mi to Orwellowskie opowieści, mimo że to nie ten klimat – widzę bliźniacze otumanienie. Otumanienie, które zwraca uwagę na kwestie mniej istotne, którymi PR-owcy i spin doktorzy w nas bezlitośnie celują. Do rzeczy może, bo zmierzam ku komunie, a to taki przykry, niczym ostatnie zatonięcia ustrój. Ośmielę się wypunktować prawdopodobne przyczyny beznadziejnej statystyki osób, które z żywiołem przegrały, w większości na własne życzenie.
1. Ciągle ktoś, jak nie samorządy, to media, tłumaczy zaistniały fakt – a to upałami, jakby Polska przez wieki przeżywała arktyczne mrozy, a teraz ludzie zmałpieli na punkcie ochładzających kąpieli nie przy pomocy przerębla. Logika wskazywałaby, że upał wywołuje większą liczbę kąpiących się w różnego rodzaju akwenach i tym samym może zdarzyć się więcej utonięć. Argument nie jest trafny i nieusprawiedliwiający na przykładzie istoty rozumnej – patrz człowieka. Odpowiedzią jest brawura i poziom intelektu na poziomie ameby. Nie umiesz pływać, trzymaj pod nogą grunt. Piłeś – nie wchodź do wody. Komunikaty są proste jak konstrukcja cepa, jednak to ciemnota nie potrafi pokłonić się przed silniejszą sobie wodą, uznać jej wyższość w wielu przypadkach i sytuacjach. Same chojraki. Jakiekolwiek usprawiedliwianie szkodzi, dlatego że daje pewność i cień szansy ludziom na to, że to nie ich wina i nie mają być ostrożni.
2. Lubimy dzicz, lubimy swobodę. Każdy ma w sobie cząstkę anarchisty, wolnościowca – czasami chwila zapomnienia decyduje o naszym życiu, o życiu naszych bliskich. Wybieramy się na niestrzeżone plaże. Na kąpielisku odpowiadamy za siebie, ewentualnie za swoich podopiecznych, czyli dzieci i niepełnosprawnych. Czy wybór brzegu nieznanej i nieprzewidywalnej Warty albo środka ogromnego jeziora jest w obliczu zwykłego człowieka mądry? Niech by on uprawiał w życiu triathlon typu ironman – nie zmieni to faktu, że woda może okazać się silniejsza, że jeden skurcz może spowodować o jego pójściu na dno. Ile osób utonęło w polskich kąpieliskach krytych, dobrze nam znanych jako aquaparki, baseny i termy? Dobrze by było, jakby jeden utonął, w co wątpię. Wybieramy żywioł i słusznie, bo z niego też można bezpiecznie korzystać – można nie jest synonimem umieć. Brak odpowiedzialności bywa tragiczny w skutkach – ludzie będą tonąć, będą sprzyjać ryzyku śmierci, dopóki…
3. A dzicz trzeba zlikwidować. Niechże synonimem dobra i wolności nie będzie brak fachowego nadzoru ratownika, ale warunki cywilizacji i bezpieczeństwa dla pływających, które są słusznym wyborem. Pozostawianie niezagospodarowanych kąpielisk, tzw. dzikich, to strzał w stopę omawianej tu statystyki. Zadłużone samorządy – czas zacisnąć paski, wciągnąć brzuchy i ku życiu pływaków zadziałać!
4. Głupi i pijacki postkomunistyczny naród nie może jednocześnie korzystać z dwóch dóbr – rekreacji w wodzie oraz alkoholu. Nie zdołamy zapobiec każdemu wejściu pijanego człowieka do niestrzeżonego kawałka morza, rzeki czy jeziora – zapewne policja robi, co może, ale niech robi więcej. Specjalne patrole brzegowe wód słodkich i słonych, wysokie grzywny za kąpiele pod wpływem i topielców mogłoby być o kilku mniej. Skoro taki człowiek sam nie potrafi zadbać o swoje bezpieczeństwo, to prośmy państwo, żeby nauczało o wartości życia i jego doczesnej niepowtarzalności. Co gorsza, bywają też pijani sternicy w liczbie 12 na Warmii i Mazurach przez okres letni – odpowiednik chlora na drodze, zero wyobraźni na łajbie ludzie.
5. Jak już żyjemy w opiekuńczym państwie, w którym o niczym nie możemy decydować, to proponuję wprowadzić przymusową naukę pływania w szkołach. Niechże dzieci wychodzą ze szkoły z dodatkową umiejętności, jako że po glebie potrafią chodzić, to w wodzie powinny pływać. Powietrze i ogień zostawmy na razie w spokoju.
Sezon na ogórki dobiega końca – błędy jednak można jak najbardziej zniwelować w roku przyszłym. Teraz każde kolejne utonięcie, czy to w regionie, czy to na terenie kraju, zdaje się być tylko znieczuleniem dla społecznej świadomości. Od Holendrów wiemy już, że cechuje nas brak kultury pływania połączony z nieodłącznym alkoholem. Zwrócili uwagę na nas, bo nawet na ich małym depresyjnym skrawku trzodzimy z trawą i kratami browarów na plażach, co kończy się paroma zgonami.
Wypoczynek nad wodą może stać się przyjemniejszy i bezpieczniejszy. O ile na drogach, miejscach koniecznych podróży wiemy, że dzieje się źle, bo prędkości i masy pojazdów w połączeniu niekiedy z idiotyzmem są zawrotnie niebezpieczne, to dobrowolne miejsce relaksu, takie jak plaża, nie powinno obfitować w czarne worki ze zwłokami, ewakuacje i znużonych pracą nurków. I w pewnym sensie rolą komórek centralnych i lokalnych jest zadbać o warunki kąpielisk nadzorowanych ratownikami, pełniących infrastrukturę turystyczną – zachęcając do kulturalnego, w towarzystwie zdrowych soków i wód odpoczynku.
Co na chwilę obecną widzę? Odkryłem 5. żywioł – jest nim człowiek, najgroźniejsza, samo siejąca sobie biedę istota.
KAROL CHOŁASZCZYŃSKI