Każde święta są okazją do rodzinnych spotkań i długich rozmów. W tym roku zapewne w niejednym domu przy niejednym świątecznym stole pojawią się tematy związane z bieżącymi wydarzeniami w sferze polityki. I jak to zwykle bywa, ocena ich będzie różna zależnie od własnych poglądów i sympatii politycznych.
Największą część społeczeństwa interesować będzie głównie sprawa realizacji obietnic socjalnych.
Innym sen z powiek spędza przyszłoroczne rozpoczęcie reformy oświatowej i związane z nią stopniowe „wygaszanie” gimnazjów i perspektywa utraty pracy. Za to rodzice dzieci mających w następnym roku rozpocząć naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej będą mogli odetchnąć z ulgą. Do nich bowiem ma należeć decyzja, czy swoje sześcioletnie dziecko poślą do szkoły, czy też przedłużą im o jeszcze jeden rok okres beztroskiego dzieciństwa. Powodów do optymizmu nie mają na razie tak zwani frankowicze, gdyż sprawa pomocy dla nich zawisła w próżni.
Dobrze za to, że „przeminął z wiatrem” rzucony jakiś czas temu nieopatrznie pomysł o umieszczeniu bomby atomowej w Polsce. Wszyscy jesteśmy zwolennikami zachowania poczucia bezpieczeństwa, ale jedyne bombki, jakie wolimy u siebie widzieć, to te na choinkach.
Jednak tematem numer jeden, wyskakującym już niemal z lodówki, to trwający od dłuższego czasu konflikt związany ze sprawą Trybunału Konstytucyjnego. Rozgrywa się on co prawda głównie w stolicy, ale jego skutki dosięgły też niektóre miasta regionalne. Ostatnio zajrzał także na nasze powiatowe podwórko.
Każdy z nas ma zapewne na ten temat własne zdanie, o ile się oczywiście jeszcze nie zagubił w tym całym galimatiasie zdarzeń, sprzecznych argumentów i emocji. Co prawda zaczyna się mówić o jakiś rozwiązaniu ustawowym, ale jego wstępnie przedstawiona treść zadowala tylko jedną ze stron.
Słabość ustępującej Platformy przynajmniej po części jest spowodowana walką o przywództwo, która wkrótce powinna się zakończyć. Czy to wystarczy, aby odzyskać stracone pozycje, pokażą czas i kolejne wyborcze sondaże. W notowaniach pozostałych partii nie widać rewolucyjnych zmian. Zdarzają się pewne wahania, ale dominuje tu raczej stagnacja. Należy jednak pamiętać, że sondaże wskazują pewne tendencje w nastrojach wyborczych, a realia parlamentarne na następną kadencję określiły ostatnie wybory.
Pojawiły się głosy o konieczności referendum narodowego w sprawie skrócenia kadencji, ale ich siła – przynajmniej na razie – jest znikoma. Generalnie, próbując przełożyć aktualną krajową sytuację polityczną na język meteorologiczny, można powiedzieć, że „wiatr historii” po krótkiej chwili spokoju wieje nadal. Tyle że... w innym kierunku. I miejmy nadzieję, że nie przekształci się on w jakieś „polityczne tornado”, a „partyjne fronty burzowe” złagodnieją. W końcu przynajmniej w okresie świątecznym przydałoby się nam wszystkim trochę więcej „świętego spokoju”.
Zgoła inaczej rzecz się ma na naszej powiatowej scenie politycznej. Tutaj, po parlamentarnej rozgrywce i związanych z nią emocjach, zapanowała niemal grobowa cisza. Przerywają ją tylko informacje i wywiady o bieżącej działalności samorządowej oraz ostatnio – podsumowujące wystąpienie prasowe jednego z iławskich radnych. W sumie jest to dobry pomysł. Służy on nie tylko zaistnieniu lokalnych polityków na powiatowej scenie, ale lepiej pozwala nam poznać i ocenić ich działania.
Ostatecznym podsumowaniem są oczywiście wybory, ale łatwiej jest dokonywać decydującego skreślenia, mając większą wiedzę i wyrobiony pogląd na danego kandydata. Inaczej może powtórzyć się sytuacja z ostatnich wyborów parlamentarnych, kiedy to nasi powiatowi politycy „prawie” zwyciężyli.
Jest u nas chyba nazbyt częsty zwyczaj, że po wyborach przegrani politycy zapadają w swego rodzaju letarg polityczny, aby obudzić się tuż przed wyborami. Z nową energią i nadziejami zabierają się ponownie za krótką i najczęściej standardową kampanię, która ma ich zaprowadzić na upragnione stanowisko. Jest to rzeczywiście wspaniały pomysł na... ponowną porażkę. A przecież można inaczej i wcale nie trzeba daleko się rozglądać, aby dostrzec przydatne wzory do naśladowania.
Jest w naszym powiecie i w sąsiednim – nowomiejskim, co najmniej kilku czołowych przedstawicieli lokalnej polityki, którzy świetnie wypracowali sobie własne metody osiągania celów wyborczych.
Oczywiście są oni w uprzywilejowanej pozycji, bo zajmują określone stanowiska, mogą sukcesywnie korzystać z podległego im budżetu, a każde ich działanie promują media lub oni sami. Trzeba jednak zauważyć, że ich osobisty sukces nie spadł im z nieba, ale musieli na niego – niejednokrotnie przez wiele lat – wytrwale pracować.
Stąd też nasuwający się prosty wniosek, że jeżeli chce się zrealizować swoje ambicje polityczne, należy wyciągnąć wnioski z poprzedniej porażki i zabrać się do żmudnej, wyborczej roboty.
LESZEK CHABURSKI