Rozmowa z PIOTREM ŻUCHOWSKIM z Szałkowa koło Iławy, dyrektorem Muzeum Warmii i Mazur, byłym kandydatem na burmistrza Iławy (2018), obecnie kandydatem na posła – który komentuje obecną sytuację polityczną w Iławie.
PIOTR ŻUCHOWSKI:
„Wyścig o fotel burmistrza Iławy przegrałem
minimalnie, między innymi dlatego, bo nie miałem
w internecie armii anonimowych hejterów”
– Czy śni się panu po nocach minimalnie przegrana pierwsza tura wyborów na burmistrza Iławy?
– Rzeczywiście, 38 głosów to bardzo niewiele, a tyloma głosami pan Dawid Kopaczewski pokonał mnie i wszedł z drugim wynikiem do drugiej tury, by tam pokonać pan Adama Zylińskiego i w efekcie zostać burmistrzem. Wyborcy zawsze mają rację. Wynik wyborczy jest faktem, nawet jak przegrywa się jednym czy jak w moim przypadku 38 głosami, dlatego nic mi się nie śni… (śmiech).
– Czy analizował pan przyczyny takiego wyniku?
– Oczywiście, bo funkcjonuję w polityce ponad 20 lat. Próbowałem ustalić pewne rzeczy, poprosiłem o to nawet fachowca, żeby sprawdził, co robiłem źle.
– Właśnie, czy można mówić tu o jakimś kampanijnym błędzie z pańskiej strony?
– Tak, w mojej kampanii na burmistrza Iławy były błędy. „Iława chce zmiany na stanowisku burmistrza”, taki wniosek wyciągnąłem po wielu rozmowach z mieszkańcami Iławy na wiele miesięcy przed wyborami. Pomyślałem, że z moim dużym, wieloletnim doświadczeniem samorządowym, z tym, czego się nauczyłem i wszystkimi kontaktami, będę mógł pracować dla Iławy skutecznie i efektywnie. Właśnie dlatego zgodziłem się wystartować – i przyznam, że myślałem o pracy przez dwie kadencje. Ale w punkcie wyjścia był mały minus: nie jestem mieszkańcem Iławy, pomimo że z tym miastem jestem związany, jak i cała moja rodzina. Nie mamy tu jednak swojej klatki w bloku, osiedla czy ludzi, z którymi żyjemy i się spotykamy, bo przez 40 lat mieszkałem w Szymbarku, a przez kolejne 15 lat w Szałkowie. Przecież 38 głosów to na dobrą sprawę wyborcy z dwóch klatek iławskiego bloku. Drugim faktem jest to, że kiedy przestałem być wiceministrem kultury, to najpierw przez półtora roku pracowałem w Elblągu jako doradca prezydenta, będąc jednocześnie przewodniczącym sejmiku warmińsko-mazurskiego. Dzień wyglądał tak, że wstawałem o godz. 5, następnie o godz. 6 wsiadałem w samochód i dopiero o godz. 17 byłem z powrotem w domu. W taki sposób kontakt z niektórymi wydarzeniami czy ludźmi się po prostu urywa. Potem zostałem dyrektorem Muzeum Warmii i Mazur, czyli codzienny dojazd do Olsztyna. Niektórzy mówili nawet: „Piotr, ciebie jest w Iławie za mało”. Ale ostateczny wynik ostatnich wyborów na burmistrza Iławy to splot wielu okoliczności.
– To w takim razie co złożyło się na ostateczny sukces Dawida Kopaczewskiego?
– Zacznę od osoby kandydata PiS, czyli Macieja Mikołajczyka, najmłodszego z kandydatów, nomen omen niezwykle miłego młodego człowieka. Z rozmów, jakie przeprowadziłem w trakcie kampanii, wynikało, że pan Mikołajczyk ma zapewnione głosy twardego elektoratu swojej partii, a na uwagi co do jego bardzo młodego wieku i małego doświadczenia w samorządzie odpowiadano „przyuczy się”. W drugiej turze, gdzie znaleźli się Adam Żyliński i Dawid Kopaczewski, to hasło „przyuczy się” przejął ten drugi. Ale decydujący był atak na moją osobę, który pojawił się w przestrzeni mediów społecznościowych. Trzeba podkreślić, że były to pierwsze samorządowe wybory w Iławie, w których tak ogromną rolę odegrały: Facebook, forum „Kuriera” i przeróżne grupy, które są połączone w sieci. Nie jestem mistrzem w operowaniu tego typu rzeczami pewnie dlatego, że hejt mnie po prostu brzydzi. A tu, oprócz nawalania we mnie w internecie z ówczesnego ratusza, wychodziła w miasto wysublimowana kampania szeptana, czyli plotki i pomówienia wobec mojej osoby przekazywane z ust do ust… Adam Żyliński zapewne nie zdawał sobie sprawy, że atakując mnie, piłuje gałąź, na której sam siedzi, bo z czasem zaczęto nas dwóch łączyć jako tych starych, warszawskich, wycwanionych polityków, którym zawsze chodzi tylko o stołki. Dawid Kopaczewski musiał być bardzo sumiennym studentem politologii, bo zarządzanie komunikacją opanował w stopniu mistrzowskim: dwa tygodnie pomiędzy pierwszą i drugą turą wykorzystał w pełni i zmobilizował wyborców, który poszli i zagłosowali, ale w dużym stopniu to było głosowanie „przeciwko” Żylińskiemu, a nie „za” Kopaczewskim.
– Twierdzi pan, że internetowy hejt, inaczej nazywany mową nienawiści, nie był pańskim orężem w kampanii?
– Poprosiłem mojego kolegę z Warszawy, który zajmuje się wyborami, żeby przeanalizował to, co się działo i jego diagnoza była jednoznaczna. Od strony klasycznej, czyli kontaktu z wyborcami czy prezentowania kandydatów, pokazałem się dobrze, co obrazują wyniki. Kampania była bardzo spójna. Tylko nie miałem własnych, anonimowych hejterów, bo nie miałem. Do dnia dzisiejszego nie mogę się przełamać do takich metod prowadzenia polityki. Nigdy w życiu nie napisałem donosu, nigdy w życiu nie napisałem anonimu, po prostu się takich metod brzydzę. Oczywiście, mogę wygłaszać kontrowersyjne opinie, ale zawsze się pod nimi podpisuję. Nigdy nie zgodzę się na załatwianie spraw w „białych” rękawiczkach przez kogoś innego. Hejtu nie uprawiałem i uprawiać nie będę. Brzydzę się takimi metodami, ale jak to mój kolega powiedział: „Albo się tego nauczysz, albo będą cię tłukli”.
– Jak ocenia pan obecny układ samorządowy burmistrzrada w iławskim ratuszu, gdzie znalazło się aż 6 osób z pańskiego komitetu?
– Panu Kopaczewskiemu zaraz po wyborach życzyłem jak najlepiej, bo Iławie życzę jak najlepiej. W radzie miasta powstała nie koalicja, ale raczej dość niedookreślona forma współpracy z radnymi, którzy wybrani zostali z mojego komitetu. Moje zdanie jest takie, że skoro miasto zadecydowało, że chce takiego burmistrza, to niech ta współpraca jest.
– Jak ocenia pan pracę samego burmistrza?
– Obecną sytuację w mieście bardzo obrazowo nazwał mój dobry kolega z czasów liceum, który jest urodzonym iławianinem. Powiedział, że w pierwszej turze głosował na mnie, ale w drugiej już na Kopaczewskiego. Niedawno powiedział mi: „Piotr, wiesz co? Ten nowy burmistrz rozprzestrzenia iławską odmianę afrykańskiego pomoru świń. Panuje ASF, czyli Apatia, Sekciarstwo i Fejsbukowanie”.
– Jak to rozumieć?
– Jest absolutna apatia w zarządzaniu. Znam urzędników z ratusza, więc te sygnały docierają też do mnie i nie są zbyt ciekawe, bo bardzo wartościowi pracownicy odchodzą, inni zaś po cichu szukają pracy. „Apatia” polega na tym, że miasto po prostu dryfuje – nie ma kierunku, pomysłu, są robione tylko „miękkie” akcje. Burmistrz Kopaczewski wpisuje na swoim Facebooku coś w stylu „kochani mieszkańcy Iławy, rozwiążmy to wspólnie… jakie kolory winny mieć autobusy miejskie?”. Dostaje ponad 250 polubień i dyskusja trwa… „Sekciarstwo” z kolei znaczy, że Dawid Kopaczewski jest otoczony grupką ludzi, z którymi robił wybory i ludzie ci mają ogromny wpływ na burmistrza – on się z nimi kontaktuje, a oni wymuszają na nim pewne rzeczy. To sekciarstwo najjaskrawiej widać na Facebooku. Jest grupa ludzi, która daje po łbie innym w momencie, gdy ktoś nie zgadza się z burmistrzem, kto ma inne zdanie niż burmistrz Kopaczewski, zostaje przez jego wielbicieli zaszczekany. I to jest to „Fejsbukowanie”, mylenie realnych problemów miasta z wirtualnymi pseudodyskusjami w internecie. Mój kolega mówi, że dzisiaj w Iławie nie możesz nawet inaczej myśleć, bo od razu oberwiesz. Ale ja mówię niezmiennie: Iława ma takiego burmistrza, jakiego sobie wybrała. Przecież wyborcy głosujący na pana Kopaczewskiego wiedzieli, że jest zielony, że nie ma pojęcia, jak zarządzać Iławą… Demokratyczna większość zadecydowała i ta decyzja jest wiążąca. Wybory, stawianie krzyżyka na karcie wyborczej to nie plebiscyt piękności, ale bardzo poważna i odpowiedzialna rzecz.
– Czy pana zdaniem do mieszkańców Iławy zaczyna docierać to, o czym pan mówi?
– Panie redaktorze, to pan jest mieszkańcem Iławy, więc zapewne coś pan wie na ten temat… (śmiech). Spotykam takich mieszkańców Iławy, którzy sami z siebie zaczynają sobie zadawać pytanie: Czy leci z nami pilot?! Ale zapewne do większości mieszkańców w ogóle nie dociera, co się dzieje i jak zarządzane jest ich miasto. Przecież w internecie Dawid Kopaczewski ciągle kreowany jest na Dawida, który pokonał nie jednego a dwóch Goliatów, bohatera, który przecież jest jednym z nas, mieszka z nami w tej samej blokowej klatce i żyje razem z nami.
– A pana zdaniem, jakie najpilniejsze działania powinien podjąć obecny burmistrz Iławy?
– Niestety nie tak spektakularne jak organizowanie Soundlake Festival czy instalowanie dwóch rowerów dla urzędników… To burmistrz odpowiada za budżet miasta, a Iława zahamuje na najbliższe lata, jeżeli budżet nie zostanie pilnie zrestrukturyzowany. To są niestety decyzje trudne i niepopularne społecznie. Są samorządowcy, którzy takie rzeczy robili, na przykład Witold Wróblewski, który przejął najbardziej zadłużone miasto w Polsce – Elbląg, a dziś budżet odzyskał płynność i realizowane są tam potrzebne inwestycje.
– Dawid Kopaczewski tłumaczy, że przejął po Adamie Żylińskim projekt budżetu. Być może dopiero kolejny finansowy rok, 2020, będzie jego autorskim?
– Już w zeszłym roku można było pewne rzeczy zrobić, bo budżet można zmieniać także w trakcie roku. Nie widziałem sygnałów takiej zmiany. Czekam, co będzie zaproponowane na jesieni, jednak jak na razie nie widzę żadnych przygotowań do tego. Dochodzą mnie głosy, że będzie to po prostu kontynuacja, bo to wygodne.
– Przegrał pan wybory, nie został burmistrzem, ale dalej jest pan dyrektorem dużej instytucji Muzeum Warmii i Mazur.
– Kontrakt mam do 2022 roku. Muzeum Warmii i Mazur to sieć 8 rozrzuconych po całym województwie muzeów. Siedziba znajduje się na zamku w Olsztynie, ale jest też zamek w Lidzbarku Warmińskim, muzeum w Szczytnie, w Mrągowie, Morągu, Muzeum Przyrody w Olsztynie, Dom Gazety Olsztyńskiej i Zamek w Reszlu. Jako historyk sztuki realizuję się w tej pracy. Kiedy zostałem dyrektorem, miałem 160 pracowników, obecnie po restrukturyzacji jest ich 140. Budżet tej instytucji to ponad 9 milionów złotych. To największa instytucja kultury w województwie. Zeszły rok po raz pierwszy od dawna zamknęliśmy z zyskiem. Zwiększyłem przychody, powstało kilka ciekawych wystaw, przygotowuję poważne inwestycje. Muzeum zaczyna żyć, oddychać dwoma płucami. Do tego od niedawna jestem przewodniczącym rady największej artystycznej uczelni w Polsce, czyli Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, zatem zawodowo czuję się spełniony, na brak pracy i wyzwań nie narzekam.
– Muzeum w Ostródzie panu nie podlega?
– Nie, to instytucja miejska, podobnie jak muzea w Elblągu i Ełku.
– Czy pańskim zdaniem Iława zasługuje na miejskie muzeum?
– Uważam wręcz, że brak iławskiego muzeum to zaniedbanie. Z muzeami tak jest – jak ma powstać, to bardzo często słyszy się wiele głosów krytycznych, a jak już powstanie, to wszyscy się nim szczycą. Muzeum to ważna instytucja w obszarze funkcjonowania publicznego. Iława dziś jest największym miastem w województwie bez muzeum.
– 13 października 2019 wystartuje pan jako kandydat na posła. W kuluarach mówi się, że nie do końca zrobił to pan z własnej woli...
– Czasami to, co słychać w kuluarach, ma w sobie okruchy prawdy… (śmiech). Jestem już ponad 20 lat związany z ludowcami, choć nie jestem ślepym wyznawcą PSL. Mam dystans do wielu rzeczy, ale emocjonalnie jestem na pewno związany z tą partią. Nie walczyłem o to, by być liderem listy, ale o wynik jak zawsze powalczę. Najprawdopodobniej będę dwójką, ale ci, co mnie znają, wiedzą, że miejsce na liście nigdy nie było najważniejsze. Bywało, chociaż było to akurat w wyborach do sejmiku województwa, że z ostatniego miejsca zrobiłem najlepszy wynik nie tylko na liście, ale też w okręgu. Nie wiem, co będzie w tych wyborach? My Polacy z wyborców stajemy się „wyznawcami”, przestajemy rozmawiać, dyskutować na argumenty, tylko robimy wszystko, by się wzajemnie znienawidzić. Ja się na taką Polskę i na taką politykę w Polsce nie zgadzam, dlatego wyraziłem zgodę na start w tych najbliższych wyborach.
rozmawiał:
RADOSŁAW SAFIANOWSKI
współpraca:
AGNIESZKA FAFIŃSKA
Dyrektor PIOTR ŻUCHOWSKI
na krużganku zamku w Olsztynie,
głównej siedzibie Muzeum Warmii i Mazur