Rodzinna kłótnia skończyła się tragedią. Stefan K. pchnął nożem swoją teściową. Potem dwoma ciosami ugodził w żonę brzuch. Następnie oddalił się z miejsca zbrodni i odebrał sobie życie.
Stefan (53 lata) i Barbara K. (54 lata) od lat mieszkali w Kisielicach. Częste kłótnie i nadużywanie przez męża alkoholu doprowadzały do rękoczynów. Kobieta nieraz zabierała rzeczy i nocowała u matki. – Gubił go alkohol – opowiada jedna z sąsiadek. – Gdy nie pił, przez całe tygodnie było spokojnie.
Tamtego wieczora Stefan jednak był pod wpływem alkoholu. Była sobota, około godz. 19:00. Teściowa, żona i córka jadły truskawki w ogródku. Nikt nie przypuszczał, że jedna z nich niebawem straci życie...
– Usłyszałem sąsiedzką awanturę – mówi naoczny świadek zdarzenia, pragnący zachować anonimowość. – Awantura zaczęła się w ogródku, słyszałem jakieś krzyki.
Wtedy właśnie rozgrywał się ten straszliwy dramat.
TRAGEDIA
Według ustaleń policji, mężczyzna chwycił nóż i uderzył nim żonę w klatkę piersiową.
– W obronie rannej stanęła jej 77-letnia matka – mówi Monika Wejknis z biura prasowego komendy wojewódzkiej policji w Olsztynie. – Napastnik zadał starszej kobiecie cios w plecy na wysokości łopatki. Potem zostawił obie kobiety bez pomocy i uciekł z domu. Policję i pogotowie powiadomili sąsiedzi.
Jak było dalej, opowiadają znów świadkowie. Ugodzona nożem Regina H. (lub Helena, świadkowie używają tych imion zamiennie), teściowa Stefana, wybiegła z posesji do swojego domu, oddalonego o ok. 200 m. Zapewne chciała sprowadzić pomoc. Zaniemogła jednak na schodach swojego domu.
W tym czasie nadal trwała rodzinna awantura. Barbara zaczęła uciekać przed mężem. Było ślisko po deszczu, dlatego po drodze zgubiła buty.
– Zauważyłem ich dopiero tutaj, jak wybiegli koło garaży – dalej relacjonuje świadek zdarzenia. – Wyszedłem ze swojego garażu zobaczyć, co się dzieje. Patrzę, a tu sąsiadka ucieka przed mężem. On był pijany. Widziałem jak ugodził ją dwa razy nożem kuchennym w brzuch. Przewróciła się po tych ciosach. Szybko zadzwoniłem po policję. Zgłosiła się Iława, prosiłem też, by natychmiast przysłali karetkę. Zacząłem krzyczeć do Stefana, że jedzie już policja. On się wtedy tego wystraszył i uciekł. Kobieta została tu na podwórku. Konała...
Wszystko to działo się również na oczach dzieci państwa K. Najmłodszy syn, który ma zaledwie kilkanaście lat, przerażony pobiegł po pomoc do sąsiadek.
– Tamowałyśmy krew ręcznikami. Było dużo skawalonych skrzepów krwi. Opatrywałyśmy Basię i panią Reginę. Nie ruszałyśmy ich z miejsca, bo nie wiedziałyśmy, co mają uszkodzone – z przejęciem opowiada jedna z sąsiadek.
Przyjechały dwie karetki z Iławy. Jedna po pół godzinie i zaraz zabrała Barbarę K. Druga po następnych 30 minutach dla Reginy. Jednak dla starszej kobiety było już za późno: zmarła na skutek odniesionych obrażeń tego samego wieczora, około godz. 22:00 w iławskim szpitalu.
Życiu Barbary – według lekarzy – już nic nie grozi.
POWIESIŁ SIĘ
Co przez ten czas działo się ze Stefanem K.?
– Ze dwa tygodnie temu mówił mi, że jak coś takiego zrobi, to będzie wisiał tam, w „prabuckim” lesie. A żonie to groził już wcześniej – wspomina Jan Janakowski, kolega Stefana. – Gdy usłyszałem, że ściga go policja, to poleciałem go szukać do tego lasu. Tam go nie było, ale gdy wracałem, zobaczyłem, jak wisi na drzewie. Miał podkurczone nogi. Obok był wetknięty w ziemię nóż kuchenny z czarną rączką.
Na miejscu samobójstwa, na terenie szkoły rolniczej, pojawiła się też przypadkowo pewna kobieta z córką.
– Ona mi mówiła: „Janek zetnij go z drzewa, ja nie mogę” – opowiada kolega Stefana. – Mówię jej, że noża nie dotknę, bo będą moje odciski. Ona na to, że zaświadczy, że to nie ja go powiesiłem. I go odciąłem. „Weź Janek jeszcze zrób mu sztuczne oddychanie”, powiedziała. Zrobiłem to i nic, on tylko kaszlnął. I koniec.
W tym czasie córka tejże kobiety zawiadomiła policję o makabrycznym znalezisku.
Co do zgonu Stefana, funkcjonariusze policji mają pewność, że było to samobójstwo. Pozostałe szczegóły tej tragedii wyjaśni drobiazgowe śledztwo.
Stefan K. był już wcześniej karany. Przed niespełna miesiącem iławski sąd skazał go za znęcanie się nad żoną i dorosłą córką. Wyrok więzienia otrzymał jednak w zawieszeniu, co pozwoliło mu dalej chodzić na wolności.
Tragedia, która wydarzyła się w Kisielicach pozostawiła po sobie dwie śmiertelne ofiary i jedną ranną, nie mówiąc o ranach psychicznych, które mogą pozostać nawet na całe życie.
MARTA GORSHKOV
Jan Janakowski odcinał zwłoki wisielca z drzewa.
Za jego plecami podwórko, na którym kilka dni temu
wydarzyła się ta straszliwa tragedia.