W ODPOWIEDZI
DO ANDRZEJA KLEINY
Chociaż to, co napisałem w odpowiedzi felietoniście Krzysztofowi Balińskiemu w moim tekście o biskupach lubawskich, których wielowiekowa piecza nad Lubawą i ziemią lubawską zaowocowała w rezultacie wygranym przez lubawiaków plebiscytem i powrotem powiatu lubawskiego do odrodzonej po 1918 roku Polski, pana Andrzeja Kleiny raczej to nie dotyczyło, choć jednak go dotknęło, a skoro dotknęło, to widać dotyczyło. Natomiast problem nieuctwa autora, Krzysztofa Balińskiego, pozostał nietknięty. Prócz tego, drogi panie, aquilla nec capitam muscas (orzeł nie zajmuje się chwytaniem much). I dlatego, jeśli chodzi o pana, na tym poprzestanę.
Wiesław Niesiobędzki
BEZKOMPROMISOWA
REDAKCJO!
Moda nastała teraz na Andrzeja S. wielka. I każdy umiejący trzymać pióro prosto (dopuszczalny kąt pochylenia do 45 stopni) – pisze. Pisać przecież może! Jeden lepiej, drugi gorzej. Cieszę się bardzo, że Olszewski Leszek nie ogłasza A.S.-a „dewiantem”. On go „będzie bronił, na pewno choćby w wymiarze tego, co głosi”. Czy to aby nie jakaś pomyłka z jakimś prorokiem... Czy go aby Olszewski nie pomylił z Maśkiewiczem? (specjalista od misji i wizji). Powiada dalej Olszewski, że obrona będzie trwała „za czym stoją dziesiątki esejów”. Za czym więc stoją? To zdaje się Krystyna Prońko śpiewała: „A czym kolejka ta stoi”. Stoją „jeszcze wywiady i książki”. Jeden przykład, please... Że się czepiam, ktoś powie. No to jeszcze raz. W całości. Olszewski „będzie bronił Andrzeja S., na pewno choćby w wymiarze tego co głosił, za czym stoją dziesiątki esejów, wywiadów i książek”. I co ja za to mogę, że przypomina mi się „esej” o lokomotywie: „Uff, jak gorąco!”. Listkowski Tadeusz, bo jakże inaczej, Andrzejem S., także raczył się zająć. Mówić jednocześnie o sobie: „Nie myślę nic!”. Skoro tak twierdzi, to na pewno ma rację. Wszak zna siebie i „tak naprawdę to tylko on wie, dlaczego podpisuje się w Kurierze pseudonimem NIKT”. Podszedł też jak sam powiada do Andrzeja S. i „podali sobie ręce”. Czytając to byłem wzruszony... Bliski filantropijnej ekstazy! A.S. rozczarował Listkowskiego, że mu ów nie zajrzał do duszy. A on tak bardzo tego chciał! Może należało pomyśleć o honorarium dla A.S.-a, a nie tak na „krzywy ryj”. Za uścisk dłoni, ba, żeby to chociaż jakiegoś prezesa... Każdy by tak chciał. Albo książki przeczytane pochwalić. Przed podaniem ręki. Albo w trakcie podawania. A nie tylko chwalić Olszewskiego Leszka. Że jest doświadczonym felietonistą, piszącym na każdy temat, i do tego z marszu... Gdyby Listkowski Tadeusz raz jeszcze kogoś „napadł, aby zapytać o swój przypadek”, służę pomocą... A przynajmniej adresami stosownych czarowników, którzy wszystko wiedzą. Takie to z nich pychotki. Tfu... pyszałki, eufemistycznie rzecz ujmując... I tak sobie jeszcze myślę, bo staram się myśleć czasami i pochwalę się też, a jakże, że pełnymi zdaniami, że pisanie z marszu to nieszczęście. Wszak piechota zawsze miała najgorzej. A taki z lądu i morza (?)! Z dołu i z góry! Z góry i z dołu! I mimo, że myślę, to coraz bardziej chciałbym mieć umysł konika polnego. Śpiewać, grać i skakać... A tak w ogóle, nie jest to żadną sztuką, że podeprę się Chomskym, wygenerowanie wielkiej ilości zdań, sztuką jest wygenerowanie sensownych zdań...
Andrzej Kleina
SZANOWNY STAROSTO!
W związku z tym, że Burmistrz Miasta Iławy Jarosław Maśkiewicz nie uwzględnił żadnego z naszych wniosków o przyznanie dotacji na organizację w roku bieżącym kolejnego, XXIV Iławskiego Przeglądu Twórczości o Laur Iławy – z przykrością informuję, że na skutek tego braku zainteresowania ze strony władz miasta rozwojem działalności artystycznej mieszkańców Iławy, zarząd oddziału SBP w Iławie odstępuje od organizacji tego, od dawna już wpisanego w pejzaż kultury iławskiej, corocznego wydarzenia artystyczno-kulturalnego. Proponuję w związku z tym, przyznane przez Powiatową Radę Kultury środki na ufundowanie Lauru Starosty Iławskiego, przeznaczyć w tej sytuacji na inne, równe ważne cele dla świata kultury i sztuki naszego regionu.
prezes zarządu
Wiesław Niesiobędzki
JESZCZE O WYŁĄCZONYCH
MEGAFONACH NA DWORCACH
Z oburzeniem czytaliśmy o przepychankach pomiędzy jakimiś agendami dawnej PKP – tymi od przewozów ludzi i bezpieczeństwa na peronach i torach. PKP została doszczętnie przez ostatnie piętnaście lat rozparcelowana. Lepsze kawałki pobrali cwaniacy różnej proweniencji. Zlikwidowane zostały połączenia lokalne i dalej trwa ten proces. PKP żyje dzięki podwyżkom cen biletów i dotacjom z naszych podatków. Na przykład na takim dworcu PKP w Suszu tylko kwestią czasu jest, aby doszło do tragedii. Uważamy, że jest to poważny problem. Jest to dla nas ważniejsze niż informacje o działalności, czy też jej braku, ze strony burmistrza Iławy. W sprawie bezpieczeństwa na peronach nie zauważyliśmy żadnego działania ani burmistrza Susza, ani innych samorządowców. Czyżby los pasażerów jest im obojętny, tak jak sprawa braku ławek na peronach. Może gdyby na peronie była ławka, to tam czekałaby na pociąg kobieta niepełnosprawna, pierwsza ofiara kolei. Dość ofiar. Czekamy na konkretne interwencje gospodarzy miasta obojętnie u kogo, czy to będzie PKP Przewozy Regionalne, czy też Polskie Linie Kolejowe, czy też inne nowo-twory organizacyjne dawnej PKP. Z urzędu zaś, w związku z zagrożeniem życia ludzi, winna ostro zareagować Prokuratura Rejonowa w Iławie, bo taka jest jej powinność w państwie prawa. Zagrożenia dla życia ludzi sprowadza spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Jej obowiązkiem jest prowadzenie działalności tak, aby było pełne zabezpieczenie dla jej klientów i osób postronnych. To rozumie każdy, nawet „drobny” biznesmen prowadzący działalność gospodarczą. Społeczeństwo zaś, wbrew pozorom nie jest obojętne na to, co się dzieje z jego losem. Problem tylko w tym, że swoją wolę wyraża przy okazji wyborów, raz na cztery lata. Czekać więc i bezczynnym być nie można.
Szczepan Leszek
POSŁA TRZEBA WZIĄĆ
PO PROSTU ZA TWARZ
Piszę, bo ostatnio dużo rozmawiam z ludźmi na temat umów społecznych z politykami przed wyborami i słyszę, że nie muszę pisemnych zobowiązań wykonania obietnic od kandydatów na posłów żądać, bo mogę pójść na dyżur poselski i tam posłów rozliczać i żądać zajęciem się mojej sprawy. Jak to, pytam, byłem na takim dyżurze i pan polityk zapytał mnie, ile dla mnie moja sprawa jest warta? To mnie mało krew nie zalała i zanim wyszedłem powiedziałem, że warta jest mojego głosu w kolejnych wyborach, na których już na pana posła nie będę głosował i poradziłem szanownemu panu politykowi, żeby szanował bardziej swoich wyborców, bo coraz mniej ludzi na wybory chodzi, to kto będzie na niego w końcu głosować, skoro od ludzi chce pieniędzy? Przecież na cztery lata pana wybierałem, to mało pieniędzy pan uskładał? To i mówię, że jak widzę, w Polsce sprawy z politykami trzeba załatwiać przed wyborami, jak w zwykłym handlu. Bo kiedy można od handlowca wynegocjować warunki, przed czy po zapłaceniu? A przecież głos, który oddaję na polityka, jest niczym innym jak zapłatą, wybraniem mu posady, więc czemu nie miałbym od niego żądać, żeby przed wyborami, jak w każdej handlowej sprawie, podpisał ze mną umowę? Przecież kiedy przyjmuje się ludzi do pracy też jest wymagana umowa a pan polityk szanowny ma swoje dokumenty, że jest posłem, bo bez papierów nie miałby swoich przywilejów, dlaczego zatem nie miałbym z nim podpisać umowy? Moim towarem jest głos. Czemu nie podejść do sprawy praktycznie? Niech się stara polityk, żebym go wybrał na następny raz, bo teraz politycy lubią się wykręcać z umów ustnych, szczególnie w Polsce, bo jeśli nie masz człowieku dokumentu na piśmie, to niczego nie załatwisz. A w handlu jest tak, że jeśli nie wynegocjujesz warunków przed podpisaniem umowy, to potem będziesz musiał dopłacać. Ja chętnie sprzedam głos politykowi w zamian za załatwienie sprawy. I pójdę do kolejnego na wiec przedwyborczy, żeby dowiedzieć się, czy doprowadzi do zapisu w ustawie w sejmie, żeby osoby rozpoczynające działalność gospodarczą przez pół roku były zwolnione z podatków, opłat i żeby tylko zgłaszały urzędowi, że rozpoczynają działalność a urząd sam wypełniał wszystkie dokumenty i czekał pół roku, aż człowiek sprawdzi, czy mu się pomysł, na którym chciał zarobić na siebie i na państwo, powiódł. Tak się dzieje za granicą, więc pytam się, w czym my Polacy jesteśmy lepsi, żebyśmy od razu mieli płacić składki, podatki i zanim działalność rozkwitnie, upada, bo nie ma pieniędzy na opłaty? Najpierw trzeba sprawdzić, czy działalność ma sens a dopiero ponosić jej koszta a u nas jest tak, że wszelka inicjatywa duszona jest w zarodku. Dowiaduję się, że małe i średnie przedsiębiorstwa są w specjalny sposób traktowane – za granicą, mimo że ledwie pięć procent tych przedsięwzięć się udaje, to aż pięćdziesiąt procent obywateli jest przez nie zatrudnianych. Czemu zatem nie dać szansy ludziom po studiach, żeby rozkręcali swoją działalność? Po to żeby bezrobocie stale wzrastało? Bo kto poważy się na inicjatywę mając przed sobą wszystkie urzędy do powiadomienia, obsłużenia i opłat do uiszczenia? I mam czekać na szanownego pana posła, aż zostanie wybrany i z łaski swojej raczy zająć się sprawą młodych przedsiębiorców, kiedy pójdę do niego na dyżur poselski? Przecież przeczy to prawom ekonomii, które wyraźnie mówią, że jeśli człowiek w porę nie zajmie się swoimi sprawami i nie będzie domagał się swojego w fazie negocjacji, czyli przed wyborami, to potem sprawy zajmą się nim, bo wtedy już nie będzie miał na nie wpływu. Szanowna redakcjo! Czekać znowu, aż wybory już miną? Przecież już ten film niejednokrotnie oglądaliśmy i co z obietnicami polityków, że zrobią to, że zrobią tamto? Kiedy polityk dostanie dwa lata na wypełnienie przyrzeczeń, pójdzie do swojego kolegi i powie: „Kolego pośle, zagłosuj na mój projekt, bo moi wyborcy mnie po dwóch latach wyrzucą ze stanowiska a czas mój mija”. Pan kolega pomyśli, popatrzy i powie: „Mój kolego szanowny, zagłosuję, ale ty zagłosujesz na mój projekt, bo moi wyborcy mnie wyrzucą za niespełnienie obietnic, które ja się zobowiązałem spełnić”. W przeciwnym razie jak ułatwić politykom spełnianie obietnic? Skoro ich pamięć zawodzi, to czemu nie pomóc im za pomocą umów społecznych?
Robert Różnicki
„TRZEBA TĘPIĆ
NADĘTYCH GŁUPCÓW”
Stanowczo zaprzeczam kłamstwom w artykule zatytułowanym „Trzeba tępić nadętych głupców” autorstwa Marka Sapińskiego opublikowanym w „Nowym Kurierze Iławskim” w dniu 11 sierpnia br. Marek Sapiński publicznie pomówił moją osobę, jednoznacznie sugerując czytelnikom, że przyczyną umieszczenia na tablicy pamiątkowej w lubawskim gimnazjum innej treści od pierwotnej był brak na niej mojego nazwiska. W dniu 14 maja tego roku w lubawskim gimnazjum miało miejsce uroczyste nadanie szkole imienia Biskupów Chełmińskich, połączone z odsłonięciem wmurowanej tablicy upamiętniającej ten ważny i doniosły fakt w życiu szkoły oraz całej lokalnej społeczności. Dyrektor gimnazjum Marek Borkowski, który był odpowiedzialny za przygotowanie uroczystości, samodzielnie podjął decyzję, że na pamiątkowej tablicy znajdzie się jego nazwisko oraz sponsorów szkolnego sztandaru. Już wówczas w obecności współpracownika zakomunikowałem dyrektorowi, że treść na tablicy jest nie do przyjęcia, ponieważ nie odpowiada ogólnie przyjętym standardom. Dyrektor zatem był o całej sprawie od początku poinformowany. Sprawą zainteresowali się również niektórzy radni oburzeni faktem, że urzędujący dyrektor szkolnej placówki samorządowej, umieszczając swoje nazwisko na kamiennej tablicy, zachował się w sposób nieodpowiedzialny i karygodny. Szanuję sponsorów szkolnego sztandaru, którymi są państwo Danuta i Marek Liberaccy. Wiem, że wielokrotnie finansowo wspierali statutową działalność szkoły. Doceniam ten fakt i dziękuję. Dziękuję również fundatorowi pamiątkowej tablicy Kazimierzowi Orzechowskiemu. Zwracam jednak uwagę, że dobrowolna działalność sponsorska w żaden sposób nie upoważnia dyrektora gimnazjum do wyróżnienia darczyńców w jednym szeregu z Biskupami Chełmińskimi, fundatorami naszego miasta – Lubawy. Sądzę, że to sprawa oczywista, a o umieszczeniu nazwisk na pamiątkowej tablicy nie może decydować w żaden sposób jakiekolwiek kryterium czy fakt piastowania stanowisk samorządowych, jak próbuje w artykule insynuować Sapiński. Fundatorami lubawskiego gimnazjum, które wybudowane zostało ze środków własnych miasta, są jego mieszkańcy i to właśnie im należą się słowa podziękowania. Fakt, że dyrektor szkoły umieścił na tablicy swoje nazwisko, przyjąłem z zażenowaniem i ubolewaniem. Marek Sapiński w swoim artykule pisze nieprawdę. Próbuje także oceniać i krytykować fakty, których nie zna i o poznanie których w ogóle nie zabiega. Jako autor artykułu, sam sądzi i wydaje jedynie słuszne wyroki. Co ciekawe, Marek Sapiński, który tak wnikliwie próbuje pisać o całej sprawie, na uroczystości nadania imienia jako lokalny dziennikarz się nie pojawił. Nigdy również nie zwracał się do mnie o wyjaśnienie tej sprawy, a teraz zasłania się rzekomym brakiem jawności życia publicznego. Podobnie jest także w innych kwestiach. Nagminne uniemożliwianie komentowania istotnych spraw dla miasta Lubawy odbieram jako celowe i zamierzone. Nie dając możliwości wypowiedzi zainteresowanym stronom, o których mowa w artykule, sprzeniewierzył się Sapiński podstawowej dziennikarskiej zasadzie obiektywnego i rzetelnego informowania o faktach. Proszę redakcję „Kuriera” o zachowanie przy moim sprostowaniu tego samego tytułu, jakim opatrzył swój felieton Marek Sapiński, albowiem epitet zawarty w tym tytule jak ulał pasuje do dziennikarskiego warsztatu Sapińskiego.
burmistrz Lubawy
Edmund Standara
NA NIELUDZKIEJ ZIEMI
W czerwcu 1989 roku w Iławie zostało zorganizowane Koło Związku Sybiraków. W związku z przypadającą 15. rocznicą powołania tego Koła w iławskim czerwonym kościele została odprawiona msza św., następnie w świetlicy, w której spotykają się regularnie Sybiracy, prezes Zarządu Oddziału Wojewódzkiego z Olsztyna Eugeniusz Grabski dokonał dekoracji szeregu członków koła Odznaką Honorową Sybiraków. Odznaczony został również proboszcz iławskiej parafii Przemieniania Pańskiego – ojciec Edward Ruszel. Minutą ciszy uczczono pamięć tych, którzy odeszli od nas. Przy kawie i słodyczach miło płynął czas. Były naturalnie i chwile zadumy, nostalgie... Krótka geneza związku. W nawiązaniu do masowych zesłań Polaków na Syberię w XVII i XVIII wieku powstał w Polsce w 1928 r. Związek Sybiraków. Honorowym patronem związku był marszałek Józef Piłsudski. Po wojnie w 1988 r. Związek został reaktywowany. Związek jest organem niezależnym, pozarządowym. Dawniej związek skupiał w swoich szeregach zesłańców carskiej Rosji, obecnie tych, którzy przeszli przez piekło łagrów i obozów Związku Radzieckiego. A było deportowanych 1.080.000 osób. Masowe deportacje odbyły się w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 r. oraz w czerwcu 1941 r. Na „nieludzkiej ziemi” w Workucie, Archangielsku, Krasnojarsku, w stepach Kazachstanu, w warunkach niewolniczej katorgi przepracowali 5-6 lat. Przez wiele lat sprawa Sybiraków była tematem tabu. Dzisiaj przed umieszczoną w kościele tablicą wotywną, możemy złożyć kwiaty. Jedna z ulic w Iławie nosi nazwę Sybiraków. Ostatnio, w związku z rozporządzeniem prezydenta RP, Sybiracy będą odznaczeni Krzyżem Zesłańców Sybiru.
Halina Krajewska
prezes koła w Iławie