W podiławskim Tynwałdzie w drukarni „Tejo” Zbigniewa Lipskiego doszło do poważnego wypadku. Daniel T. prowadził bez uprawnień wózek widłowy, który przewrócił się i zmiażdżył mężczyźnie udo. Poszkodowany w ciężkim stanie leży na szpitalnym OIOM-ie. Sprawę bada policja oraz inspekcja pracy.
W hali magazynowej drukarni „Tejo” na kolonii pomiędzy Tynwałdem a Rudzienicami doszło do groźnego wypadku. Na mężczyznę przewrócił się wózek widłowy.
– 34-letni Daniel T. był pracownikiem tej firmy – mówi Jacek Żerański, rzecznik prasowy Państwowej Inspekcji Pracy w Olsztynie. – Mężczyzna wsiadł do wózka widłowego, mimo tego, że nie miał uprawnień. Jeździł nim po hali bardzo szybko. Wózek wywrócił się na zakręcie, przygniatając mężczyznę.
ZMIAŻDŻONE UDO
Prawa noga 34-latka została zmiażdżona w okolicy uda. Karetka pogotowia, która przyjechała na miejsce, wezwała do pomocy straż pożarną.
– Zanim strażacy przyjechali na miejsce, inni pracownicy firmy wydostali spod wózka poszkodowanego – mówi Tomasz Michalski, rzecznik prasowy iławskiej straży. – Strażacy prócz zabezpieczenia miejsca wypadku, usunęli plamę rozlanego oleju i butlę z gazem, która zasilała wózek widłowy.
Daniel T. nie powinien w ogóle wsiadać do tego pojazdu.
– Pracownik drukarni był zatrudniony na stanowisku gilotyny do cięcia papieru i nie miał uprawnień do kierowania wózkiem widłowym – podkreśla Żerański.
Poszkodowany leży na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej.
– W ciągu pięciu dni lekarze mają ustalić, czy uda się uratować nogę mężczyzny – dodaje Żerański.
BĘDZIE KONTROLA
W dniu wydania gazety (środa 28 marca) PIP w Olsztynie przeprowadzi kontrolę w drukarni.
– Postaramy się porozmawiać z poszkodowanym, jednak nie wiemy, czy nam się to uda ze względu na stan jego zdrowia – wyjaśnia Żerański. – Będziemy ustalać, kto jest odpowiedzialny za ten wypadek.
Skontaktowaliśmy się ze Zbigniewem Lipskim, właścicielem drukarni Tejo, który kiedyś był policjantem, a także prezesem Iławskiej Izby Gospodarczej.
– Nie udzielę żadnych informacji, ponieważ jest na to za wcześnie – powiedział Lipski. – Powiadomiliśmy o wypadku inspekcję pracy.
POLECENIE ODGÓRNE?
Zbigniewa Lipskiego zapytaliśmy, czy pracownik z własnej woli wsiadł do wózka widłowego, czy tez wykonywał polecenie służbowe.
– Jak już powiedziałem, nie udzielam żadnych informacji – powtórzył Lipski. – Udzieli wam je inspekcja pracy po przeprowadzeniu postępowania.
Jak powiedzieli nam Jan Wierzbicki, szef iławskiej prokuratury oraz Sławomir Nojman, oficer prasowy iławskiej policji, pracodawca poszkodowanego nie zawiadomił o wypadku żadnego z tych organów. Mimo tego policja zainteresowała się sprawą.
– Zgodnie z kodeksem pracy, pracodawca jest zobowiązany niezwłocznie zawiadomić właściwego okręgowego inspektora pracy i prokuratora o śmiertelnym, ciężkim lub zbiorowym wypadku przy pracy – dodaje rzecznik PIP.
Do tematu wrócimy.
NATALIA ŻURALSKA
W Tynwałdzie doszło do groźnego wypadku.
Poszkodowany, który bez uprawnień kierował
wózkiem widłowym, ma zmiażdżone udo
Wózek jak auto
Zapytaliśmy Mieczysława Czajkowskiego, właściciela firmy, która zajmuje się m.in. szkoleniami operatorów wózków widłowych, czym grozi jazda tym sprzętem bez uprawnień oraz jakie wymogi trzeba spełnić, by wsiąść za kierownicę wózka.
Jak informuje Mieczysław Czajkowski zanim wsiądzie się na wózek widłowy powinny być spełnione trzy warunki: * wózek musi być dopuszczony do jazdy przez urząd dozoru technicznego (co roku wózek przechodzi przegląd); * pracownik musi mieć uprawnienia do kierowania wózkiem; * pracodawca musi wydać imienne zezwolenie pracownikowi do kierowania wózkiem.
– Gdy pracownik nie ma uprawnień, może dojść do wypadku, za który będzie odpowiadał pracodawca – mówi Czajkowski. – To jest tak, jak z samochodem. Można, nie posiadając prawa jazdy, umieć jeździć i wsiąść do auta, ale gdy spowoduje się wypadek, ktoś musi ponieść konsekwencje.