Kilkadziesiąt osób wzięło udział w wycieczce zorganizowanej przy okazji 70. rocznicy wkroczenia wojsk Armii Czerwonej do Iławy. Przewodnik Dariusz Paczkowski i Michał Młotek, autor książki „Tajemnice pogranicza”, opowiedzieli o tym, co działo się między 19 a 23 stycznia 1945 roku oraz przytoczyli relacje świadków i pierwszych powojennych mieszkańców.
W sobotnie popołudnie na zbiórce pod ratuszem stawiło się kilkudziesięciu mieszkańców Iławy i przyjezdnych. Po krótkim wprowadzeniu do tematu ruszyliśmy z przewodnikiem Dariuszem Paczkowskim i Michałem Młotkiem, autorem książki „Tajemnice pogranicza” w teren.
– Pierwsze wystrzały dotarły do miasta Iławy 19 stycznia 1945 roku – mówił Michał Młotek. – Wtedy od strony Lubawy, po zdobyciu miasta, nadleciały dwa bombowce z czerwonymi gwiazdami na skrzydłach i zrzuciły w ramach ataku kilka bomb. Pierwsze spadły w okolicy dworca kolejowego i „ziemniaczanki”. Armia Czerwona rozpoczęła przygotowania do ataku na Iławę. Doszło do niego w nocy z 21 na 22 stycznia. Rosjanie chcieli wejść od strony Lubawy, ale jak już dziś wiemy, uzyskali odpór obrony niemieckiej na linii Drwęcy. Do tej pory mówiono, że Iława została zdobyta bez jednego wystrzału, że nie odbywały się walki o miasto. To nieprawda.
Rosjanie podjęli decyzję, aby rozczłonkować się na cztery brygady. Jedna próbowała dalej atakować od strony Sampławy, druga (najsilniejsza) szturmowała od strony Radomna, trzecia próbowała wejść od strony Wikielca, czwarta od strony Ostródy przez Gramoty, Zielkowo. Ostatecznie Rosjanie okrążyli miasto i weszli do niego 22 stycznia o godz. 13.
– Był to koniec niemieckiej Iławy, ale nie walk – kontynuował Młotek. – Nie jest to data, którą powinniśmy celebrować, ale o niej pamiętać. Zakończyła pewien etap w historii naszego miasta, był to początek wielkiego cierpienia ludności cywilnej. Jeśli mamy celebrować jakąś datę, to 1 czerwca 1945 roku, kiedy to władza przeszła w ręce administracji polskiej, a pierwszym polskim burmistrzem został Maksymilian Grabowski.
Jak poinformował Młotek, dziś wiemy, że Niemcy wycofali się z miasta po to, by zebrać się, uzupełnić skład siódmej jednostki armii pancernej, która zebrała się w okolicy Biskupca i kontratakować.
Jednostki niemieckie, które miały odbić Iławę i przerwać marsz wojsk Armii Czerwonej w kierunku Zalewu Wiślanego, zostały rozbite w okolicy Szwarcenowa i Jamielnika.
– Władza niemiecka spodziewała się ofensywy armii sowieckiej – dodał Dariusz Paczkowski. – Opracowano plan „Ewa”, który przewidywał trzystopniową ewakuację z Prus Wschodnich zakładów przemysłowych, zbrojeniowych i ludności.
21 października 1944 armia weszła na pierwsze ziemie Prus Wschodnich na terenie Obwodu Kaliningradzkiego. Po 2 dniach Niemcy odbili miasto, zobaczyli spustoszenia i ofiary po pobycie Rosjan.
Wedle gebelsowskiej propagandy, kobiety były gwałcone, a dzieci przybijane do wrót domów. Niemcy zaczęli głosić o niesamowitym okrucieństwie Armii Czerwonej.
Ludność z Iławy została ewakuowana koleją.
Wraz z wycieczką przeszliśmy w okolice szkoły podstawowej, tzw. „trójki”, przy ul. Niepodległości, gdzie Michał Młotek przeczytał fragmenty wspomnień mówiące o tym, że plądrowanie miasta, jego palenie i niszczenie rozpoczęło się dopiero w następnych miesiącach od zdobycia.
PRZYSTANEK STARÓWKA
Dariusz Paczkowski pokazał ilustrację przedstawiającą widok ze starówki w stronę praktycznie nienaruszonego ratusza i kościoła, który został rozebrany w czasie budowy obwodnicy Starego Miasta.
Natomiast Młotek odczytał wspomnienia młodego żołnierza niemieckiego, który trafił do Iławy w maju 1945 roku do obozu przejściowego dla żołnierzy niemieckich, który mieścił się na dzisiejszym osiedlu Gajerek.
„Trzeciego dnia niewoli doszliśmy w żałosnym stanie do Iławy. Na obrzeżu miasta było osiedle Adolfa Hitlera. Tutaj mieliśmy spędzić noc, a następnego dnia miało rozpocząć się zwalnianie nas do ojczyzny. Miała być jeszcze tylko rejestracja. Zanim mogliśmy urządzić sobie nocleg, niektórzy z towarzyszy musieli pogrzebać kilka kobiecych zwłok leżących tuż obok domu. Potem zapadliśmy w głęboki sen. Nie zauważyliśmy, że przez noc inni jeńcy wybudowali wokół osiedla ogrodzenie z kolczastego drutu. Gdy obudziliśmy się następnego ranka, zdziwiliśmy się (...). Życie w ciągu pierwszych dni niewoli okazało się całkiem znośne. Z każdym dniem nikła nadzieja na szybkie zwolnienia nas jako internowanych, tym bardziej że przygotowywano transporty jeńców w głąb rosyjskiego kraju”. Mężczyzna wrócił do domu w 1949 roku.
Kolejne wspomnienie, które przytoczył Młotek, należało do żołnierza niemieckiego z Kisielic i mówiło o relacjach rosyjsko-niemieckich.
„Tu wokół wyznaczonych baraków sami musieliśmy zrobić zasieki z drutu kolczastego. Jedliśmy chleb pieczony na oleju maszynowym. Zepsuliśmy sobie przez to żołądki, ale coś trzeba było jeść. Pod nadzorem Rosjan chodziliśmy naprawiać okoliczne drogi. Widziałem fajny moment: żołnierz rosyjski łapał ryby w Jezioraku przy moście za pomocą granatów ręcznych. Inny wyniósł z domu na Starym Mieście harfę, oglądał ją i potem zaczął na niej grać za pomocą haczyka do pieca. W obozie my, Niemcy, prowadziliśmy handel wymienny z radziecką ochroną. (...) Za tytoń płaciliśmy kamieniami do zapalniczek. Gdy nam się skończyły kamienie, cięliśmy szprychy od kół rowerów na kawałki i taki towar sprzedawaliśmy. Ale Rosjanie szybko zorientowali się i w zamian dawali nam zamiast tytoniu czyściutko podany koński nawóz (...). Aby uniknąć wywózki w głąb Rosji, natarliśmy się z kolegami na plecach piaskiem, udając, że mamy świerzb, ale to nie poskutkowało”.
Mężczyzna wrócił do Niemiec po 7 latach.
A czym żywili się jeńcy w obozie na Gajerku? Rosjanie powiedzieli, że w piwnicach są zapasy i mają jeść to, co znajdą. Okazało się, że Niemcy dobrze zaopatrzyli się na zimę i Rosjanie nie wiedzieli, że aż tak dużo było do jedzenia.
NA SZABRY
Rozkaz Stalina był jasny: gwałcić, rabować i wywozić dobra. Robiono to w sposób bezmyślny i niepotrzebny.
– Gwałty na kobietach, rabunek, grabież była zarówno ze strony rosyjskiej Armii Czerwonej, jak i niemieckiej – mówił Paczkowski. – Jedni byli drugich warci. Nie będziemy silić się na oceny. Armia Czerwona weszła po 3 latach pogoni za żołnierzami niemieckimi po to, żeby wziąć odwet. Nie usprawiedliwiam tego. Jak powiedział jeden z historyków, Iława miała pecha, że „wyzwolono” ją tak wcześnie. Gdyby to stało się 2-3 tygodnie później, może szał rosyjskich gwałtów na tym terenie byłby mniejszy, ponieważ w lutym [1945] odbywała się konferencja „wielkiej trójki” [w Jałcie na Krymie], podczas której zdecydowano, że Prusy Wschodnie zostaną włączone do państwa polskiego. To mogłoby spowodować, że Rosjanie traktowaliby je mniej okrutnie.
Teren Starego Miasta był wówczas najpiękniejszym miejscem w Iławie. Uciekający w popłochu Niemcy nie zdążyli wywieźć wyposażenia domów. Rosjanie grabili meble, zwłaszcza tapicerskie, pościele czy pianina. Początkowo były zwożone do magazynu w miejscu dzisiejszego amfiteatru i hali widowiskowo-sportowej. Do kwietnia koleją odchodziło na wschód dziennie 50 składów łupów.
Po wstępnej grabieży zaczęto wywozić zakłady przemysłowe: rzemieślnicze, krochmalnie, fabrykę papy, wyposażenie zakładów wodociągowych, itp.
– Rosyjska Armia Czerwona, „wyzwalając” tereny Polski, miała rozkaz do wykonania: podczas wyzwalania obozów jenieckich mordować obywateli (!) rosyjskich – kontynuuje przewodnik. – Ten, który jest w niewoli, to zdrajca. A ten, który pracuje w obozie na rzecz Rzeszy, ma zginąć.
Iława w październiku 1944 roku liczyła 13 tysięcy stałych mieszkańców, w maju 1945 – około 200. Większość z nich wyjechała.
Wycieczka zakończyła się przy „czerwonym” kościele, który przetrwał trudny 1945 rok. Wzięło w niej udział kilkadziesiąt osób.
OLA KROTOWSKA
Iława dziś. W wycieczce historycznej
wzięło udział kilkadziesiąt osób. Pierwszy przystanek
– pobliże „trójki” na ul. Niepodległości
Iława dziś. Miłośników historii na wycieczkę
zabrali Dariusz Paczkowski (od lewej) i Michał Młotek.
Wśród uczestników pojawiła się wiceburmistrz miasta
Ewa Junkier (w centrum kadru) wraz z mężem