Z końcem maja wygasa umowa na dzierżawę gminnej sieci wodociągowej w Suszu, którą podpisano w 2000 roku z Przedsiębiorstwem Usług Komunalnych „Wodociągi Gminne”. Burmistrz Sadowski, który już w 2003 roku zakwestionował warunki umowy, czeka na orzeczenie sądu, a tymczasem iławski sanepid potwierdza nadmiar manganu w wodzie, którą spożywają mieszkańcy. Kto i w jakim stanie przejmie gminne wodociągi? Właśnie ogłoszono przetarg.
Burmistrz Susza Jan Sadowski ogłosił przetarg na dzierżawę i eksploatację sieci wodno-kanalizacyjnej. Oferty należy kierować do urzędu do 9 maja, kiedy to nastąpi ich otwarcie. Przetarg związany jest z wygasającą 31 maja umową pomiędzy gminą a prywatnym Przedsiębiorstwem Usług Komunalnych „Wodociągi Gminne”.
ZAKWESTIONOWAŁ UMOWĘ
Jeszcze w 2002 roku Rada Miejska odrzuciła jedną z zaproponowanych przez PUK podwyżek, bo na jej wysokość nie zgodził się ówczesny zarząd gminy. To był pierwszy sygnał sporu, jaki zaczął rysować się pomiędzy gminą a spółką dzierżawiącą gminne urządzenia wodociągowe. Umowę dzierżawy – tę z 2000 roku – zawartą na 5 lat podpisywał z Przedsiębiorstwem Usług Komunalnych ówczesny burmistrz Zbigniew Skolimowski. W 2003 roku władze były już inne.
– Burmistrz Jan Sadowski jak tylko nastał, to stwierdził, że umowa jest niekorzystna dla urzędu i on jej nie będzie przestrzegał – twierdzi Wojciech Dybała, prezes PUK. – W związku z tym zażyczono sobie przesłuchania pana Skolimowskiego.
Udało nam się dotrzeć do protokołu z tego przesłuchania, w którym na pytanie: „Co było przyczyną zawarcia takiej umowy”, Zbigniew Skolimowski odpowiada: – Zakład Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Suszu przynosił dla gminy straty. Jakość świadczonych usług budziła wiele zastrzeżeń. Zgłaszano uwagi. Rada Miejska w Suszu podjęła uchwałę o przekształceniu Zakładu Gospodarki Komunalnej.
To „przesłuchanie” odbyło się w suskim magistracie w marcu 2003 roku w obecności Jana Sadowskiego (burmistrz), Agnieszki Rupińskiej (pracownik UGiM), Tomasza Obuchowskiego (prawnik UGiM), Wojciecha Dybały (prezes PUK), Zygmunta Chojnowskiego (wiceprezes PUK) i Edwarda Skipirzepy (pracownik PUK).
Jednak to nie o przyczyny przekształcenia, lecz o warunki umowy spierał się burmistrz Sadowski. Sprawa dotyczyła paragrafu 10 umowy, w którym czytamy, że „wzrost wymiaru podatku wyższy niż skala inflacji określona przez Główny Urząd Statystyczny na podstawie wzrostu cen dóbr i usług konsumpcyjnych powodować będzie obniżenie czynszu dzierżawnego określonego w §4 o sumę przyrostu podatku ponad skalę inflacji”. W praktyce oznaczało to obniżenie przez gminę czynszu dla PUK w sytuacji, gdy wzrastały obciążenia podatkowe, przy czym ta sama wartość (tyle że w formie podatku) byłaby wpłacana przez PUK do gminy.
– Burmistrz uznał takie wyliczenie za niekorzystne dla gminy – mówi Dybała. – W związku z tym chciał i dużą dzierżawę, i duże podatki, ale nie wniósł żadnego aneksu do umowy. Poza tym w 2003 roku toczyły się rozmowy, które burmistrz zerwał.
KAŻDY LICZY SOBIE
Kwestionując warunki umowy, gmina stosuje własną matematykę, a ta nie pokrywa się z wyliczeniami prowadzonymi przez PUK.
– My sobie wyliczamy dzierżawę według umowy i tak ją płacimy do gminy, natomiast burmistrz nie chce tego respektować i utrzymuje, że płacimy za mało – wyjaśnia Dybała.
Podwyższając ceny wody, PUK zwiększa sobie również wysokość dzierżawy, którą musi płacić gminie. Do końca 2004 roku PUK wpłacił dla gminy w sumie 848.444 zł z tytułu dzierżawy i 458.707 zł z tytułu podatku. Daje to w sumie 1,3 mln zł, a jak wspomniał Zbigniew Skolimowski, działające wcześniej w ramach komunalki gminne wodociągi przynosiły przed prywatyzacją straty.
Zgodnie z umową to gmina ponosi koszty związane z inwestycjami, których zakres na wniosek PUK określa rada. Na PUK-u spoczywa jednak odpowiedzialność za urządzenia i ewentualne kary za niewłaściwą jakość wody.
W wyjaśnieniu złożonym podczas miejscowego przesłuchania Skolimowski mówił, że: „Intencją stron było, aby nie straciła gmina, a z drugiej strony podmiot, z którym zostanie zawarta umowa, miał gwarancję, że gdy będzie świadczył usługi na odpowiednim poziomie, to obciążenia do budżetu gminy nie spowodują pogorszenia jego sytuacji ekonomicznej, tym bardziej, że Rada Miejska wcześniej ustaliła zasady ustalania cen, które miały obowiązywać na czas trwania umowy”.
CUDOWNY ODBIÓR
Plany były ambitne, bowiem tuż po objęciu gminnych wodociągów (1 czerwca 2000 roku) PUK wystąpił do Rady Miejskiej z projektem modernizacji stacji uzdatniania wody. Taką stację wykonano dopiero w roku 2004.
– Do dzisiaj żałuję, że takie coś zrobiliśmy, bo za ubiegłoroczne problemy z wodą wszystko odbiło się na nas – ujawnia Dybała. – Chociaż nie tylko na nas. My plac budowy przekazaliśmy dla gminy i odpowiedzialność spoczywała na niej. Stację zmodernizowano, ale wyników wody nie ma.
W tej chwili w składzie wody, jaka leci z kranów, jest za dużo manganu. Wcześniej był również problem z za dużą ilością żelaza. Od strony technicznej przyczyną takiego stanu rzeczy jest niewłaściwe działanie stacji uzdatniania wody – tej nowej, dopiero zmodernizowanej. Dlaczego?
– W dniu odbioru stacji (koniec sierpnia 2004) woda była dobra – tłumaczy Dybała. – Dzień przed odbiorem próbki pobierane przez sanepid nie spełniały warunków, w dniu odbioru spełniały, a dzień po odbiorze nie spełniały. I do dzisiaj nie można uzyskać dobrego stanu wody. Nie wiem dlaczego.
Jak to możliwe, że akurat w dzień odbioru próbki wyszły pozytywnie? Na to nie potrafimy odpowiedzieć, ale klucz do odpowiedzi znajduje się być może w fakcie, że już w kilka miesięcy po otwarciu nowej stacji przystąpiono do jej modernizacji (luty 2005)!!!
BYŁY TEŻ BAKTERIE
Tuż po odbiorze stacji uzdatniania wody był również problem z bakteriami, które zagnieździły się w jednym z filtrów, mających oczyszczać wodę. Dopiero jego zlokalizowanie (gdyż zainstalowane są cztery takie filtry) i odłączenie w celach pozbycia się bakterii usunęły problem. Woda była natomiast przez trzy miesiące chlorowana.
– To była wina gminy, która nie zrobiła badań poszczególnych filtrów – uważa prezes PUK. – Oddając urządzenia, powinny być zrobione badania na bakteriologię.
Pytanie, na jakich warunkach i komu przypadnie zaopatrywanie gminy w wodę, rozstrzygnie najbliższy przetarg. Tymczasem woda z manganem dociera do naszych domów, bo nowoczesna stacja uzdatniania działała poprawnie tylko w... dniu odbioru.
DANIEL PĄCZKOWSKI
O wodociągach,
na dzierżawę
których
ogłoszono
przetarg,
rozmawiamy
z burmistrzem Susza
JANEM SADOWSKIM
Za co PUK bierze pieniądze?
DANIEL PĄCZKOWSKI: – Czy gminne wodociągi powrócą pod zarząd Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej?
JAN SADOWSKI: – Trudno mi powiedzieć. Musimy poczekać do rozstrzygnięcia przetargu. Jeżeli nie będzie innego sposobu, to przecież nie pozostawimy mieszkańców bez wody i kanalizacji. W momencie gdy przetarg nie przyniesie rozstrzygnięcia, nie będzie innego wyjścia. Życie się toczy: woda musi być i ścieki muszą być odbierane.
– Dlaczego trwa spór z PUK-iem i o co toczy się sprawa przed Naczelnym Sądem Administracyjnym?
– Tu chodzi o kwestię podjęcia uchwały przez Radę Miejską w sprawie niezatwierdzenia podwyżki cen wody. To, co myśmy kwestionowali. To nie jest tak, że gmina nie miała racji i to nie jest tak, że gmina może tylko zatwierdzić taryfy, a nie może odmówić. Tak nie powinno być. Ustawodawca złamał w tym momencie konstytucję i siedmioosobowy skład sędziowski ma w kwietniu zadecydować, kto ma rację.
– Czy wobec tego wprowadzone przez PUK podwyżki, które odrzuciła Rada Miejska, nie powinny obowiązywać?
– Nie powinny, ale stało się, jak się stało. Ja odwołałem się od decyzji sądu wojewódzkiego, bo chociaż wyrok był dla gminy niekorzystny (sąd przychylił się do decyzji wojewody, który uchylił uchwałę Rady Miejskiej w Suszu odrzucającą zaproponowaną przez PUK podwyżkę – przyp. red.), to i sędzia, i mecenas w prywatnych rozmowach wszyscy byli za tym, że jest tu uchybienie, ale że innej decyzji wydać nie mogli. Nie była to sprawa odosobniona.
– Dlaczego zakwestionował pan umowę z PUK-iem z 2000 roku? Co w niej było nie tak?
– Ja bym takiej umowy nie podpisał. Ta umowa była źle sprecyzowana. Nic nie można było w tym temacie zrobić, bo tak była napisana. Na koszty, jakie poniesie gmina z tego tytułu, musimy jeszcze poczekać. Z nowym podmiotem zawrzemy umowę na nowych zasadach i już takich problemów nie będzie.
– Czy z powodu tejże umowy przesłuchiwano byłego burmistrza Zbigniewa Skolimowskiego?
– Nie chciałbym tego komentować.
– Czy to prawda, że zerwał pan rozmowy, jakie toczyły się w 2003 roku pomiędzy gminą a PUK?
– Mam protokoły z tego spotkania. Z tej dyskusji nie wynikało nic. Stratą czasu było się spotykać nawet i na ten temat dyskutować. Jeżeli ktoś nie chce porozumienia, to szkoda czasu i udawania, że się rozmawia, skoro nigdy do porozumienia nie dojdzie. Ja bym mógł przytoczyć kilka spraw, które nie powinny mieć miejsca.
– Czy chodzi na przykład o to, że woda w suskich kranach zawiera za dużo manganu?
– Trudno mi powiedzieć, co jest w sieciach. Pytanie moje jest: za co bierze PUK pieniądze – za ścieki czy za wodę? Bo pieniądze tam nie śmierdzą. Zarzuca mi się, że buntowałem, a co miałem powiedzieć do społeczeństwa: „ludzie, za co wy płacicie?!” I tak napisałem, że Rada Miejska nie podjęła takiej uchwały, ale nigdy nie nawoływałem, żeby ludzie nie płacili za wodę. Natomiast podawać informację dla społeczeństwa będę zawsze.
– Czy to prawda, że PUK wpłacił do budżetu gminy 1,3 mln złotych?
– Wiem, że gmina nie dostała należnych środków, wynikających z umowy. Otrzymała ona o wiele za mało. Umowa jest umową, a podmiot (PUK) liczy sobie to, co chce, a o ile za mało, to już nie wiem. PUK zaniża wartość urządzeń, które dzierżawi. Przecież przekazano majątek, nie znając jego wartości, a teraz robi się burmistrzowi trudności w wycenie majątku.