Tej wsi nie ma już na mapie. Umarła śmiercią naturalną. Jej mieszkańcy dawno opuścili swoje domy. Wszystkie budynki zniszczały lub zostały rozgrabione. Ocalał tylko jeden.
Spotkać go tu można każdej niedzieli. Już od świtu kopie, sadzi, piele, kosi, odpoczywa. Patrzy na ruiny dawnych domostw, na pola i łąki. Wspomnienia beztroskiego dzieciństwa wracają.
KIEDYŚ ZBYSZKOWO
– Rodzice dostali przydział na ten dom w 1948 roku – pokazuje akt notarialny Mariusz Angielski (51 lat).
Z dokumentu wynika, że Angielscy otrzymali pół poniemieckiego domu, pół obory oraz prawie 5 ha ziemi pod uprawę. Wieś nosiła wówczas nazwę Zbyszkowo.
– Dopiero w 1954 roku otrzymała nazwę Galinowo, najprawdopodobniej od niemieckiego Gallau – dodaje pan Mariusz, który jest teraz właścicielem ojcowizny.
PRZESIEDLENIA
Dzieci z Galinowa uczęszczały do szkoły podstawowej w pobliskich Pławtach Wielkich. Starsza młodzież podstawówki uczyła się w Trumiejach (gm. Gardeja). Tu także była parafia wsi.
– Ojciec mówił, że wieś liczyła 17 gospodarstw. Kiedy byłem młody i się tutaj wychowywałem, było ich tylko 11 – mówi Angielski. – W latach 70-tych POHZ Stary Kamień zaczął przejmować ziemie od gospodarzy, a gmina zaproponowała im mieszkania w Łęgowie, Butowie czy Pławtach. To była typowa „wieś zabita dechami” i ludzie chętnie przesiedlali się tam, gdzie była szkoła i bliżej do urzędów. Wreszcie zostali tylko moi rodzice i jeszcze dwie rodziny.
OSTATNI OPUSZCZAJĄ WIEŚ
Pan Mariusz Galinowo opuścił w 1980 roku. Przeprowadził się do Prabut. Jego rodzeństwo „wyleciało” z rodzinnego gniazda znacznie wcześniej. Brat zamieszkał w Olsztynie, a siostra wyjechała za granicę.
– Ojciec chorował i w 1994 roku zabrałem rodziców do siebie do Prabut – opowiada. – Sąsiedzi zza ściany także zrezygnowali z mieszkania w Galinowie. Sąsiad był niepełnosprawny, a w dodatku miał schorowanego ojca. Nie dawali tu sobie rady i przeprowadzili się do Kwidzyna. Nikt tu więcej niż został.
Mariusz Angielski nie zostawił jednak rodzinnego domu samemu sobie. Odkąd zabrał rodziców do siebie, przyjeżdżał i wciąż przyjeżdża tu każdej niedzieli. Dzięki tym odwiedzinom budynek stoi. W przeciwieństwie do wszystkich pozostałych, które rozszabrowano.
– Druga połowa stoi pusta. Pomyślałam, że można by było tu umieścić jakiegoś bezdomnego – mówi. – Dowiedziałem się w gminie, że ta część domu należy do agencji rolnej. Zwróciłem się więc ze swoim pomysłem do niej. Zarządca z Kwidzyna poinformował mnie, że takiego budynku nie mają nawet na mapie! Co dziwniejsze, pozostałe, które dawno runęły, w ich mapach są.
W związku z tym, że nikt tu fizycznie nie mieszkał, pod koniec lat 90-tych wieś zniknęła z mapy gminy. Umarła śmiercią naturalną.
– To była bardzo sympatyczna wieś. Wszyscy tu żyli w zgodzie – dodaje Angielski.
WALCZY Z WANDALAMI
Każdej niedzieli Mariusz Angielski ocenia straty. Wandale z okolicy kradną wszystkie elementy metalowe i dachówki z domu i budynku gospodarczego. Wykopują ziemniaki, które posadził za domem. Rozebrali linie energetyczne i zdewastowali studnię.
Wciąż jednak ma dokąd uciec po całym tygodniu pracy. Tu jest jego azyl. Tu wypoczywa.
Ludzie, którzy 30 lat temu uciekali ze wsi do miast, mają teraz swoje rodziny i często wybierają się z nimi na przejażdżkę w te strony. Widzą Mariusza Angielskiego, który pracuje w ogrodzie. Machają przyjaźnie lub zatrzymują się powspominać. Żałują, że i oni nie uchronili swoich rodzinnych gniazd przed dewastacją.
MAGDA MAJEWSKA
Dom w teoretycznie nieistniejącym od lat Galinowie to azyl dla Mariusza Angielskiego z Prabut. Można go tu spotkać każdej niedzieli, jak pieli ogródek, kosi trawę i kopie ziemniaki
Mariusz Angielski przed domem w Galinowie
– ojcowizną, o którą dba od lat
Tu modliła się wieś w miesiące Maryjne.
Krzyż był otoczony estetycznym ogródeczkiem