Felieton: Zygmunt Wyszyński
Znajomi obligują mnie, abym napisał o sławetnym rondzie przy zbiegu ulic Kościuszki i Grunwaldzkiej w Iławie. Wszyscy staramy się zrozumieć, że czasem trafiają się niedoróbki, ale takiej fuszery trudno było oczekiwać. Każdemu zdarzy się. Ale naprawa tego partactwa zakrawa na dziadostwo.
Przez prawie tydzień odbijano asfalt przy studzienkach. Ba, gdyby odbijano, to już dawno byłoby skończone. Odbijano jedną, dwie studzienki dziennie. Nie wiem, kto płaci tym robotnikom i nie moja to sprawa, ale gdyby to była moja firma, to ci ludzie w mig już nie mieliby roboty. Dwie godziny pracy i już ich nie było.
Przez okno widziałem maszyny do asfaltowania i samochody z masą bitumiczną. Na gwałt odbijali asfalt przy studzienkach. Socjalistyczna organizacja pracy. Ludzie tu mieszkający i przechodzący tędy śmiali się w kułak i pytali, jak taka firma może istnieć?
Kolejne pytania. Kto taką dziadowską firmę wybrał do modernizacji ulic i ronda? Że była tania? Czy to nie świadczy o tym, że jak tania to i byle jaka? Czy wiecie szanowni czytelnicy, że firma podwykonawcza z Elbląga, która tak spartaczyła tę robotę (no bo kto widział na wodzie nasączoną masę wylewać zimą przy 4-stopniowym mrozie!), w między czasie splajtowała? Czy wiecie, że główny wykonawca z Siedlec musiał sam rad nie rad pokryć koszty tej reklamacji? Nawet nie mają teraz kogo do sądu pozwać, bo ten „szybki i tani” podwykonawca w międzyczasie rozpłynął się niczym dobrze wszystkim znane „zaginione w lubawskiej akcji pieniądze” (albo „ulice z pozamienianymi tabliczkami nazw” – jak kto woli). A całość poprawki wokół ronda kosztowała w okolicach... 196 tys. złotych.
Czy wiecie, że przy okazji tej modernizacji zbankrutowała również jedna ze znanych, średniej wielkości, iławskich firm prywatnych? Nie chcę tu wymieniać jej nazwy, ponieważ właściciel nie życzyłby sobie tego. Ale proszę sobie wyobrazić jacy „wspaniali” fachowcy zarządzają naszymi publicznymi funduszami...
A przy okazji jeszcze jedna sprawa.
Dojazd do garaży przy ulicy Kościuszki. Ten temat woła o pomstę do nieba. Idioci zafundowali kierowcom skocznię. Tu znajduje się ponad 200 garaży. Dodając do tego mieszkańców, którzy dojeżdżają do swoich posesji, daje to kilkaset samochodów, które muszą pokonywać skocznię, bo jakiemuś imbecylowi nie przyszło do głowy, że podniesienie chodnika utrudni jazdę samochodom. Wiem, że w tej sprawie zwracano się do ratusza miejskiego i cisza.
Nic nowego, Iława od dwóch lat nie ma gospodarza, który potrafi pojechać i szybko zdyscyplinować sytuację. W końcu to zrozumiałe, co tam jakieś pretensje mieszkańców, skoro ratuszowi władcy na czele z Jarosławem Maśkiewiczem mają poważniejsze problemy (choćby z prawem karnym, a ostatnio i handlowym). Mieszkańcy zaczną się liczyć dopiero, kiedy będą zbliżały się wybory.
Spółdzielnia zabrania dzieciom grania w piłkę między blokami. No i fajnie. Tylko rodzi się pytanie, gdzie te dzieciaki mają w piłkę pograć? Czy mnie pamięć zawodzi, czy pewien znany pan w programie wyborczym obiecywał wybudowanie boisk na każdym osiedlu i przy każdej szkole w Iławie? A może mam sklerozę i nie bardzo pamiętam. Pomieszałem coś? Nie!
Proszę mi wybaczyć, że nie będę tu wspominał innych przedwyborczych obietnic Jarosława Maśkiewicza, bo to jest bez sensu. Wiarygodność człowieka, który tak bardzo dba o godność osobistą i wizerunek rzetelnego burmistrza, właśnie najlepiej tak można zweryfikować.
Mam wątpliwą satysfakcję z tego, iż jednak okazało się, że przez 3 lata miałem rację. Mówiłem, że wyjdzie jeszcze niejeden kwiatek. No i Maśkiewicz ciągle walczy o swoje dobre imię w sądach. Bywają dni, kiedy wchodzi do sądu o godz. 8:00, a wraca do domu aż o 17:00. Odpowiada jako oskarżony i taśmowo oskarża innych. Kto za to płaci? – podatnicy. Kto kieruje w tym czasie miastem? – nikt. Samo leci. Dryfuje jak spławik bez wędki.
Przypomnę tylko świeżą sprawę sprzeciwu Maśkiewicza wobec decyzji radnych o sprzedaży z wysoką bonifikatą ziemi pod budynkami na własność dla ludzi. Staram się zrozumieć „troskę o dobro społeczne” burmistrza, ale czy interes mieszkańców miasta nie jest dobrem społecznym? A czyim? Próba sprzedaży za bezcen wyspy kolesiowi stolarza była typowym przykładem dbania burmistrza o „dobro”. Czyje? Próba zablokowania inwestycji w miejskiej ciepłowni była też przejawem „dbałości o dobro”. Ciekawe pojęcie dobra społecznego.
Pomyśli ktoś, że mam satysfakcję z ciągłego wytykania błędów burmistrzowi. Otóż nie. Gdybym znalazł chociaż jedną decyzję, która miałaby służyć dobru mieszkańców Iławy, podniósłbym ją z przyjemnością i rozpisywał się do nieprzytomności. Ale nie znam takich. Pytałem nie raz. Nikt nie zna.
Jestem pod wrażeniem listu Wiesława Niesiobędzkiego do pana Maśkiewicza. Masz szanowny Wiesławie całkowitą rację. Ciebie burmistrz tylko straszy i grozi skierowaniem sprawy do sądu (metoda). A mnie i redaktora naczelnego Jarosława Synowca hurtem takimi trefnymi pozwami od dawna próbuje uciszyć. Zresztą nie tylko burmistrz, ale i jego były zastępca Benedykt Dudka, czy ostatnio nawet sekretarz Andrzej Dzieniszewski.
Dutka przegrał, ale się jeszcze odwołuje.
Z Maśkiewiczem zawarłem ostatnio przed sądem ugodę, choć zaczął swoje żądania od 200 tys. złotych, aż zmiękł i chciał zadowolić się tylko przeprosinami. Jednak uważam, że naruszył warunki ugody, przysyłając mi do domu wezwanie zamieszczenia komunikatu o innej treści niż uzgodniony w sądzie! W ubiegłym tygodniu publicznie nakłamał też, że był to proces karny, a to nieprawda, bo posiedzenie pojednawcze to nie to samo. W związku z tym czuję się zwolniony z jakichkolwiek zobowiązań wobec manipulatora. Niech sobie krzyczy w swojej gazetce.
Jeśli pójdzie tak dalej, to pan Maśkiewicz będzie musiał przenieść swoje biurko do budynku sądu. To w końcu już tylko jego prywatna sprawa. Ale czy Iława to miasto prywatne?
Zygmunt Wyszyński