ZYGMUNT WYSZYŃSKI: Tylko ryba nie bierze
Chciałoby się powiedzieć: uff, nareszcie! Ale wypadałoby to powiedzieć dwukrotnie. Pierwszy raz – po wyborach lokalnych, w których mieliśmy wiele pozytywnych i negatywnych niespodzianek. I drugi raz – po negocjacjach z Unią Europejską, bo z góry wiadomo było jaki będzie ich efekt.
Po relacjach Nowego Kuriera Iławskiego z grubsza już się orientujemy czego można się spodziewać po nowym burmistrzu Iławy. Pierwsze próbki „umiejętności” i swojej działalności Jarosław Maśkiewicz już pokazał. Poczekajmy trochę, a zobaczymy na pewno dużo więcej. Oby jak najmniejszym kosztem.
Moim skromnym zdaniem wcale nie ma się czemu dziwić. Skoro pierwszą decyzją nowo wybranych członków Rady Miejskiej jest nasypanie do koryta – przepraszam: kieszeni – burmistrza, to... szkoda gadać (burmistrz na pewno odwdzięczy się radnym, tego można być pewnym na 100%).
Ja pytam bezczelnie: a pracować za pensje poprzednika to nie łaska!? Należałoby i wypadałoby najpierw wykazać się konkretnymi osiągnięciami, a potem sięgać po jakąkolwiek kasę. Mam tu konkretną propozycję: skoro jako mieszkańcy musimy coraz bardziej na wszystkim oszczędzać i dopinać pasa, to dlaczego burmistrz też nie miałby coś zaoszczędzić? No już, wio! Na dobry początek obniżka o 5 procent!
Ha! Jak się dowiadujemy, nowe inwestycje już po pierwszym miesiącu urzędowania idą w łeb. Obietnice przedwyborcze Maśkiewicza to też było tylko takie gadanie i lanie wody. Takie niskie żerowanie na przyziemnej ludzkiej nadziei, że „jak zmienimy burmistrza to może coś się wreszcie zmieni”.
Ale może jeszcze poczekajmy, jeszcze się nie spieszmy. Może pierwsze koty za płoty. Może rzeczywiście „wydamy w Iławie” to, co zarobimy... gdzie indziej. Nie wiadomo czy śmiać się, czy może lepiej płakać.
Osobiście nic nie mam przeciwko nowemu burmistrzowi Iławy, ale proponowałbym, aby pamiętał, że istnieje jeszcze w demokracji instytucja zwana referendum, które szybko jest władne odwołać każdego burmistrza. W ustach Maśkiewicza dalsze butne pokrzykiwania i demagogia troski o interes Iławy doprowadzą bardzo szybko do narastania radykalnych nastrojów. Przecież ostatnie wybory były tego najlepszym przykładem.
To chyba też nie jest takie groźne. Wszyscy pamiętamy (szczególnie starsi), że za czasów sekretarza Gierka popularny był program melioryzacyjny „Wisła”, zakładający modernizację koryta Wisły i budowę kilku elektrowni wodnych, bo ciągle brakowało węgla (zresztą jak wielu innych rzeczy). Otóż w społeczeństwie popularne było powiedzenie: „Popieraj program Wisła, tzn. stój przy korycie i pogłębiaj dno”. Czemu o tym przypominam?
Lewica nam wiele naobiecywała. Najpierw świetlną przyszłość w socjalizmie, potem nową strategię gospodarczą, a na koniec bratnią pomoc walutową i wojskową. Teraz obiecują znowu: Eldorado po wejściu do Unii. A ja po prostu w to wszystko tak kiedyś, jaki i dziś kompletnie nie wierzę.
W to, że Unia przekaże nam pieniądze, nie wątpię. Ale znając naszą gospodarność większość tych pieniędzy trafi do kieszeni kolesiów. Zaraz powstaną różne agencje – czy to współpracy z Unią czy Integracji Europejskiej z nowymi prezesami, biurami, sekretarkami, samochodami, komputerami i cholera wie jeszcze z czym. Jestem gołosłowny? Proszę bardzo.
Istnieje Agencja Budownictwa Mieszkaniowego, a ściśle Agencja Rozwoju tegoż budownictwa. I co, rozwija się budownictwo? Ale dyrektorzy i sekretarki kasę biorą. Agencja Budowy Autostrad chce od społeczeństwa pieniędzy za winiety, ponieważ tego co otrzymuje z budżetu ledwie starcza dla personelu. Szpitalom brakuje pieniędzy, Sejm podwyższa składkę. A ja się pytam: w której Kasie Chorych zabrakło pieniędzy na pensje dyrektorów czy członków rad nadzorczych. A może by tych panów potraktować tak jak pewnego prezesa szwalni w Szczecinie, który na płace dla pracowników nie miał pieniędzy, a wczasy spędził z dyrektorem na Majorce czy w innym kurorcie?
Nie jest to nawoływanie do ulicznych występów w stylu argentyńskim, ale jeśli tak dalej pójdzie, to ten scenariusz nie jest wykluczony. Rząd umywa ręce. Firmy są prywatne. Rzekomo rządzi rynek. A gówno prawda! – rynek do takich rzeczy nie dopuściłby. Rządzą urzędasy.
Powszechnie mówi się o samorządzie. To ja się pytam: jaki to samorząd, który na swoim terenie nie może o niczym decydować. Las jest państwowy, wody są wydzierżawione przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa. Pola są w gestii następnej agencji. Samorządowi pozostaje dbanie o drogi, chodniki i obdrapane szkoły (z pustą kasą). Śmiechu warte. Na zachodzie, gdzie istnieje prawdziwa samorządność, to lokalna władza decyduje o wszystkim, a nie jakieś tam agencje.
Dobrze się stało, że premier Miller nie pozwolił sobie w kasze dmuchać. Jego upór przyniósł jakieś rezultaty. Jakie konkretnie, to się dopiero okaże. Ale już są malkontenci. Ni mniej, ni więcej jak specjalista od gospodarki w rządzie Suchockiej, który nie tak dawno przewidywał, że Polska gospodarka upadnie w ciągu dwóch, trzech lat. Przypomnę, że było to w połowie lat dziewięćdziesiątych. Jest on dzisiaj prezydentem Łodzi. Kropiwnicki się nazywa. Stwierdził, że warunki na których Polska ma przystąpić do Unii, są nie do przyjęcia. Kompletna paranoja. Należało poprosić pana Kropiwnickiego o udział w negocjacjach. Na pewno potrząsnąłby szabelką, przytupnął krakowską podkówką i już zyskalibyśmy więcej niż inni. Szlag mnie trafia. Niech, cholera, najpierw pokaże co potrafi w Łodzi.
Prze wyborami obiecywaczy mieliśmy wszędzie: z lewa i z prawa. Najpierw zweryfikuje ich życie, a później wyborcy. Oby z lepszym skutkiem niż w Iławie.
ZYGMUNT WYSZYŃSKI