Czy porozumienie z lekarzami, którzy wcześniej grupowo odeszli z pracy w szpitalu, nie jest krokiem w tył dla starostwa i dyrekcji iławskiego szpitala, które chciały zreorganizować szpital?
MACIEJ RYGIELSKI, starosta iławski: – Nie będzie powrotu do starych, złych przyzwyczajeń. Jeśli ktoś w to wierzy, to na pewno się pomyli. Nasz szpital dalej będzie oczkiem w głowie rady i zarządu powiatu. Wszyscy jednak musimy znać swoje miejsce i kompetencje. Zarząd powiatu powołuje i odwołuje dyrektora, dlatego nie mamy obowiązku ani prawa wchodzić pani dyrektor Elżbiecie Gelert w politykę kadrową. Jeśli przyjmuje któregoś lekarza z powrotem do pracy – to jest to wyłącznie jej suwerenna decyzja. Możemy tej decyzji nie rozumieć albo się z nią nie zgadzać, ale ingerować w nią nie możemy. Od dziś będziemy cenzorami tego, co dziać się będzie w szpitalu, ale nie kreatorami. I nie traktuję tego jako zawodów sportowych. W konsekwencji wygranym musi być pacjent, czyli społeczeństwo powiatu iławskiego.
RADOSŁAW SAFIANOWSKI: – Wierzy pan, że tak będzie?
– Wierzę. Po takiej wojnie, po której wszyscy jesteśmy oboleli, przyjdą dni pokory i refleksji. Wiem, że jeszcze będziemy dumni z naszego szpitala i jego personelu.
– Zatem wierzy pan w kompetencje i skuteczność nowej szefowej szpitala?
– Pani Gelert to uznany w kraju autorytet w dziedzinie zarządzania placówkami medycznymi. W Iławie jest samodzielnym dyrektorem. Niektórych rzeczy nie konsultuje ze starostwem, bo i nie musi. To osoba, która przyszła do naszego szpitala, gdy konflikt już trwał. Ona w nim nie uczestniczyła i patrzy na niego z innej płaszczyzny. Dziś wybiera takie drogi, które są najlepsze do rozwoju tego szpitala. Lekarze jej uwierzyli i my również. Pani Gelert radzi sobie ze szpitalem w Elblągu, który ma ponad 1500 pracowników, więc nie widzę podstaw, żeby sądzić, że nie poradzi sobie z mniejszą placówką.
– Dlaczego w ogóle rozmawia się z tymi lekarzami, którzy samodzielnie złożyli wypowiedzenia z pracy?
– Bo nikt nie zamykał im drogi powrotnej. Nigdy nie padały słowa, że starosta lub radni chcą się z lekarzami definitywnie pożegnać. Zawsze chcieliśmy kompromisu. Nie zgadzaliśmy się na pewne sposoby funkcjonowania placówki, ale nie było nigdy woli rozstania się z lekarzami bezpowrotnie. Poza tym trzeba spojrzeć na iławskich lekarzy z ich punktu widzenia. Oni też czują się zażenowani całą tą sytuacją. Dochodzą do mnie ich stwierdzenia, że czują się odarci z godności. W dużej mierze z tej godności odarli się sami. Niektórzy lekarze czują się też ofiarami całej tej sytuacji. Powiedzieli mi to osobiście przy świadkach: „my w takim konflikcie, pod taką postacią, wcale nie chcieliśmy uczestniczyć”. W grupie lekarzy jest wielu wspaniałych ludzi, którzy chcą pracować dla dobra pacjentów i nie wypada nie wierzyć w ich dobre intencje. To tylko niektórzy byli aktorami w świetle kamer. Inni, patrząc na to z boku, byli zażenowani.
– Podejrzewa pan, że cała grupa lekarzy była pod przymusowym pręgierzem solidarności zawodowej?
– Oceniam to jako sprytną intrygę, której dali się ponieść lekarze, radni oraz ja sam jako starosta. Dopiero pewne fakty, których dziś jeszcze ujawnić nie mogę, dały nam odpowiedź, że centrum decyzyjne było w innym miejscu, a celem tych działań nie było wcale odejście dyrektor Wiesławy Jastrząb, jak oficjalnie rozgłaszano. Powiem więcej – te cele nie dotyczyły tylko szpitala. Jestem pewien, że większość protestujących lekarzy o tych faktach nie miała pojęcia.
– Dlaczego taki doświadczony i sprytny polityk jak pan dał się zwieść?
– Początkowo, tak jak inni, nie rozumiałem pewnych kroków ze strony lekarzy. Myślałem, że to konflikt wyłącznie personalny i lokalny, dotyczący wyłącznie osoby pani dyrektor Jastrząb. Zresztą, być może na początku tak właśnie było, ale w ostatnich dniach kwietnia, kiedy grupie lekarzy kończył się okres wypowiedzenia, scenariusz ich działań był już innego rodzaju.
– Jakie według pana cele zakładał ów scenariusz?
– Nie mogę na dziś ujawnić szczegółów, ale dotyczyły one między innymi funkcjonowania demokratycznych struktur władzy tego powiatu.
– Jak w sytuacji ze szpitalem zachowała się rada powiatu?
– Merytorycznie. To w zdecydowanej większości ludzie oddani pasji społecznikowskiej, prawdziwi przedstawiciele swoich lokalnych społeczeństw. W radzie nie ma żadnych podziałów politycznych. Moi koledzy – obojętnie, czy byli z PiS-u, PO czy SLD – nastawieni są na rozwiązywanie problemów, a nie na spory personalne.
– Jak pan osobiście ocenia postawę lekarzy?
– Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Żadne stanowisko nie nobilituje człowieka, lecz tylko i wyłącznie jego postawa moralna. Lekarz to taka sama profesja, jak wszystkie inne. Jasne, że ten zawód może być wyjątkowy, humanitarny i bardzo piękny, ale tylko wtedy, gdy wypełni się go odpowiednią treścią.
– A co sądzi pan o postawie lekarzy, którzy grupowo rzucili pracę w iławskim szpitalu? Pytam o pana prywatne odczucia.
– Jak wcześniej wspomniałem: nie ma jednej oceny. W tej grupie byli zarówno realizujący własne cele, jak i nieświadome ofiary. Dla mnie osobiście i dla wielu radnych symbolami zawodu lekarza w pozytywnym sensie są doktorzy Kruszewski oraz Janik. Jeśli dalej będą niezrozumiałe sugestie o usunięciu tych bardzo dobrych chirurgów z naszego szpitala, to znaczyć będzie tylko jedno: że jakość usług w naszym szpitalu jest niektórym obojętna. Jeżeli pan doktor Krzysztof nie ułoży sobie stosunków z panią doktor Krystyną, to myślę, że ranę trzeba będzie otworzyć ponownie. I usunąć resztę chorego organu, bo farmakologia nie pomogła.
– Nie boi się pan prywatnie, że kiedyś w chorobie, gdy trafi pan na stół lekarza, z którym wszedł pan w konflikt, nie będzie pan leczony z należytą starannością?
– Jako starosta jestem jednostką, która wykonuje działania – w moim przekonaniu słuszne. Bez względu na to, jaka będzie sytuacja w przyszłości – czy umrę pod płotem, czy też będę leczony w naszym szpitalu – to dzisiaj nie ma żadnego znaczenia. Nie można być tchórzem i myśleć, co będzie za dwa czy trzy lata. Na dzisiaj szpital jest dla mnie symbolem pewnej troski. Co prawda dziś zabiera mi zdrowie, a nie pomaga, ale ja w tym całym „bałaganie” nie mam prawa patrzeć na swoje prywatne interesy.
– Czy z perspektywy ostatnich dziewięciu miesięcy, od września zeszłego roku, kiedy to dyrektorem szpitala została Wiesława Jastrząb, ocenia pan jej rolę pozytywnie? Czy dziś nie żałuje pan tego, że zapoczątkował wstrząsy kadrowe i organizacyjne w szpitalu?
– Trudno dziś określić, jaką misję wykonała pani Jastrząb. Nie ulega jednak wątpliwości, że część personelu nie dogadała się z nią. Takie sytuacje jednak z reguły prowadzą do wypracowania nowej, lepszej jakości. Dziś najważniejsza jest obietnica pani dyrektor Gelert – że poprawi się jakość pracy szpitala przy dobrej sytuacji finansowej placówki. Z tego celu ani ja, ani zarząd powiatu, ani też rada nie zrezygnuje. Chciałbym za pośrednictwem waszego tygodnika podziękować tym ludziom, którzy tak pięknie zachowali się podczas trudnych dni na początku maja. Zarząd i rada, a przede wszystkim mieszkańcy powiatu są i pozostaną wam za to wdzięczni.
– Kogo ma pan konkretnie na myśli, wyrażając te podziękowania?
– Wszystkich tych, którzy na początku maja pracowali w szpitalu, zapewniając mu jak najbardziej normalne funkcjonowanie. Szczególnie dziękuję doktorom: Sudzińskiemu, Piwowarczykowi oraz całemu personelowi Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, który jest sercem szpitala. Ludzie ci pracowali często ponad siły, by SOR działał normalnie. Zresztą, iławski oddział ratunkowy uważany jest za jeden z najlepszych w województwie. To zdanie fachowców branży medycznej.