Leżał dwa dni w rowie. Nikt ze wsi nie podał mu nawet szklanki wody. Dlaczego? Bo podobno wciąż tu i ówdzie leży pijany. Gdy zabierał go ambulans, jego brat stał kilkadziesiąt metrów dalej. Patrzył. Nawet nie podszedł.
Wracam z Kisielic, piątek w południe. Na samym łuku drogi w Lasecznie mijam ambulans. Spoglądam we wsteczne lusterko. Ambulans się zatrzymuje. Wtedy zauważam leżącego w przydrożnym rowie mężczyznę. Zatrzymuję auto i wysiadam.
ZDYCHAM Z PRAGNIENIA
– Dostaliśmy informację z policji, że leży tu człowiek – mówią sanitariusze.
– Kim pan jest, słyszy mnie pan? – wyprzedzam pytania ratowników.
– Leżę tu już dwa dni. Zdycham z pragnienia. Nikt mi nawet szklanki wody nie dał. Zatrzymał się przed chwilą jakiś samochód i ludzie z niego zadzwonili na policję – odpowiada człowiek.
– Kiedy pan pił ostatnio? – pyta sanitariusz.
– Chyba przedwczoraj, taką „wisionkę” wypiłem litrową – mówi pan Rysio F. – Noga mnie boli. Może mi ktoś w nocy na nią najechał? Nie wiem. Boli jak diabli.
BO PIJĘ I JUŻ
Kilkadziesiąt metrów od miejsca zdarzenia stoją miejscowi. Podchodzi jakaś kobieta.
– Ja go znam, on tu leży już drugi dzień – mówi śmiało.
– Nikt z was nie zadzwonił po pogotowie albo policję?
– Bo on ciągle leży tu pijany – stara się wytłumaczyć kobieta. – Chla i potem śpi tam, gdzie się przewali. A dzwonić nie będę, bo potem rachunek mi pogotowie wystawi.
– Jego i jego brata, co tu mieszka, to powinno się wywieźć daleko stąd. Pijaki – dodaje mężczyzna z tłumu, jaki zebrał się na przystanku autobusowym. Na tym samym, na którym zimą znaleziono już raz pijanego Ryszarda F. Mało wtedy nie umarł z wyziębienia.
NIE BĘDĘ GO NIAŃCZYŁ
– A pan to jest jego brat, tak? – zaczepiam brudnego i śmierdzącego denaturatem faceta.
– Tak i co? – przyznaje się mężczyzna. – Ja go niańczyć nie będę. Nie raz już prosiłem, by przestał pić. Nie rozumie, to niech żyje jak pies.
PODEJRZENIE ZWICHNIĘCIA
Ambulans zabrał mężczyznę z podejrzeniem zwichnięcia stawu skokowego. Ciężko jednak było go włożyć na nosze. Pilnował go jego pies, który ostro atakował sanitariuszy.
– Spier...j, ch... zapchlony – tymi słowami Ryszard F. odgonił swojego czworonoga. – Teraz możecie mnie wziąć.
Pojechali. Ryszard F. został przyjęty na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Iławie.
– Pacjentowi wykonano tomografię komputerową głowy, która nie wykazała żadnych zmian – mówi Jacek Raszyński, zastępca dyrektora iławskiego szpitala. – Miał nieznaczny uraz stawu skokowego, ale nie wymagał on hospitalizacji. Został już tego samego dnia zwolniony do domu.
JOANNA MAJEWSKA
Za plecami Ryszarda F. leży jego pies.
Ciężko było odgonić zwierzę i zabrać mężczyznę
do ambulansu.