Przez lata budził strach wśród mieszkańców Siemian. Groził ludziom, że ich zabije i spali im dobytek. Gdy wyszedł zza krat, we wsi doszło do pożaru i innych zniszczeń. Wtedy to 120 osób podpisało się pod dramatycznym apelem do wójta. Niedługo później MARCIN A. został zatrzymany i aresztowany. Nie trafił do więzienia, ale sąd zastosował środek zapobiegawczy i 33-latek znalazł się w zakładzie psychiatrycznym.
W styczniu ubiegłego 2015 roku 33-letni Marcin A. z Siemian trafił do aresztu.
OŚRODEK I PENSJONAT
Do podpalenia doszło na terenie prywatnego ośrodka wypoczynkowego Złoty Rożek.
– Wiata, pod którą stały dwie przyczepy kempingowe, spłonęła doszczętnie – mówił wówczas Krzysztof Rutkowski, oficer prasowy iławskiej straży.
Podpalona została też recepcja ośrodka, ale podłożony ogień szczęśliwie się nie rozprzestrzenił.
W tym samym czasie ktoś poprzebijał opony w samochodzie należącym do Alicji Bieniek-Leśniewskiej oraz zniszczył zamek w drzwiach jej pensjonatu. O to również podejrzewano 33-latka.
WOŁANIE O POMOC
Tuż po podpaleniu i zniszczeniach, do wójta gminy Iława Krzysztofa Harmacińskiego wpłynął dramatyczny apel mieszkańców Siemian i Jeziorna, w którym napisali, że obawiają się Marcina A. Dokument podpisało 120 osób. Twierdzili, że przez 2 miesiące, gdy mężczyzny nie było we wsi (odbywał karę więzienia za poprzednie przestępstwa), był spokój. Gdy tylko się pojawił, koszmar powrócił.
– Odgrażał się, że podpali sąsiadów i całą wieś, przez co ludzie boją się zgłaszać tego typu zdarzenia z obawy o własne życie i bliskich. To człowiek nieobliczalny. W przeszłości ćpał, wąchał paliwo, klej, rozpuszczalnik i tego typu środki odurzające – pisali w piśmie mieszkańcy.
ZAPOWIEDZIAŁ
KOGO PODPALI
To nie jedyne występki, o które podejrzewano Marcina A. Pomniki na cmentarzu zostały oblane farbą olejną oraz podpalono wieńce i wiązanki na grobie rodziny Jerzman. Ukradziono też wartościowy lampion z grobu rodziny Wacławskich. O wszystko podejrzewano 33-latka, ale nie było na to dowodów.
Raz do mężczyzny wzywano policję, bo zachowywał się agresywnie wobec psów. Szarpał siatkę ogrodzeniową i rzucał kijem, by rozdrażnić zwierzęta.
We wrześniu 2014 rojku w Siemianach doszło do pożaru stodoły i budynków gospodarczych. Ludzie twierdzili, że trzy tygodnie później 33-latek w obecności sklepowej i dwóch innych osób zapowiedział, że „ma do spalenia jeszcze trzy stodoły: państwa Ceglarskich, Kochan i Żydaniec”. Tydzień później w tym samym sklepie mężczyzna powiedział, że idzie podpalić kolejną stodołę, dlatego obsługa wezwała policję.
PRÓBA GWAŁTU
I JEDZENIE PSÓW
W sprawie 33-latka policję wzywali też między innymi Nina i Krzysztof Drejowie, którzy mają w Siemianach sklep i lokal gastronomiczny. Pan Krzysztof, który był wieloletnim, gminnym radnym, wielokrotnie informował na sesjach, że Marcin A. jest niebezpieczny.
– Pamiętam, jak tarzał się po trawie przy amfiteatrze, szczekał i krzyczał coś, czego nie da się powtórzyć. Jak służby nic nie zrobią, to prędzej czy później ludzie sami wymierzą mu sprawiedliwość – mówił Drej.
Mieszkańcy mówili jeszcze, że w przeszłości 33-latek zabił i zjadł psa należącego do swojego ojca oraz próbował zgwałcić nie mieszkającą już w Siemianach kobietę. W październiku 2014 roku groził Alicji Bieniek-Leśniewskiej, że ją zabije, usmaży i zje!
– Próbował wejść do baru, ale zamknęłam się od środka, uciekłam do kuchni i wezwałam policję. Wtedy on odszedł – opowiadała nam kobieta. – Tego samego dnia około północy usłyszałam otwierającą się klapę od mojego kontenera, a gdy wyjrzałam, Marcin wyrzucał z niego śmieci. Gdy powiedziałam, żeby poszedł, krzyczał, żebym zeszła na dół, to mnie poćwiartuje, usmaży na ognisku i zje. Wystraszyłam się, powiedziałam, że dzwonię po policję, a on uciekł.
Również w październiku 2014 roku policję wzywała Aneta K. Gdy szła chodnikiem z dziećmi, Marcin oddawał mocz i obnażał się. Kobieta zwróciła mu uwagę i dziwnym trafem wieczorem w jej kurniku ktoś zabił jedną kurę, a drugą ukradł.
ŻEBY NIE BYŁO
POWTÓRKI Z SZAŁKOWA
Marcin A. w przeszłości siedział w więzieniu za podobne przestępstwa, dlatego odpowiadał w warunkach recydywy – groziło mu nie 5, a nawet 7,5 roku za kratami.
Jeszcze przed jego zatrzymaniem wójt wysłał apel mieszkańców do prokuratury i policji. Nie zrobił tego przypadkowo.
– Pamiętam, co ostatniego lata wydarzyło się w Szałkowie, dlatego uznałem, że nie ma na co czekać – mówił wójt Harmaciński, mając na myśli Łukasza D., który zadźgał nożem swojego ojca i ciężko ranił matkę. Wtedy mieszkańcy Szałkowa też alarmowali, że boją się mężczyzny, który później okazał się być niepoczytalnym. Do redakcji Kuriera zadzwonili po pomoc trzy dni przed tym, jak D. zaatakował rodziców.
Marcin A. został tymczasowo aresztowany i stanął przed sądem. Postawiono mu trzy zarzuty. Dwa dotyczyły niszczenia i uszkadzania cudzego mienia. Od jednego zarzutu został uniewinniony, a postępowanie w sprawie drugiego – umorzono. Trzeci zarzut dotyczył gróźb wobec innych mieszkańców Siemian, gdzie istniało prawdopodobieństwo ich spełnienia.
– Postępowanie w tej sprawie zostało umorzone, ale wobec Marcina A. zastosowano środek zapobiegawczy w postaci umieszczenia w zakładzie psychiatrycznym – mówi Dorota Ziętara, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu. – Mężczyzna ciągle tam przebywa. Istotą tego środka jest zastosowanie go tak długo, jak będzie to konieczne.
Co pół roku Marcin A. będzie badany przez specjalistów.
– Do sądu będą trafiały okresowe wyniki mężczyzny – dodaje Ziętara. – Jeśli będą dobre i nie będzie dalszego zagrożenia, sąd będzie mógł zwolnić 33-latka z zakładu psychiatrycznego. Istotą umieszczenia mężczyzny w zakładzie psychiatrycznym było zabezpieczenie społeczeństwa oraz ochrona przed samym sobą. Izolacja mężczyzny jest dodatkowym elementem leczenia. Wyleczenie następuje wówczas, gdy mężczyzna zostanie doprowadzony do takiego stanu zdrowia, że nie będzie zagrażał sobie i innym.
Na ten moment mężczyzna nie opuści zakładu psychiatrycznego. Mieszkańcy Siemian mogą więc spać spokojnie.
NATALIA ŻURALSKA
Marcin A. (33 l.) trafił do zakładu psychiatrycznego
Siemiany. Tyle zostało z przyczep kempingowych i wiaty
Alicja Bieniek-Leśniewska, której Marcin A. groził,
że ją zabije, poćwiartuje, usmaży na ognisku i... zje