Ilekroć zdarzyło mi się zabrnąć w pychę, obżarstwo, pijaństwo – zwalałem to przed spowiednikiem, a on zatapiał w studni tajemnicy spowiedniczej. Ilekroć wskutek pijaństwa, łajdactwa, obżarstwa zwalała mnie z nóg kolka, zawały, rozstroje żołądkowe i nerwowe – rzucałem to wszystko do stóp lekarza. Ten zszywał i łatał, powlekając pajęczyną tajemnicy lekarskiej. I tak to trwało od lat. Aż tu nagle dopadła mnie choroba pismacza! Znana była od dawna pod nazwą „etyki dziennikarskiej”.
Miesiąc temu znany tygodnik „Polityka” doniósł o rzekomym wyłudzeniu czy też szantażu, jakiego mieli dopuścić się dziennikarze „Kuriera Iławskiego”.
Nie wnikam w szczegóły – czy rzeźnik zabił świnię, czy świnia zagryzła rzeźnika... Posługując się metaforą, mam na myśli zarówno autora tekstu Krzysztofa Myjkowskiego, jak i „oficera podsłuchiwacza” Zbigniewa Pęksińskiego z masarni BEST. Jest bowiem pewne, że dziennikarz poruszający ten temat chciał być jednocześnie żurnalistą, księdzem i doktorem. A tego już za wiele!
1. Jako ksiądz: grzmi o rozpuście i – nie zachowując tajemnicy – wskazuje, kto się puszcza.
2. Jako lekarz: pisze o francy i wskazuje, kto ją roznosi.
3. Jako żurnalista: może o tym pisać, lecz etyka i lojalność jego pozostawiają wiele do życzenia.
Dlaczego? Jest jeszcze coś, co zwie się... honor! „Daję ci słowo honoru, że nikomu nie powiem, co wiem”... Ot i cała filozofia etyki dziennikarskiej.
Dziwię się, że za pozbawionym honoru i wyobraźni pseudożurnalistą „Polityki” (mieszka w Tczewie i jeszcze niedawno był szefem konkurencyjnego tzw. starego kuriera) szybciutko podążyli młodzi, lokalni adepci sztuki pisania. W innych lokalnych tygodnikach (podobno poczytnych i podobno będących liderami na tutejszym rynku prasy) umieścili jednocześnie przedruk z „Polityki” i zaraz po nich sprostowania faktów. To już lekka przesada!
Przysłowie chińskie mówi: „Nie ujawniaj swoich pierwszych reakcji – bo są one na ogół głupie”. Nawet Mojżesz dał słowo honoru, że dziesięć przykazań, które przyniósł z góry, jest od Pana Boga i my mu wierzymy. A o resztę nie pytajcie, bo nie macie prawa pytać!
Coraz bardziej wierzę, że Polska jest państwem prawa. Niestety, prawa Murphy’ego: „Jeśli coś może się nie udać, nie uda się na pewno”. W życiu nie uwierzę, że po ostatnich oświadczeniach dojdzie do porozumienia między lubawskimi gminami: wiejską i miejską – i odwrotnie. Angielski filozof, lord Bertrand Russell, mawiał, że gdyby ludzie bardziej egoistycznie zajęli się robieniem sobie „dobrze”, a mniej dokuczaniem innym – wtedy świat byłby rajem!
Po przeczytaniu tych oświadczeń, opublikowanych na zlecenie w lokalnych pisemkach, niejeden z Czytelników, a również i ja miałem ochotę posadzić dostojników na kolanach, łepek pogłaskać, nosek wysmarkać, oczęta obetrzeć i buźkę ucałować – taka ogarnęła mnie czułostkowość. Wstrzymały mnie tylko panujące rygory obyczajowe. Pieszczoty takie byłyby przez plotkarzy zaraz opacznie interpretowane.
I to wszystko działo się w okresie, podczas gdy w jedną z niedziel sprawdzaliśmy sobie poziom... oleju w głowie. Gremialnie wzięliśmy udział w teście na określenie stopnia inteligencji. Okazało się, że do tej pory błądziliśmy po omacku. Kretyn uchodził za geniusza. I odwrotnie. Teraz będzie porządek. Każdy otrzyma dyplom z wynikiem i zaleceniami. Nadaje się do roboty (tu wpisać osiągnięcia umysłowe wynikające z ilorazu inteligencji): w rządzie, sejmie, samorządzie, kościele, mafii czy na wysypisku śmieci (niepotrzebne skreślić).
Polacy podobno wypadli nie gorzej niż Niemcy i Anglicy, którzy prowadzą w światowym rankingu. Całe szczęście, że, jak podają statystyki, w sprawdzianie nie brali udziału politycy i lokalni działacze samorządowi. Jak powiedział ostatnio jeden ze znanych sportowców, „niby mądry naród, a zawsze na swoich przywódców wybiera największych głupców”.
Zewsząd próbują nas dołować. Ale my się nie dajemy – ani paskudnej pogodzie, ani głupim pomysłom. Choć wiele rzeczy nas wkurza, to warto być Polakiem. To oczywiste. Nie jesteśmy tak nudni jak Niemcy, zazdrośni jak Włosi i zatwardziale konserwatywni jak Anglicy. I jak zwykle mniej nawaleni jak Rosjanie. Mamy przecież łby nie od parady. Jesteśmy uodpornieni na absurdy, z jakimi stykamy się co dzień.
Ktoś, kto potrafi żyć w kraju, gdzie nie można bez łapówki załatwić prostej sprawy; gdzie pracuje więcej urzędników niż robotników; gdzie rzekomo bezradne prokuratury i sądy w atmosferze pełnej powagi osłaniają malwersantów – ten musi mieć mózg dobrze naoliwiony.
Umiejętność dostosowania się do rzeczywistości dowodzi wysokiej inteligencji. Dzięki temu jesteśmy nawet zrównoważeni i pogodni, a nawet szczęśliwi. To nic, że średnią krajową obniżają nam ludzie będący u steru władz państwowych i lokalnych. Większość z nich do orłów intelektu nie należy. W teście, nawet jak wystartowali – to lepiej przemilczeć ten fakt.
Nam potrzebne są sukcesy! Niczym kania dżdżu, łakniemy balsamu na nasze rany, bo ze wszystkich stron spadają na nas tylko złe wiadomości. Mamy nieudolne rządy w Iławie, kłócące się dwa samorządy w Lubawie, zieloną mafię w Zalewie, kombinatorów w radach nadzorczych, błaznów w Sejmie, którzy zwiększają jedynie bezrobocie. Nawet Unia Europejska – matka opatrznościowa, chce nam zabrać wpływy i dotacje...
Gdzie więc szukać ratunku? Jeśli nie w żurnalistach, politykach i miejscowych samorządach, to może w urodziwych siatkarkach, które niedawno pokazały światu, jak można zagrywać, ogrywać i wygrywać. Miały konkretny cel, ambicję i lidera. Miały, bo już oddały nieco pola. Znowu to samo...
A może ulgę przyniesie drugi rzut babiego lata? Zaciśnijmy zęby, rodacy! Niedługo zacznie skakać Adam Małysz!
MAREK SAPIŃSKI