LISTEK: Dywanik u redaktora naczelnego.
SYNOWIEC: Dywanik to lekka przesada.
––––– 1. –––––
Redaktor naczelny
Nowego Kuriera Iławskiego Jarosław Synowiec zaprosił mnie do redakcji. Nie było w tym nic zaskakującego, bo w redakcji bywam co najmniej raz w tygodniu. Zawsze panuje tutaj miła, sympatyczna atmosfera. Ale tego dnia, właśnie tego dnia, zostałem zaproszony, a raczej wezwany, na dywanik.
W poprzednim wydaniu ukazał się mój felieton pt. „Gość, gorzała i gorzkie echa wyborów”. Dywanik u naczelnego dotyczył fragmentu o problemie nocnej sprzedaży alkoholu w sklepie ATUT na Osiedlu Jagiellońskim w Iławie. Do rozwiązania tego problemu potrzebny jest specjalista od węzłów gordyjskich. Z uwagi na konflikty interesów, każda decyzja będzie zła.
Naczelny zwrócił mi słuszną uwagę, że fatalne przemilczenie nazwiska jednej osoby, Stanisława Żygadło, w sposób istotny zniekształciło obraz sytuacji. W ten sposób odpowiedzialnością obciążyłem wyłącznie dwóch innych radnych.
Poprzednio napisałem: „W czasie kampanii wyborczej na spotkaniu z mieszkańcami, po burzliwej dyskusji, sprawy nie rozstrzygnięto. Konflikt interesów przekształcił się w węzeł gordyjski. Na spotkanie przybiegli, chcąc zdobyć głosy w wyborach samorządowych, dzisiejsi radni: m.in. Marek Polański i Andrzej Pankowski. Wyjaśniali, dostrzegali, uśmiechali się, przytakiwali. Byli aktywni. No i co załatwili? Po 100 dniach działalności w samorządzie miejskim w sprawie Osiedla Jagiellońskiego tzn. problemu alkoholowego pozostało bez odpowiedzi pytanie: „Pić (w nocy) albo nie pić”.
„Panowie radni, uczestnicy wspomnianego spotkania (wówczas jeszcze kandydaci do samorządu), gardłują dzisiaj o ważniejszych (?) sprawach: oceniają, która ulica jest ważniejsza; gardłują o bezrobociu... I dalej nic z tego nie wynika. Ale w całej tej zabawie chyba o to właśnie chodzi najbardziej, żeby gardłować jak najwięcej, bo za to przecież lecą do kieszeni... tak zwane diety (prawie 100 zł za posiedzenie)”.
Okazało się jednak, że popełniłem fatalny błąd. Nie wymieniłem w tej sprawie Stanisława Żygadło, dziś wiceprzewodniczącego Rady Miejskiej, radnego rządzącej koalicji – a wtedy, przed wyborami, aktywnego uczestnika spotkania mieszkańców.
Panu Stanisławowi Żygadło także należą się, niestety, ostre słowa, które skierowałem pod adresem radnych Marka Polańskiego i Andrzeja Pankowskiego. Mea culpa drodzy panowie i drogi redaktorze naczelny. Dobrze, że ktoś jeszcze czuwa. Dzisiaj naprawiam błąd. Prawda ponad wszystko. Spóźnione przeprosiny, ale zawsze...
Ponoć panowie Marek Polański i Andrzej Pankowski po przeczytaniu mojego tekstu mieli prawie łzy w oczach. No cóż panowie, przepraszam. Nie mniej, po tych 100 dniach od wyborów, wytrwale oczekuję załatwienia sprawy (mieszkańcy osiedla czekają).
Pragnę dodać, że Andrzeja Pankowskiego szanuję od wielu lat za działalność w Iławie. Tak samo w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, jak i w III RP. To nie oznacza, że nie mam prawa oceniać każdego radnego (i to bez względu na jego związek z jakąkolwiek partią czy formacją polityczną).
Jeszcze dodam, że Stanisław Żygadło reprezentował, na historycznym już zebraniu, wspólnotę mieszkańców ulicy Niepodległości 10 (blok naprzeciw banku). Nie mniej przyznaję się do błędu. Ale w dalszym ciągu uważam, że 100 dni to wystarczający czas na załatwienie problemu „pić (nocą) czy nie pić” na Osiedlu Jagiellońskim.
Do zobaczenia na sesji, którą odwiedzą przedstawiciele mieszkańców osiedla. Czy mam przynieść któremuś z radnych dodatkowe chusteczki?
––––– 2. –––––
Z uwagą przeczytałem reportaż Radosława Safianowskiego z wycieczki iławskiej Komisji Rozwoju Miasta. Zainteresował mnie szczególnie problem drzewek i psów. Nie wiem jakimi środkami (bo z tym upustem dla mieszkańców na zadrzewienie osiedli to jakaś bajka) należy „walczyć o społeczeństwo”. Czy radni mają prawo „sięgać do środków spółdzielni”? Oddajmy głos mieszkańcom osiedli.
Trafnie wypowiedział się pan Wiesław Pieńczewski: „Panie przewodniczący, to iluzje. Wie pan od czego takie drzewka giną? (pewnie doktor Żuralski nie domyślał się – w końcu leczy tylko ludzi). Bo ktoś wychodzi z psem na spacer, pies podbiega pod drzewo i się pod nim załatwia”. Ale pomysłowy doktor natychmiast znalazł receptę: „Dla wyprowadzania psów trzeba wyznaczyć specjalne miejsca”. Dla mnie to było odkrycie wprost na miarę epoki. Niebywale zaskakująca mądrość. Tylko to słowo „trzeba” kogo dotyczy? Mam psa i chętnie pójdzie na „specjalne miejsce” razem ze swoim panem.
Ostało się nie tylko na słowie „trzeba”. Radny Eugeniusz Dembek przebił wszystkich: chciałby posadzić drzewa (chyba w całym mieście) od razu gotowe, wyrośnięte do wysokości 4 pietra, smukłe, odporne na psie kwasy. Panie radny! Dużego drzewa, kochany, nie posadzę, bo nie zwykłem... przesadzać. Jedno drzewo dla ilu psów?
Ludzie, o czym ja piszę...
Niecierpliwie czekam na realny pomysł Romana Żuralskiego w sprawie braku toalet w Iławie: „Miasto mogłoby bezpłatnie przekazać działki chętnym, którzy postawiliby budki z WC i czerpali zyski z opłat”. Chętnie bym zapoznał się z rachubą zysków ewentualnych właścicieli tych budek. Na mój nos za dużo w tym kalkulacji, panie doktorze.
Teraz szanowny panie burmistrzu! Pomysł przedni: zrobić bilans wędrujących po mieście i zmuszonych fizjologicznie do siusiania, ustalić opłatę i zastanowić się nad dotacją – bez niej się nie obędzie, zwłaszcza zimą przy zmniejszonym ruchu ulicznym. No i trzeba też przygotować się na spory między mieszkańcami w momencie rozlokowania wspomnianych szaletów. Myślę, że jest to długa droga dla załatwienia nieco iluzorycznej sprawy. Długo jeszcze przed ratuszem, kawiarniami, restauracjami i w różnego rodzaju kącikach będą stały kolejki potrzebujących. Aha, dla rencistów i inwalidów muszą być zniżki!
Pomysł przedni panie przewodniczący Komisji Rozwoju Miasta – Romanie Żuralski. Dyskretnie powiem panu, że ja także mam problemy... naprawdę. Nareszcie, po wyrzuconej inwestycji OETKENa, jakiś fantastyczny pomysł dla Iławy. A może by tak referendum w tej sprawie, co...? Żeby nie było obciachu.
Na koniec życzę szanownej komisji, aby jednak osobiście wzięła się i poprawiła napis na bramie wjazdowej stadionu. Ciekawe gdzie podziało się stowarzyszenie piłkarskie, które za darmo dzierżawi ten teren od nas wszystkich, od mieszkańców Iławy? Ciekawe jak to się ma do tak często przywoływanej przez nich reklamy naszego miasta?
pierwszy do pisuaru:
TADEUSZ LISTKOWSKI-NIKT
Drogi Tadeuszu!
Tu redaktor Jarosław Synowiec!
Z tym dywanikiem to chyba lekka przesada. Z tej jednak przyczyny, że znam się nieco na żartach i wyrozumiały jestem dla każdego felietonistycznego zacięcia, przyjmuję twoje sformułowanie z uśmiechem – ba, nawet innym dyskutantom publicystycznym pokazuję na wzór, że w naszej redakcji i na łamach Nowego Kuriera żadna cnota krytyk się nie boi, co – w tym konkretnym przypadku, drogi Tadeuszu – dotyczy nas obu po równo, nieprawdaż...
Do rzeczy. Od dawna podziwiam twój takt, łagodność i wielkoduszność. Od dawna chylę czoła przed twoją szeroko zakrojoną wiedzą i oczytaniem. Od dawna szanuję to, że serce masz „po lewej stronie” i zamaszyście komplementuję fakt, iż jest w Iławie chociaż jeden ideowy lewicowiec (nie mylić z dogmatykiem komunistycznym), który publicznie potrafi powiedzieć wiele sensownych rzeczy. I choć nie zawsze, i nie ze wszystkim się zgadzam, to przecież szanuję prawo każdego do posiadania własnych poglądów – i bardzo chętnie je publikuję.
Ale ostatnio w kontekście poczynań radnego Stanisława Żygadło (SLD) okazałeś się być wielkim – nazwijmy to delikatnie – nad wyraz uprzejmym dżentelmenem.
Pozwól drogi Tadeuszu, że i ja przedstawię swój osobisty punkt widzenia, choć Ameryki tu nie odkryję, bo uważny czytelnik na pewno już wcześniej zauważył, że bardzo celnie rozgryzł postać Stanisława Żygadło tak prostolinijny człowiek jak słynny już redakcyjny wędkarz Zygmunt Wyszyński.
Pamiętam jak w poprzedniej kadencji radny Żygadło z ław dla opozycji zawsze ganił, strofował oraz pouczał wszystkich – przy tym oczywiście sam żadnych alternatywnych rozwiązań nie proponował. No, ale zawsze wtedy można się było usprawiedliwiać, że „opozycja niewiele może”. Być może, ale czy na pewno?
Pamiętam jak w ostatnim momencie przed wyborami radny Żygadło postanowił zbić kapitał na prostej, wręcz banalnej sprawie sklepu spożywczego ATUT (naprzeciw ratusza).
Błyskawicznie ogłosił się szlachetnym obrońcą porządku i moralności na Osiedlu Jagiellońskim. Z hasłem „przywrócę normalność” ruszył od drzwi do drzwi. Obiecał ludziom, że raz na zawsze załatwi Henryka Burkiewicza, tego cholernego kapitalistę i krwiopijcę, który w swoim sklepie nocą rozpija tutejszą, dobrze urodzoną, młodzież.
Trzeba przyznać, że radny i kandydat na następną kadencję Stanisław Żygadło był bardzo przekonywujący. Niczym karabin maszynowy strzelał małymi oczkami na lewo i prawo. Ujmującym głosem raz cichutko łaskotał, a raz grzmiał gniewnie na panujące tu i tam bezhołowie. Szło mu bardzo dobrze, ludzie łykali potok obietnic rycerza moralności. Ekspresowa kolęda w środku lata, jak się później okazało, przyniosła lepszy plon niż nie jednemu początkującemu wikaremu. Ludzie gremialnie zagłosowali na uprzejmego „pana Stasia”.
Mija już pół roku od wyborów, a obietnica „przywrócenia normalności” na Osiedlu Jagiellońskim jak wisiała, tak wisi na kołku – niczym stare buty piłkarza, który się rozchorował obłożnie po ciężkim meczu.
Ale... Kto by tam – po pomyślnych DLA SIEBIE wyborach – myślał o zdartych butach... Nasz dzielny Stanisław vel Zawisza został przecież wice-generałem Rady Miejskiej w Iławie. Dostał mikrofon włączany na dotyk! Dostał pokaźny deputat! Dzieli ogromny budżet! On jest WŁADZA teraz!
Jeszcze sam niczego nawet nie narysował na serwetce (nie mówiąc już o budowaniu), a przez SWOJE pół roku ciągle wszystkich rozlicza, odpytuje, wytyka i kontroluje. Niedługo chyba sam zje swój własny ogon.
Nie! Przepraszam, zrobił jedną rzecz!
Nie udało się wykończyć osiedlowego sklepu tego cholernego kapitalisty Burkiewicza, no to trzeba było się postarać o inną kiełbasę wyborczą na następne wybory (strategia zaiste godna wice-generała...).
Oto załatwił z budżetu miasta 100 tys. złotych na poszerzenie uliczki pod swoim blokiem, bo „dzisiaj nie można tu spokojnie wyjść nawet z klatki”, podczas gdy jest w Iławie wiele naprawdę wołających do nieba miejsc, gdzie mieszkańcy chcieliby mieć tylko takie problemy jak Stanisław Żygadło na swoim podwórku.
Drogi Tadeuszu! Drogi Listku! Spójrz, jak hipokryzja na rączym koniu pomyka!
Przez 12 ostatnich lat iławskie SLD zapamiętale krytykowało dotychczas rządzących za kompleksową zmianę wizerunku centrum Iławy nad Małym Jeziorakiem. Suchej nitki nie pozostawiano na amfiteatrze, fontannie na wodzie, bulwarach, ratuszu, szkole „trójce”, czy wreszcie hali widowiskowej – zarzucając, że to wszystko niepotrzebne, bo rośnie nam bezrobocie. Tymczasem w ostatnich wyborach kandydaci SLD, jak nikt inny do plakatów w swojej kampanii swawolnie używali właśnie tej znienawidzonej panoramy miasta.
Drogi Tadeuszu! Gdy patrzę na ostatnie wydanie biuletynu partyjnego „Lewica” (na pewno jeszcze lewica?) i widzę na pierwszej stronie dwie czołowe twarze iławskiego SLD, a w tle znów panoramę znienawidzonych symboli – to pytam sam siebie: ile trzeba mieć hipokryzji, ile obłudy w klasycznej formie, żeby tak żenująco poniewierać własną twarz, nazwisko i godność.
Już widzę jak niedługo liderzy iławskiego SLD gremialnie będą się fotografować nawet na tle nowo wybudowanej obwodnicy Iławy, na którą szmal załatwił – jak pamiętamy – ten cholerny Adam Żyliński.
Ma rację radny Maciej Rygielski (na ostatniej sesji). Żeby nowa władza mogła ruszyć cokolwiek z miejsca, potrzebny będzie egzorcysta, bo na razie wszyscy radni żyją Żylińskim. Ciągle tylko Żyliński, Żyliński, Żyliński...
Czy był Żyliński, czy go nie ma – i tak sobie wszyscy będą nim twarz wycierać. Zobaczysz, drogi Tadeuszu... Jeszcze wspomnisz moje słowa...
JAROSŁAW SYNOWIEC