Wiesław Niesiobędzki: Ciąg dalszy „Geniusza Jezioraka”
Właśnie odebrałem Krystiana z przedszkola i przyglądaliśmy się robocie Emila, który zwalczał wirusy w naszym komputerze i na nowo instalował poharatane przez robale pliki...
Krystian niecierpliwił się, że to tak długo trwa. Nie mógł się doczekać kiedy wreszcie będzie mógł pograć w swoją ulubioną grę „Medal’s of honor”.
„Synek, idź pobiegać na podwórku z kolegami, a gdy wrócisz, wszystko będzie gotowe” – powiedziałem małemu.
W tym momencie zadzwonił telefon. Mój 7-letni syn, jak to mały wiercipięta, szybko podniósł słuchawkę i po słowach „Halo, tu Krystian. Kto mówi?” – oddał mi słuchawkę.
„Mówi Maśkiewicz, pan Niesiobędzki?” – usłyszałem gniewny pomruk w słuchawce. „Jak pan do środy nie odwoła wszystkiego coś pan nawypisywał w Kurierze, to spotkamy się w sądzie! Pozew już gotowy!”.
„Tak, to ja... A o co chodzi? Co mam odwołać?” – zapytałem nawet usatysfakcjonowany faktem, że oto sam pan burmistrz mojego ukochanego miasta Iławy osobiście do mnie, bezrobotnego felietonisty na świadczeniu przedemerytalnym, raczył był telefon wykonać.
„Wszystkie masz pan odwołać. I te bzdury, które pan napisał! Bo to nieprawda!!!”. Zgłupiałem. „Ale co jest nieprawdą? Proszę powiedzieć o co panu chodzi, panie burmistrzu?” – próbowałem czegokolwiek dociec, bo mój wielce szanowny rozmówca na pewno do elity krasomówczej nie należy, no ale należało ustalić elementarną faktografię.
„O wszystko! Wszystko jest nieprawdą!!! Ma pan czas do środy i potem spotkamy się w sądzie. Pozew ma 16 stron i mecenas tam wszystko wypunktował” – ton wypowiedzi, a raczej już krzyku szefa miasta nie wróżył nic dobrego. „No to zgodnie z obietnicą wyborczą, wreszcie komuś dał pan zarobić w Iławie, panie burmistrzu” – rzuciłem żartobliwie.
„Ty skurw....u” – usłyszałem w odpowiedzi niewybredny epitet i rozmowa została zakończona rzutem szanownej słuchawki pana burmistrzowej na łopatki z takim łomotem, że chyba aparat jegomościa nie wytrzymał takiego nokautu.
No to ładne kwiatki – pomyślałem sobie. Pan burmistrz wsadzi mnie teraz za kratki. Nie ma to jak być felietonistą w mieście rządzonym przez dzierżymordę...
Jawa to czy sen, Białoruś czy Iława? O co mu chodzi? O jakiej nieprawdzie on mówił? – zastanawiałem się, co nieco podniecony wizją procesu o wolność słowa i prawo wypowiedzi bez cenzury.
Czyżby pan burmistrz, pobożny wielce ostatnimi laty, miał zamiar dowieść mi przed sądem, że nigdy nie wnosił pod obrady rady miejskiej projektu uchwały o przemianowaniu w Iławie ulicy 1 Maja na Jana Pawła II? Biłem się z myślami...
Czyżby w Lubawie nowych ulic nie budował na papierze? Czyżby nie posługiwał się hasłem „Zarób w Iławie i wydaj w Iławie”? Czyżby nie wyjeżdżał do Włoch w czasie akurat zbiegłym z pogrzebem papieża? To nic, że Maśkiewicza wcale nie było w Rzymie, a bawił u podnóża Alp włoskich, ale naród iławskich miał myśleć, że!
Czyżby mu nawet przez myśl nie przeszło nigdy, aby kandydować ponownie w wyborach na Ojca Miasta? Kto to wie, jeśli znowu weźmie tak świetnego, jak Andrzej Krygier adwokata, to czemu nie? Wtedy może nawet dowieść, że on – Maśkiewicz – nigdy nie należał do SLD, zaś skrót SB pochodzi od nazwy „Służba Boża”.
Czyżby pan burmistrz poczuł się obrażony tym, że nazwałem go Geniuszem Jezioraka? Tak, to chyba o to poszło, ani chybi o to właśnie... Była to zbyt wielka chyba odwaga z mojej strony i za to mogę beknąć...
Dobrze przecież pamiętam. Była to środa i wtedy Jeziorak też był mocno wkurzony... Szalał, bił falami, wył. To była środa, tak jest! Jak zwykle w środę ukazał się nowy numer „Kuriera Iławskiego”, a w nim – ten mój felieton się ukazał, dotyczący pomysłu pana burmistrza Maśkiewicza.
Pojechałem wtedy około południa na przystań do Kazika, który tam już od początku kwietnia swój jacht do nowego sezonu przygotowuje. Wiało tak, że mało głowy nie urwało, a fala dochodziła do pół metra, albo i więcej nawet.
Przywitałem się z przyjacielem, siadłem na burcie i – osłaniając się kołnierzem kurtki przed przenikliwie zimnym wiatrem goniącym od północy spienione bryzgi wodne – zapytałem: „Czemu to nasze jezioro tak się dzisiaj wścieka?”.
Wtedy Kazik, pokazując mi nowy numer Kuriera z moim tekstem o pana burmistrza pomyśle zmiany nazwy ulicy w mieście, powiedział: „Jeszcze się pytasz koleżko? Jezioro jest wkurzone, żeś takiego Maśkiewicza aż Geniuszem Jezioraka nazwał”.
W świetle powyższego doskonale to rozumiem, że muszę teraz koniecznie przeprosić moje ukochane jezioro Jeziorak.
Ale czy to ja na Maśkiewicza dwa lata temu głosowałem?
Wiesław Niesiobędzki