Jest taka stara zasada, że jak powiedziało się „A”, to trzeba powiedzieć „B” – uruchomił się pewien mechanizm, więc skoro samochód bez zaciągniętego hamulca ręcznego zaczął zjeżdżać z górki, to i najpewniej zjedzie. Zanalizujemy sobie dzisiaj słowem i obrazem, w co wchodzimy i gdzie jesteśmy tuż przed wybuchem kanikuły AD 2020. Jak Iławę mogą dostrzec turyści, których pierwsze forpoczty już we wcale niemałej ilości docierają nad wody. Tego wymownym dowodem chociażby ostatni długi weekend, kiedy to iławskie rejestracje na asfaltach należały do wybitnej mniejszości…
(raport subiektywny)
Zanim o śmieciach, bo tu problem rośnie, najpierw zacznę o wstydzie. Prawie dokładnie 3 miesiące temu, bo 15 marca, spłonął iławski młyn. Poszła generalnie cała drewniana konstrukcja dachowa, że kikuty się jeno ostały. Fatalny widok. Miałem nadzieję, że krótkotrwały, źle się to na co dzień przełyka. Odizolowano najpierw parcel, taśmami oklejono strefę, po czym taśmy zdarto i zgliszcza tak sobie trwają do dziś.
Byłem świadkiem w sklepie spożywczym, jak ludzie na śląskich numerach pytali, kiedy to się wydarzyło. Nie kryli przy tym zszokowania, iż nic się z fantem nie czyni, przecież to wizerunkowa katastrofa! Tym bardziej, że wokół parki, do tego krajowa „szesnastka” mknie, a widok jak po uderzeniu bomby w 1939 roku – koszmary! Owszem, być może to własność prywatna, ale trzeba te persony odnaleźć i przymusić do działania, bo ich apatia absolutnie dożyna miasto. Pora więc zmącić spokój szczęśliwym. Niech uprzątną te czarne dechy, już ruina będzie wyglądała raźniej. Zamek w Szymbarku tak funkcjonuje i jakoś strachu czy załamania nerwowego przy oglądzie nie przysparza, a owo tak. Rzutuje to na ocenę grodu jako taką, bo jeśli ktoś w marcu tamtędy ciął i teraz, choćby rodzina z Grudziądza, to widzą ci, że rzecz zostawiona sama sobie, dlatego biernym być nie można! Jakieś ultimatum ratusz powinien przesłać, a na pewno skontaktować się z ospałymi.
Brać się do roboty i to na wczoraj, podobnej szkarady od wieków tu nie widziano! Doprawdy, że Jasielska mniej denerwująco wygląda, o ile w ogóle, bo mnie tam jakoś nie poraża, wbrew obiegowej opinii. Śledzę rozwój wypadków w dalszym ciągu, czarne dredy młynowi proszę ogolić, bo żenująco chociażby zwizytować cmentarz, a nań dociera cała Polska, pełne i niepełne rodziny. Wielki plus – świetnie przebiega vis a vis renowacja zabytkowej kamienicy, ex-menelskiej, widokówka nam powstaje u wrót nekropolii. Tym mocniej trzeba zrobić porządek pobocznie, bo jednocześnie bić brawo i puszczać torsje nie wypada.
Teraz o śmieciach. Stanęły wiaty, zrobiło się czyściej. Ale i tragiczniej. Tu kładę na agendzie sprawę monitoringu, trzeba Iławę nim osaczyć. Ludzie już generalnie wyuczeni, jaki odpad jest jakim odpadem, wypytuję dzieci/emerytki, chęć edukacji przeogromna. I – co ważniejsze – wdrażana w praktykę, a będzie tylko lepiej. Jednakże pojawiła się degrengolada. Nie wiem kto, ale jacyś jaskiniowcy, bez dostępu mniemam do wiat, zaczęli cichaczem (bo raczej nie w godzinach światła dziennego) raczyć swoimi odpadami uliczne małe kosze, betonowe, które teraz generalnie wybuchają, robią bokami.
Mount Everest osiągnął jegomość w centrum alejki nad Iławką, tuż przy notabene domu mieszkalnym, gdzie to pod lampą zdecydował się zostawić kilka zapakowanych worków, których fetor należycie klimatyzuje teren. Na nieszczęście upały weszły. To król, jednak magnateria też działa – cudowność krajobrazowa „dzika” plaża-Skarbek również cuchnie i wywala. Tak samo front domków na Lipowym Dworze tu i tam (Chopina, Paderewskiego np.). Może tym ludziom nie po drodze z nowymi porządkami, bo ich wiaty nie dotyczą? Nie chcę rzucać oskarżeń, niemniej proceder ruszył stępa, wysypiska w najbardziej nieoczekiwanych miejscach nam się funduje. Niech tych nieładnych ludzi cholera weźmie – tak kalać dobra ogólne, doprawdy trzeba być średniowiecznym egocentrykiem!
Wiaty w ogóle doposaża się w kamery, one winny dziś być znakiem czasu jak drony. Obejmijmy nimi najpierw tereny zielone, eksportowe, głębiej sięgniemy, jak sięgniemy, a ponadto bądźmy czujni, nagrywajmy złoczyńców, aparaty w dłoń! Jeżeli pod oknami lokatorów sobie pozwalają rządzić, to są do wyłapania. Miejcie oczy naokoło głowy, zawsze zaczyna się od przypadku nr 1, a potem jak z literą „A” – alfabet poleci! W lasach pełno pułapek monitoringu. Jakżeż miło, jak pan z kolegą wypróżniają tam 30 opon na wizji, w dobrych jeszcze nastrojach! My też w nich pozostańmy, zaraz bowiem już odda się w użytkowanie wieczyste pasek grodzki ścieżki rowerowej ku Kamieniowi Małemu. Nareszcie! Idealne to bowiem przedłużenie aorty rekreacyjnej i dla mam z wózkami, i wnuków z dziadkami, tudzież rolkarzy z hulajnogującymi.
Łącznik Iława-Nowa Wieś-Kamień zyska na okrążeniu i znaczeniu, on też z uroczystym chodnikiem, bezpiecznym wpisze się w nowe horyzonty jak ulał. Już się nie mogę doczekać finalnego odpalenia lamp i drogi równej jak stół, tym bardziej, że za Kamieniem mnóstwo malowniczych odnóg, a tam dojechać familijnie było ryzykownie – prujący prują. Tu już zawężam korzyść do rowerzystów, ale zyskają wszyscy, a najbardziej Deutch Eylau, że historycznie określę te 21 km kwadratowych. To zawsze pierwszy beneficjent bądź punktowy bankrut jak w przypadku młyna, pogorzelca niewesołego.
Pełną niespodzianką jest zaś zmiana trotuaru na nowy przy ul. Smolki, gdzie to już duchy zmarłych za Gierka przyzwyczaiły się, że chadzają zawsze trójkątnymi, nierównymi płytami. Kto to wiosło w oku wreszcie zauważył – Nobel z objawienia Maryjnego, bez dwóch zdań! Wiecie, że to chyba ostatni odcinek na topie, któremu się odpuszcza siermięgę. Ja tam za dolary po ciemku się nie pojawiałem, zęby drożej wyjdą.
Prosili mnie jeszcze mieszkańcy ulic Działdowskiej i Sztumskiej o fotografie ich niedoli krawężnikowej, przy nich Smolki to Pola Elizejskie. Dziś już tego nie zmieszczę, ale też pora działać.
Radni: dotrzeć i obejrzeć, Gajerek wiele ma imion, choć jedną nazwę! Lato 2020 odpalamy, wrzody namierzone: ścierka, płyn i zetrzeć je! Życie w porządku… je, bo Iławie niewiele brakuje do uzdrowienia. Chociaż czy niewiele? Tempus fugit i to rączo!
LESZEK OLSZEWSKI
Iława. Niezwykle pomysłowy sposób
pozbycia się pozostałości przez posiadaczy hangarów
nad rzeką Iławką. Trzeba okrasić nimi miejsce publiczne,
co więcej: miejsce wizytówkowe. Turyści, zobaczcie
jak uroczo. Mieszkańcy podziwiajcie!
Zażenowanie grodu iławskiego,
gdy lato 2020 ante portas: młyn-pogorzelec.
Stoi na ultrawidoku, szczyt dramatu osiągnięty,
pełne pole do zażenowania przed wszystkimi!
Trzeba niezwłocznie przymusić właściciela:
wyciąć te dechy – co to za hucpa?
Tak wyglądają aktualnie zwyczajowe kosze w Iławie.
Niemiło się robi, mijając jeden za drugim, a już
wrzucić cokolwiek do któregoś – niepodobna!
U wrót sezonu trzeba sprawę opanować,
a z czasem rozbudować monitoring, by
nie wynoszono tam przydomowych urobków…
Człowiek nie wierzy własnym oczom,
po nieskończenie długich dekadach ostatni pasek
przy ul. Smolki w Iławie doczekał się
wymiany chodnika!