Zdaniem policjanta oraz sądu Marek Kulewski aż o 70 km/h przekroczył samochodem dozwoloną prędkość. Mężczyzna uważa jednak, że przesadą jest ukaranie go tylko na podstawie zeznań funkcjonariusza i pomiaru prędkości na liczniku radiowozu.
Był sylwestrowy ranek. Marek Kulewski wracał ze swoją znajomą z Iławy. Droga była śliska i padał śnieg.
KOGUT ZA PLECAMI
Gdy pan Marek zauważył we wstecznym lusterku radiowóz z włączonym „kogutem”, od razu się zatrzymał.
– Policjant zatrzymał mnie w połowie Wikielca – opowiada Kulewski. – Powiedział, że jechał za mną od wyjazdu z Iławy. Jak mogłem jechać ponad 100 km na godzinę, co sugerował mi policjant, gdy droga była śliska i padał śnieg?! A przede mną w dodatku jechało jeszcze jedno auto. Gdybym jechał z taką prędkością, to pewnie bym je wyprzedził zanim wjechałem do Wikielca.
Policjant poinformował kierowcę, jakiej wielkości mandatem byłby ukarany, gdyby pomiar prędkości został wykonany np. radarem. W aktach sądowych czytamy: „Do zatrzymania doszło w środku wsi. Policjant poinformował, że za takie wykroczenie grozi mandat od 400 do 500 złotych i 10 pkt. karnych. Wówczas obwiniony oświadczył, aby wystawić mu mandat. Przyznał, że jechał około 100 km/h”.
Kulewski zaprzecza: – Powiedziałem, że może o 5-10 km/h przekroczyłem prędkość i jestem w stanie od razu zapłacić mandat, ale nie dam sobie wmówić, że aż o 70 km/h!
W rezultacie policjant wezwał „drogówkę” i sporządził wniosek o ukaranie kierowcy do sądu grodzkiego.
– Nie miałem ważnego przeglądu technicznego i dlatego wezwał „drogówkę” – wyjaśnia Kulewski.
UZNANY ZA WINNEGO
Sprawa w sądzie odbyła się w marcu. Sąd wysłuchał świadków: policjanta, który zatrzymał Kulewskiego, oraz kobietę – pasażerkę pana Marka – która uznana została za niewiarygodnego świadka. W uzasadnieniu wyroku czytamy: „Beata Sz. w swoich zeznaniach podawała, że nie zwracała w czasie jazdy uwagi na drogę, nie ma prawa jazdy i nie jest w stanie określić, z jaką prędkością jechał obwiniony. Nie wiedziała nawet, gdzie jest szybkościomierz w samochodzie obwinionego. Sąd nie dał wiary temu świadkowi”.
W świetle zebranych dowodów – w większości zeznań policjanta – Marek Kulewski jest winny. Sąd ukarał go grzywną 350 złotych.
– Odwołam się od wyroku – mówi Kulewski. – Nie dam się ukarać na podstawie tylko i wyłącznie zeznań policjanta i licznika w jego radiowozie. Jechał za mną w sporej odległości, więc aby mnie dogonić, musiał przyśpieszyć i sam przekroczył prędkość, a nie ja. Powinien być także ukarany za przekroczenie prędkości.
KOMENTARZ POLICJI
Mówi Waldemar Jackowski, pierwszy zastępca komendanta policji w Iławie: – Policjant Marek Poczta zachował się jak najbardziej zgodnie z prawem. Każdy z policjantów, kto zauważy popełnienie wykroczenia, musi niezwłocznie podjąć interwencję. Policjanci, czy to jeden, czy dwóch, podejmujący ją z własnej inicjatywy, muszą zgłosić ten fakt dyżurnemu komendy. Tak zachował się Marek Poczta, nie zapomniał też o włączeniu sygnału świetlnego i dźwiękowego. Od razu też poinformował obwinionego o popełnionym wykroczeniu i karze za takie wykroczenie, czyli od 400 do 500 zł mandatu i 10 punktach karnych. Dodał także, że nie może wystawić mandatu, bo jedyną podstawą do jego wystawienia jest pomiar z licznika szybkościomierza policyjnego radiowozu i stąd wniosek do sądu, który uzna, czy zostało popełnione wykroczenie. Policjant musi być poza wszelkim podejrzeniem. Kiedyś kodeks pozwalał na nakładanie mandatu za tzw. pomiar z licznika szybkościomierza radiowozu. Dziś tego nie wolno policjantom. Zatem zachowanie policjanta, polegające na oddaniu sprawy do rozstrzygnięcia przez sąd, było regulaminowe.
JOANNA MAJEWSKA
Wikielec. Gdy Marek Kulewski w sylwestrowy ranek
wjeżdżał do tej wsi, policjant spojrzał na licznik
w swoim radiowozie. Jakieś 500 metrów dalej
zatrzymał kierowcę za przekroczenie prędkości