Rozmowa z WALDEMAREM JACKOWSKIM, pierwszym zastępcą komendanta powiatowego policji w Iławie, Człowiekiem Roku 2009 w plebiscycie czytelników tygodnika „Kurier Iławski”
NATALIA ŻURALSKA: – Czy nominacja do plebiscytu „Człowiek Roku” była dla pana zaskoczeniem?
WALDEMAR JACKOWSKI: – Ogromnym! Nie liczyłem na to, że kiedykolwiek Kurier zaproponuje mi udział w tym konkursie.
– W tym roku wyjątkowo dziesiątkę finalistów konkursu typowało nasze kolegium redakcyjne. Pana nazwisko zaproponowała konkretnie nasza dziennikarka Justyna Jaskólska. Czy chciałby pan jej coś powiedzieć?
– W takim razie bardzo dziękuję pani Justynie! Jestem ciekaw, czym się jej zasłużyłem? (śmiech) Uważam, że jestem otwarty na media. Staram się niczego nie ukrywać.
– Od początku do końca był pan liderem. Czy śledzenie przebiegu konkursu co tydzień w gazecie i świadomość, że jest pan ciągle na czele, dawały pewność wygranej?
– Nie. Do końca nie byłem pewien. Taka presja lidera.
– Zapewne duża w tym zasługa pańskich podwładnych…
– Mam świadomość, że pracownicy komendy na mnie głosowali, ale mam też nadzieję, że głosy napływały też od naszego społeczeństwa, mieszkańców regionu.
– Jakie było uczucie, gdy dowiedział się pan, że został „Człowiekiem Roku 2009”?
– Z wtorku na środę nie mogłem spać. Towarzyszyły mi ogromne emocje. W środę rano podjechałem na parking w mieście i poszedłem po gazetę. Otworzyłem ją jeszcze w drodze powrotnej do samochodu, taki byłem ciekaw! Gdy zobaczyłem wynik, zeszło ze mnie powietrze... Potem była już tylko ogromna radość i wiele gratulacji od znajomych. W tym momencie chciałbym podziękować wszystkim, którzy na mnie głosowali. Czytelnicy dali mi kredyt zaufania, a ja postaram się ich nie zawieść. Zrobię wszystko, żeby w naszym powiecie było bezpiecznie.
– Gdzie postawi pan zdobytą statuetkę?
– Najpierw zabiorę ją do domu, żeby się pochwalić bliskim. Ale na stałe znajdzie ona miejsce w moim biurze, w widocznym miejscu, bo taką nagrodą należy się chwalić.
– Wygrał pan plebiscyt w wielkim stylu, przewagą ponad 9 tysięcy głosów. Czy ma to dla pana jakieś znaczenie?
– Nie ma to dla mnie znaczenia. Liczy się wygrana. Może i nieskromnie powiem, ale w podświadomości cieszę się, bo to ogromny sukces.
– Proszę opowiedzieć o swojej pracy. Jak to się zaczęło?
– Kiedy miałem 15 lat, często odwiedzałem moją koleżankę Ewę. Jej tata był milicjantem, a ja zawsze lubiłem zakładać jego czapkę milicyjną, która leżała w ich przedpokoju. Zawsze myślałem, że milicjanci mają fajnie, bo tylko jeżdżą radiowozem i nic nie robią. Ja też tak bym chciał! (śmiech) Potem sytuacja się zmieniła. Miałem być wykwalifikowanym mechanikiem. Nie chcieli mnie nawet wypuścić z wojska, bo miałem fach w ręku, ale ciągle w podświadomości była milicja. W 1988 roku rozpocząłem w niej zastępczą służbę wojskową. W 1990 roku ukończyłem szkołę policyjną. Od tamtego czasu pracuję w Iławie. Pasja policyjna była we mnie ciągle. Chciałem pomagać ludziom.
– Jakie podstawowe cechy powinien mieć policjant?
– Trudno wyliczać, ale powinien być przede wszystkim uczciwy, obowiązkowy i punktualny.
– A co z odpornością na stres?
– Kiedy wstępuje się do policji, każdy jest badany pod tym kątem przez psychologów i psychiatrów. Uważam, że policjant to też człowiek. Od początku do końca służby uczy się tej odporności. Są w naszej pracy naprawdę trudne sytuacje, na przykład przy obsłudze wypadków, w których giną ludzie. Trzeba wykonywać swoje obowiązki, a jednocześnie być człowiekiem. Policjant musi wykonać swoje zadania, ale też być wrażliwym na wszystko, co dzieje się wokół.
– Proszę opowiedzieć o jakimś przypadku z pańskiej służby.
– Do dziś dnia mam przed oczami wypadek między Suszem a Różnowem, gdzie matka z córką dosłownie wkleiły się samochodem w drzewo, ginąc na miejscu. Trauma po takich sytuacjach pozostaje w sercu bardzo długo.
– Czy są jakieś sposoby, by sobie z tym radzić?
– Po takich traumatycznych wydarzeniach są organizowane przez psychologów spotkania. Każdy funkcjonariusz, który chce w tym uczestniczyć, może spotkać się z psychologiem i porozmawiać na ten temat.
– Czy była w pana życiu sytuacja, że pan płakał, wykonując swoje obowiązki?
– Podczas wspomnianego przeze mnie wypadku łzy same cisnęły się do oczu. Może to nie jest płacz, ale w takich sytuacjach łamie mi się głos. Wtedy trzy głębokie oddechy i trzeba sobie radzić... Ludzie często myślą, że jesteśmy mało wrażliwi, ale to nieprawda. Po prostu musimy to jakoś pogodzić. Taką mamy pracę.
– A gdy wraca pan do domu, to czy rozpamiętuje sytuacje z pracy?
– Przede wszystkim staram się nie rozmawiać o tym z rodziną. Nawet gdy bliscy pytają o jakąś sprawę, to ucinam rozmowy na ten temat. Nie lubię przynosić pracy do domu. Moi bliscy już się do tego przyzwyczaili.
– Jakie zadania służbowe wykonywał pan najchętniej?
– Robiłem wszystko, by w mieście było bezpiecznie, ale najbardziej lubiłem i nadal lubię zatrzymywać osoby poszukiwane. To moje hobby! Osoby ukrywające się przed pójściem do zakładu karnego czy jakieś listy gończe, to mnie interesuje.
– Wszyscy mieszkańcy regionu pamiętają sytuację z ubiegłego roku, gdy pewien mężczyzna próbował popełnić samobójstwo, skacząc z dachu sceny iławskiego amfiteatru. To właśnie pan przyjechał na miejsce potencjalnej tragedii z domu i odwiódł desperata od tej decyzji. Czy wraca pan myślami do tego wydarzenia?
– Tak. Wewnętrznie jestem dumny z tego, że wiedza, którą wyniosłem ze szkół, nie poszła na marne, a przede wszystkim zajęcia z negocjacji. Moja nauczycielka ze szkoły w Szczytnie powtarzała, że jeśli nie potrafi się negocjować z osobą, która próbuje popełnić samobójstwo, to lepiej się za to nie zabierać. W tym wypadku negocjatorzy mieli przyjechać aż z Olsztyna. Wiedziałem, że dojazd zajmie im około półtorej godziny, podjąłem więc mediacje sam. Dodam, że ten mężczyzna próbował popełnić samobójstwo już drugi raz. Na szczęście mi uwierzył.
– Jak udało się panu zdobyć jego zaufanie?
– Wiarygodnością. On bał się, że zostanie zakuty w kajdanki i jak pospolity przestępca wrzucony do aresztu. Najpierw więc musiałem mu powiedzieć, że tak się nie stanie. Trzeba tu dodać, że był to człowiek chory, uzależniony od alkoholu i narkotyków. Kiedy powiedział, że po zejściu z dachu chciałby pojechać do swojego ośrodka terapii pod Gdańskiem, bez wahania wezwałem przez telefon pod amfiteatr nasz pojazd. Wszystko, co mówiłem do tego człowieka, miało potwierdzenie w moich czynach.
– Co zrobiliście z tym człowiekiem, gdy wreszcie zszedł na ziemię?
– Po prostu dotrzymałem mojej obietnicy: nasz kierowca odwiózł go do wskazanego przez niego ośrodka. Do końca byłem więc wiarygodny.
– Co dziś powiedziałby pan młodym ludziom, którzy chcą zostać policjantami?
– Mam dla nich świetną wiadomość! Oto właśnie w powiecie iławskim zwiększy się liczba policjantów o 15 etatów, ze 157 do 172. Komenda Powiatowa Policji w Iławie udzieli chętnym wszelkich informacji, natomiast podania należy składać w Komendzie Wojewódzkiej w Olsztynie, tam też będą one rozpatrywane.
– Czy kobiety, które chcą zostać policjantkami, mają jakieś ulgi, na przykład przy testach sprawnościowych?
– Testy te są dostosowane do wzrostu i wagi, bez względu na płeć. Jest równouprawnienie. Policjantka odbiera w kasie taką samą wypłatę, co jej kolega na tym samym stanowisku.
– Co uważa pan za swój największy zawodowy sukces?
– To, że jestem policjantem. Powtarzam sobie, że komendantem się bywa, a policjantem się jest. Dzisiaj jestem i tym, i tym. Nawet dziś rano, gdy jechałem służbowym, nieoznakowanym samochodem, ubrany w strój cywilny, zauważyłem, że ktoś popełnił wykroczenie na drodze. Wystawiłem koguta na dach i zatrzymałem sprawcę.
– Co to było za przewinienie?
– Jeden kierowca zatrzymał się przed przejściem dla pieszych koło „budowlanki”, ustępując pierwszeństwa matce z dzieckiem. Gdy ta była już na pasach, z drugiej strony przejechał jej przed nosem inny kierujący. To był młody człowiek. Miał tego pecha, że jechałem za nim… Nie przymykam oka w takich sytuacjach nawet wtedy, gdy nie jestem w mundurze.
– A może przytoczy pan jakąś śmieszną sytuację ze swojej pracy?
– Jechałem nieoznakowanym samochodem na osiedlu Ostródzkim. W pewnej sytuacji inny kierowca pokazał mi obraźliwy gest. Pojechałem za nim. Jakże ogromne było jego zdziwienie, gdy we wstecznym lusterku zobaczył migającego koguta na moim samochodzie! Sam zatrzymał się w Nowej Wsi przy sklepie. Gdy widziałem jego minę, kiedy pokazywałem mu legitymację i słyszałem jego westchnienie, to było dla mnie najwspanialsze uczucie. Nie wiedział, co powiedzieć. Jego wstrząs i przeprosiny były wystarczającą karą.
– Jako szef jest pan ostrym czy też łagodnym?
– Uważam, że połowa sukcesów w pracy to atmosfera. Wraz z komendantem uznajemy zasadę, że nikt na nikogo nie ma prawa krzyczeć. Jakim jestem szefem? O to chyba należy zapytać moich podwładnych. Osobiście uważam, że łagodnym.
– Jak wygląda pana zwykły dzień, od rana do wieczora?
– Wstaję o godzinie 6:15, biorę szybki prysznic, a w tym czasie żona robi mi śniadanie. Pracę zaczynamy o 7:30, ale ja zawsze jestem szybciej. Po pracy wracam do domu i zanim wróci moja żona, robię obiad. Staramy się jeść go razem, czyli ja, moja żona i dzieci. Potem synowie idą na jakieś zajęcia pozalekcyjne, a ja z żoną robimy różne rzeczy, zakupy, odpoczynek. Lubimy leniuchować, jeździć na rowerach. W czasie jazdy dużo ze sobą rozmawiamy, to dla mnie relaks.
– Co pan potrafi ugotować?
– Wszystko! Dewolaje, gołąbki, kotlety mielone, golonkę w kapuście, bigos, gulasze, zupy.
– Co z emeryturą? Ma już pan do niej uprawnienia…
– Nie myślę o niej! Mógłbym oczywiście na nią iść, ale kocham pracę w policji. Pracuję już 22 lata i robię to na 100 procent. Nie wypaliłem się zawodowo. Na razie odejście byłoby dla mnie wielką traumą. Ale jeśli się na to zdecyduję, to chciałbym odejść godnie, nie pod presją.
– Czy ma pan jakieś plany na najbliższy rok? Czy jest coś, co pan chciałby zrobić, a nie miał dotychczas na to czasu?
– Nie mam jakichś dalekosiężnych planów. Chciałbym gdzieś wyjechać i odpocząć, ale po tragedii pod Smoleńskiem boję się wsiąść do samolotu.
– Dziękuję za rozmowę i gratuluję wygranej w plebiscycie.
WALDEMAR JACKOWSKI
Wiek: 41 lat
Znak zodiaku: panna
Rodzina: Żona Ewa, synowie: Patryk (18 lat), Karol (15 lat)
Mieszkanie: dom na osiedlu Ostródzkim
Samochody: Renault Scenic i Honda CRV
Hobby: kolekcjonowanie polskich filmów
Motto: „Żyj tak, żeby przez ciebie nie płakali”
Waldemar Jackowski „Człowiek Roku 2009” w otoczeniu współorganizatorów. Po lewej Radosław Safianowski, redaktor naczelny Kuriera, po prawej Rafał Rywalski, przedstawiciel SKOK Stefczyka
W latach 90. Waldemar Jackowski odebrał nagrodę od komendanta wojewódzkiego za najlepsze wyniki oraz ilość zatrzymanych poszukiwanych. Nagrodą był zegarek oraz list gratulacyjny, który komendant ma do dziś
Waldemar Jackowski w szkole policyjnej, 1990 rok