Ochroniarz z marketu wezwał pogotowie do leżącego na chodniku mężczyzny. Z karetki wysiadł tylko jeden człowiek – ten, który ją... prowadził! Podczas interwencji prosił przypadkowych przechodniów o pomoc w przeniesieniu chorego. Po naszej interwencji sprawą zajął się NFZ.
Karetkę wezwał w niedzielę ochroniarz z Biedronki przy ul. Wyszyńskiego w Iławie.
– Ten mężczyzna miał jakieś 50-60 lat. Leżał pod płotem przy cmentarzu i dosłownie konał. Jęczał, drapał śnieg. Nie było z nim żadnego kontaktu – opowiada. – Przyjechała karetka, ale był w niej tylko kierowca!
Ochroniarz twierdzi, że mężczyzna, który przyjechał karetką i jednocześnie udzielał pacjentowi pomocy, mimo wysiłku, nie mógł sobie z tym poradzić.
– Ludzie na ulicy musieli pomóc mu włożyć konającego na nosze i do karetki – kontynuuje świadek zdarzenia. – Gdyby nie było ludzi to nie wiem, kto by mu pomógł. Sam nie dałby sobie z tym rady. Jak można zostawić tak ratownika na pastwę losu? Mało to lekarzy pracuje w szpitalu?
W poniedziałek po południu poinformowaliśmy o całej sprawie iławski szpital, prosząc o wyjaśnienie i komentarz.
Do wtorkowego popołudnia nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi, gdyż – jak powiedziała nam Agnieszka Paturalska-Miehlau, kierownik organizacyjny szpitala – osoby, które miały dyżur w niedzielę, z uwagi na zmianowy system pracy były nieobecne, a to uniemożliwiło wyjaśnienie sytuacji. Odpowiedzi szpitala zostaną nam zatem dosłane w ciągu kilku najbliższych dni.
Zapytaliśmy w oddziale wojewódzkim Narodowego Funduszu Zdrowia, czy dopuszczalne jest, by w karetce, która przyjeżdża do pacjenta była tylko jedna osoba, która jednocześnie jest kierowcą i ratownikiem.
Logika podpowiada, że w tego typu sytuacjach chorego powinno ratować przynajmniej dwóch ludzi, by możliwe było jego przenoszenie, a podczas jazdy karetką – gdy jedna osoba Prowadzi – monitorowanie przez drugą osobę bieżącego stanu zdrowia pacjenta. Co zaś na to mówi prawo?
– W zespole podstawowym w karetce powinny być minimum 3 osoby i ewentualnie kierowca – informuje Magdalena Mil, rzecznik NFZ.
Zgodnie z prośbą rzecznik udzieliliśmy jej szczegółowych informacji na temat zdarzenia. Magdalena Mil obiecała wyjaśnić sytuację jak najszybciej pod kątem tego, czy nie doszło do naruszenia przepisów prawa i umowy iławskiego szpitala z NFZ. Do tematu zatem wrócimy.
NATALIA ŻURALSKA
Już po ukazaniu się tego artykułu w papierowym wydaniu „Kuriera”, dyrektor szpitala Iwona Orkiszewska przesłała nam obszerne pismo noszące tytuł „sprostowanie”, z którego można wyczytać kilka istotnych dla sprawy informacji.
Dyrektor pisze, że w momencie wezwania (niedziela 6 lutego) dwie iławskie karetki i jedna lubawska wyjechały do wcześniejszych zgłoszeń. Pozostałym zespołom z Susza i Zalewa przyjazd do leżącego w Iławie mężczyzny zajęłoby ponad pół godziny. Biorąc to pod uwagę oraz wywiad ze zgłaszającym, dyspozytor zdecydował o szybkim udzieleniu pomocy – wysłał do zdarzenia inny dostępny pojazd, który nie funkcjonuje w strukturze państwowego ratownictwa medycznego, byleby przetransportować pacjenta na oddział ratunkowy szpitala. Tyle z konkretów zawierało pismo dyrektorki.
Dopytaliśmy zatem szpital, kto konkretnie przyjechał do pacjenta (czy osoba ta była ratownikiem medycznym?), czy dopuszczalne jest, by do pacjenta przyjechała tylko jedna osoba, która jest jednocześnie kierowcą pojazdu (nikt nie monitorował nieprzytomnego mężczyzny w trakcie przewożenia) oraz czy w opisywanej sytuacji szpital wziął pod uwagę, że gdyby w pobliżu nie było przechodniów, to pracownik szpitala w pojedynkę nie mógłby sobie poradzić z chorym. Na odpowiedzi czekamy.
Jedna osoba przyjechała w karetce do leżącego pod płotem,
nieprzytomnego mężczyzny. Klienci Biedronki musieli
pomóc pracownikowi szpitala