Szukał Janusza B., który był mu winien pieniądze. Wyłamał drzwi od mieszkania pani Krystyny. Nie słuchał żadnych wyjaśnień, pchnął kobietę na szafę, a potem na balustradę schodów. Andrzej D., uciekając spod bloku swoim autem, o mały włos nie rozjechał syna kobiety.
Iława, osiedle Podleśne, poniedziałek 16 czerwca, około godz. 20. Pani Krystyna wzięła leki i położyła się na kanapę. Jej syn w tym czasie wyszedł do sklepu.
ATAK W BIAŁY DZIEŃ
– Mamy podwójne drzwi wejściowe – zaczyna nam opowiadać kobieta. – Były zamknięte tylko te zewnętrzne. Zdążyłam ledwo co zasnąć i przebudził mnie jakiś huk. Myślałam, że coś się stało na korytarzu i szłam w kierunku drzwi, gdy przede mną stanął mężczyzna i krzyknął: „Oddawaj pieniądze, gdzie jest k... twój mąż!”. Tłumaczyłam, że jestem wdową i nie wiem, o co chodzi, ale ten człowiek nie reagował. Złapał mnie pod szyją za bluzkę, pchnął na szafę, a potem wypchnął z mieszkania i pchnął na balustradę na klatce schodowej.
Zaczęła wołać o pomoc. Jej syn wracał akurat ze sklepu i był już na dole klatki. Gdy usłyszał krzyki matki, ruszył na górę.
– Ten mężczyzna widząc, że syn tu biegnie, zaczął zbiegać – relacjonuje iławianka. – W połowie klatki się chyba spotkali, ale syn nie dał rady go utrzymać. Pobiegł za nim. Potem tamten wsiadł do auta i ruszył... O mało nie rozjechał syna. Zapisałam numery rejestracyjne samochodu i podałam na policję. W domu znaleźliśmy jeszcze wizytówkę, która mu wypadła. Też ją dałam policji.
POMYLIŁ SIĘ?
Janusz B., którego szukał mężczyzna, jest spokrewniony z panią Krystyną, jednak nigdy nie mieszkał pod tym adresem.
– Janusz jest naciągaczem i faktycznie mógł oszukać tamtego człowieka, ale dlaczego rzucił się od razu z łapami do mnie? Dlaczego nie słuchał, co do niego mówię?! – pyta pani Krystyna. – Zresztą, kto robi jakiekolwiek interesy z kimś, kto nie ma nawet stałego zameldowania... Tak sobie myślę, że Janusz mógł podać ten adres dla zmyłki i dlatego tak się stało.
Po całym zajściu pani Krystyna wezwała policję i drugiego syna. Na miejscu ekipa dochodzeniowo-śledcza przeprowadziła oględziny.
SPRAWCA Z WIZYTÓWKĄ
– Osoba widniejąca na pozostawionej w domu kobiety wizytówce jest właścicielem samochodu, który po zdarzeniu odjechał spod bloku poszkodowanej – wyjaśnia Jacek Drozdowski z sekcji dochodzeniowo-śledczej iławskiej policji. – Złożył już wyjaśnienia.
Zdaniem policji, nie było to włamanie ani napaść, ale naruszenie miru domowego. Między jednym a drugim jest różnica 5 lat więzienia.
– Na razie mężczyzna nie jest podejrzanym o naruszenie miru domowego, za co grozi grzywna lub pozbawienie wolności do jednego roku – dodaje Drozdowski. – Był w tym mieszkaniu, by dogadać się z Januszem B. w sprawie spłaty długu, jaki on miał wobec niego.
PAN DYREKTOR MILCZY
Sprawdziliśmy osobę z wizytówki. Andrzej D. to dyrektor jednego ze znanych iławskich przedsiębiorstw. Zadzwoniliśmy na numer służbowy dyrektora podany na wizytówce.
– Czy ma pan coś wspólnego z napadem na kobietę? – pytamy Andrzeja D., podając dokładnie dane kobiety, jej adres i przebieg całego zdarzenia, a także numery rejestracyjne samochodu, który należy do owego mężczyzny i którym prawdopodobnie odjechał po całym zajściu.
– To są jakieś pomówienia i nic mi o takim incydencie nie wiadomo – odpowiada Andrzej D. – Nie będę tego komentował.
Po otrzymaniu informacji od policji i potwierdzeniu, że Andrzej D. złożył już wyjaśniania na komendzie, na jego firmowy numer wysłaliśmy oficjalny faks z pytaniami. Kilka godzin później Andrzej D. oddzwonił, twierdząc, że pytamy go o rzeczy, o których nie ma pojęcia.
Do czasu zamknięcia tego wydania, faksu zwrotnego z odpowiedziami nie otrzymaliśmy.
JOANNA MAJEWSKA
Iława. Pani Krystyna spała, gdy usłyszała jakiś huk
dobiegający z klatki. Gdy wyszła z pokoju, zobaczyła przed sobą mężczyznę. – Byłam wystraszona, on miał w ręku łom albo coś podobnego. Wyrwał zamek u drzwi i futrynę.
Kobieta pokazuje, jak trzymał ją napastnik, który rzucił ją
na szafę, a potem na balustradę klatki schodowej
Zdaniem policji, to nie było włamanie i napaść, a
jedynie naruszenie miru domowego. Samotna kobieta
i jej niepełnosprawny syn uważają, że gdyby napastnikiem
nie był dyrektor znanej firmy w Iławie, to sprawa
toczyłaby się inaczej