Jest święcie przekonana, że czuwa nad nią opatrzność boska i od czasu śmierci Jana Pawła II spotykają ją same miłe rzeczy. Z kilkunastu zdjęć, jakie w czasie transmisji pogrzebu papieża robiła z ekranu, wyszło tylko jedno – kiedy wiatr zamknął leżącą na trumnie księgę ze słowem Bożym. Gdy wywołała zdjęcia, doznała szoku! Cud czy przestroga?
Maria Tulwińska z Iławy jest matką samotnie wychowującą dzieci. Życie jej nie oszczędzało. Za nią dwa nieudane małżeństwa i wieczny strach przed przyszłością. Jednak, jak sama mówi, po śmierci papieża Polaka zaświeciło nad nią słońce.
DZIEŃ POGRZEBU
– Chciałam mieć pamiątkę z pogrzebu Jana Pawła II – zaczyna opowiadać pani Maria. – Nie było mnie stać, by pojechać do Watykanu na pogrzeb, więc transmisję oglądałam w telewizji. Przygotowałam sobie aparat, by zrobić kilka zdjęć. Nie włączałam lampy błyskowej. Wiedziałam, że flesz odbije się w ekranie i nici ze zdjęć.
Maria zrobiła kilkanaście zdjęć. Nie wywołała ich od razu, bo klisza nie była jeszcze pełna. Od dnia pogrzebu zrobiła jeszcze sporo prywatnych zdjęć.
– W połowie sierpnia, gdy zapełniłam kliszę, poszłam do fotografa, aby je wywołać – mówi Maria. – Gdy następnego dnia odebrałam zdjęcia, byłam zszokowana tym, co zobaczyłam.
TYLKO CIEMNOŚĆ
Na kilkanaście zdjęć, jakie zrobiła w czasie telewizyjnej transmisji, wyszło tylko jedno.
– Tylko to, na którym zamknęła się Ewangelia – dodaje kobieta. – Ciarki mi chodzą po plecach za każdym razem, gdy wezmę te zdjęcia do ręki. Nie wiem, czy to jakiś cud, czy coś innego, ale jest to dla mnie dziwne. Cały czas zadaję sobie pytanie – dlaczego inne zdjęcia z pogrzebu nie wyszły? Przecież robiłam je bez flesza. A może nie zasłużyłam sobie na to, by mieć pamiątkę po Janie Pawle II? Choć teraz czuwa nade mną jakaś opatrzność, która sprawia, że moje życie jest łatwiejsze i spokojniejsze.
OPATRZNOŚĆ?
Od kwietnia w rodzinie pani Marii dzieją się same miłe rzeczy. Udało się jej wyjść z kłopotów finansowych. Średni syn niedawno się ożenił, a niedługo na świat jej córka wyda potomka. Najmłodszy syn cieszy się ostatnio chwilową poprawą zdrowia, choć od urodzenia cierpi na poważną chorobę neurologiczną, która spędza matce sen z powiek. Wciąż walczy, by życie jej syna wyglądało tak samo, jak dzieci zdrowych.
– Coś w tym jest – zastanawia się Maria. – Sama nie wiem, co, ale jest. Wracając myślami wstecz, wiem, że ludzie, którzy mnie kiedyś bardzo skrzywdzili, dziś za to płacą. Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy.
ZAPŁATA
Pierwszy mąż Marii, który nie szczędził jej krzywd i upokorzeń, mieszka podobno gdzieś w przytułku na Pomorzu.
– Żyje gorzej niż pies – tłumaczy kobieta. – Mnie kiedyś tak traktował, dziś sam tak żyje. Drugi mój związek małżeński też nie był sielanką. Byłam poniżana, bita i kopana przez męża. Dziś ten człowiek ma amputowaną nogę. Tę, którą kopał mnie, gdy byłam w ciąży z jego synem! Jest wiele jeszcze innych podobnych spraw. Ale wolę, by pozostały tajemnicą. Na razie...
JOANNA MAJEWSKA
Maria Tulwińska mówi, że czuwa nad nią
boska opatrzność. Dodaje też, że
ludzie, którzy ją skrzywdzili,
teraz za to płacą.