Sytuacja jest o tyle dziwna i niedorzeczna, że dopiero w sobotę przypada Święto Zmarłych, atmosfera zaś w Iławie już od ładnych kilku miesięcy przypomina stypę. Jest nawet gorzej, bo stypa kończy niejako dzieło pożegnania ze świętej pamięci osobnikiem, tutaj natomiast trupią aurą zionie i zionie – i ani myśli przestać. Jak bowiem inaczej określić okoliczności, w które Iława aktualnie popadła? Jest gorzej niż tragicznie i – okazuje się – tendencja ta stale ulega dramatycznemu popadaniu w czeluść.
Na internetowych stronach „Kuriera” jeden gość, w dość grubo ciosanych słowach zarzucił mi, że – uwaga! – trzymam palec w pewnym tylnym miejscu byłego burmistrza Adama Żylińskiego. Pomijając już kretynizm samego określenia, rodem z przedwojennego magla, jest w tym palcu – rzekłbym – paznokieć prawdy. Nie ukrywam bowiem, że – jak na tutejszą konstelację intelektów i formatów osobowości – nie znam lepszego człowieka, który godniej mógłby pełnić funkcję menadżera miasta nr 1, przynajmniej patrząc na problem optyką urzędniczą i reprezentacyjną.
Z tej samej perspektywy wyrażam pogląd, że raczej nie sposób znaleźć pośród nadjeziorakowej populacji kogoś, kto przynosiłby miastu większy wstyd i zniewagę niż aktualny jeszcze burmistrz Jarosław M. – wiadomo kto. W tym wypadku razi i żenuje na zewnątrz wszystko – twarz, absolutna nijakość postaci, infantylne zachowania, ubliżający wyborcom kaliber człowieka, którego zewnętrznymi oznakami jest wszystko – od paranoicznych decyzji aż po dobijającą obraz antymedialność. Ale czemu się dziwić, jeśli złożenie na luzie kilku słów stwarza mu problem jak mi – nie przymierzając – wykład z fizyki jądrowej.
Jedna jednakże z cech tego osobnika o rolniczej, kombajnianej przeszłości rzuca się ostatnio ponad inne. Mianowicie ta, płynąca z najniższych pobudek mściwość wobec tych, którzy: raz – stoją w stosunku do niego w jakichś stosunkach zależności służbowej, a dwa zaś – charakteryzują się tym, czego on sam jest geometrycznym przeciwieństwem i doścignąć wzoru nie ma szans. Chodzi mi o tych, którzy wzorowo wykonują swą pracę dla najwyższego interesu publicznego Iławy. Uczepię się po raz kolejny iławskich wodociągów, bo poszedł właśnie na chamski bruk ich wieloletni prezes i cudotwórca, trafiony dymisją, której przyczyna – jak pewno wiecie – jest przez oszalałego burmistrza tak oto do znudzenia usprawiedliwiana: „Wodociągi w czasach kapitalizmu przynoszą zyski, więc prezes firmy won!”. Nieważne, że przeobraził chylący się ku upadkowi postpeerelowski burdel w sprawnie i nowocześnie działającą spółkę. Zero szacunku.
Pierwotnie zaiskrzyło to, że prezes Pawłowski nie poszedł (bodaj latem) na postulowaną propozycję kompromitującego się burmistrza, by obniżyć o kilka groszy cenę wody na metrze sześciennym, co czynownik Maśkiewicz skłonny był uznać za spełnienie jednej ze swych wyborczych obietnic. Jeżeli już poruszyliśmy temat tylnej części ciała burmistrzów, to taką obniżkę z realnego punktu widzenia (czyli ulgi dla portfela) tam sobie powinien każdy obiecujący wsadzić, by nie narażać się po wstępnych obliczeniach drugiej strony na zarzut bycia durniem, bo to niedobrze robi na psychikę. Lepiej już być kretynem mniejszego formatu i – wzorem Wałęsy – obiecać głupkom (czyli wierzącym) np. po 100 milionów. Skoro ufają w ziszczenie się podobnych bzdetów – ich problem!
Chociaż kruki i wrony po drzewach, kominach i chodnikach ćwierkają inną, też możliwą przyczynę awersji, która mogła narodzić się mechanicznie pomiędzy szefem wodociągów i przykrym urzędniczyną o fizjonomii jednego z bohaterów „Konopielki” Redlińskiego. Raczej narodziła się w umyśle jednej ze stron. Tej mianowicie, która jest zamieszana w machlojki o podłożu kryminalnym, czym już zajął się – jak wiecie – wymiar sprawiedliwości.
Oto dowody na krętactwo oskarżonego burmistrza przedstawia na wokandzie sądowej m.in. człowiek będący bliską rodziną zwalnianego prezesa Zbigniewa Pawłowskiego. I tu mamy prawdziwy powód ataku burmistrza w prezesa wodociągów! Maśkiewiczowa groźba wylania Pawłowskiego z roboty miała być twardą (topornie zawoalowaną u zarania) formą presji na zainteresowanych (m.in. na Wiesława Pieńczewskiego, którego siostra to żona Pawłowskiego!), by odpuścili sobie kontakty z prokuraturą oraz szczere zeznania przed sądem odkrywającym dziś stare brudy Maśkiewicza. Po co ściągać na siebie wiatr i chmury, jak tanim kosztem można je odgonić? Nie wiem czy w miarę jasno to zabrzmiało, ale chyba umiecie wyłowić sens tego lekko enigmatycznie postawionego akapitu...? Jaśniej nie będzie!
Ale prokuratura prokuraturą, my zaś skupmy się na ostatnim weekendzie i wyciągnijmy jakieś kreatywne wnioski! Może zatem sobie pan burkliwy wyrzucać ostatnich mądrych ludzi z miejskich struktur (była jeszcze jedna dymisja w tym samym dniu, zaraz o niej przeczytacie), zastępując ich spolegliwymi sobie marionetkami, na których nikt inny nie zwróciłby uwagi, że żyją i mogą być do czegoś przydatni. Ma takie prawo, które – jak każde inne – w rękach ignoranta staje się groźne, a skutki jego stosowania – nieprzewidywalne.
Nie jest w stanie jednakże ktokolwiek ukręcić kurka ze strumieniem newsów (choćby prasie czy innym mediom) o kolejnych swoich bezeceństwach pseudoburmistrzowych – tu całkowita klapa próby pierwszej czy którejś! Zawsze więc WY, czytelnicy „Kuriera” i mieszkańcy Iławy oraz całego powiatu na bieżąco będziecie informowani, że np. „Iława Miasto” aktualnie tarza się w gnojówce i fetor ten jest już niemożliwy do zniesienia! Przynajmniej z perspektywy ogromnej większości ludzi myślących trzeźwo i perspektywicznie – niezależnie od tego, co kto robi, gdzie i w imię jakiego dobra!
Człowiek nie żyje ponad dachami i drzewami, nie lata po bezkresie nieba od środy do wtorku podziwiając leśną zwierzynę i dymiące kominy. Możecie mi uwierzyć lub nie, ale w trzystu różnych miejscach do jakich docieram z tygodnia na tydzień – od stacji benzynowych i sklepów, aż po postoje taksówek, uliczne trakty i pocztowe kasy, ludzie poznając mnie zwykle pytania formułują zaskakująco jednobrzmiąco: „Co tak słabo mu dowaliliście? Mocniej!”, „Kiedy go wypieprzą, zróbcie coś!”, „Ale bagno! Boże, jaki wstyd!” – itp., itd. Okolicznościowe inwektywy celowo pominąłem, ale uszy często opadają od ich skali i jędrności. Tyle furii, złości i chęci zmian narosło w dotychczas spokojnej i suma sumarum niewielkiej społeczności.
Pechowo zaś jakoś nie mam szczęścia do obrońców „uciśnionego” burmistrza Maśkiewicza. Może jeszcze są w konspiracji? W końcu „Solidarność” w 1980 roku dała przykład, że finalnie się opłaca, a i Nobel z odpowiednią gratyfikacją w dolarach niewykluczony... Nasz heros pewno nastawia się na przyszłorocznego z ekonomii – pozwólmy mu trwać w dobrej nadziei. Byłby już zwycięzcą, gdyby dawali za „Blamaż Roku” w skali światowej, ale ktoś o wąskiej wyobraźni takiej kategorii nie przewidział. Freda Nobla nie posądzam, skoro wynalazł dynamit to nie był zerem i pewno – jak w przypadku Chrystusa – całą ideę spartolili mu krzewiciele idei – signum omnis temporis...
Ale znaki „znakmi”, liczy się także to, co dzieje się w konkretnej sytuacji – tu akurat przy okazji wyrzucania rozumnych ludzi z dobrze zawiadywanych pól ich działania. Tak, ludzi. Złowieszcze staroszkockie przysłowie przecież niezmiennie utrzymuje, że nieszczęścia lubią chodzić parami, więc czy w powalonej na bruk Iławie mogło być inaczej? Nie – i nie było! I nie jest inaczej! Macie historię o dymisji nr 2!
Los prezesa Zbigniewa Pawłowskiego z wodociągów – jak świeżo słyszę – podzielił feralnego dnia (w samo południe) także prezes ITBS-u – inny Zbigniew, a mianowicie Kołeczek, ale czym on podpadł – poza tym, że jest mądrym człowiekiem – nie mam pojęcia! Chociaż już wymieniony powód mógł być w tym wypadku wystarczający do podjęcia tej tak drastycznej decyzji. Tu chyba wyszedłem naprzeciw tokowi rozumowania Jarosława Mściwego.
Napoleon np. ludzi wartościowych lubił gromadzić wokół siebie, bo czuł potrzebę choćby wykłócania się z nimi o swoje racje, ale nie czyńmy tutaj żadnych porównań, bo jeszcze cesarz Francuzów to dosłyszy, wstanie wściekły z grobu i strzeli nam w pysk, że za dużo sobie pozwalamy!
Tyle, że cesarz mógł wówczas wszystko, burmistrzyna zaś prowincjonalny może zaś dzisiaj tylko „trochę” – niby wiele, ale i zarazem niewiele. Napoleona, nawet gdyby zmienił nazwę Paryża na Wikielec, nie ciągano by po sądach, co zaś mówić o jakiejś byle bocznej uliczce...
W tym miejscu i kontekście chciałbym podziękować za bardzo spektakularny i bezprecedensowy – powiedziałbym – gest solidarności ze zdrowym rozsądkiem iławskiej Radzie Miasta, która na ostatnim posiedzeniu – też już chyba w akcie rozpaczy nad tym, czego doświadczamy – obniżyła (ewenement w skali kraju!) panu burmistrzowi kosmiczne jak na te realia pobory, co antybohater przyjął przybraniem na twarzy barw z okolic dawnej flagi radzieckiej, trzaśnięciem drzwiami i demonstracyjnym opuszczeniem sali obrad tego szacownego – wychodzi – ciała.
Tylko trzech czerwonych niedobitków na 21 osób wykazało się vetem, ale margines jest ponoć integralną częścią każdej społeczności, także tej zinstytucjonalizowanej w jakiejkolwiek formie – ich dramat, nie nasz! Niemniej zapamiętamy...
Ciekawostką z pogranicza burleski może być tu fakt, że „opuszczenie” posiedzenia Rady Miejskiej nastąpiło przed punktem obrad pt. „odpowiedzi na zapytania i interpelacje do burmistrza miasta”, który to punkt podjął w jego obrażonym zastępstwie jakiś pomniejszy rangą człowiek, ku osłupieniu dużej części obecnych! E viva cabaret ad 2003!
I za co tu się mizdrzyć do Żylińskiego? Ile takich scen zapewnił on podczas 12 lat swojej służby? Ani jednej!
Teraz rzeknę po Maśkiewiczowemu pomyśleniu: „Niepoważny człowiek ten Żyliński. Nawet nie przestawił pomnika Kopernika spod gimnazjum na jego imienia ulicę pod targiem. Całkowity brak wyobraźni!”.
Wracajmy jednakże ponownie! Retrospektywnie patrząc na wszystko, nie takie dramaty przechodziła ta nacja w swej historii mniejszej i większej – i zawsze są jawnie, „do odczytu” jakieś konkretne nazwiska z obu skonfliktowanych stron. Była już haniebna i gremialna wolta szlachty na stronę króla szwedzkiego podczas Potopu w 1655 r. Była Targowica. Były przekupne, nikczemne sejmy rozbiorowe itp. Nie przenosząc tego na dzisiejszą Iławę, ale kanalie ludzkie i amatorzy śliskich spraw znajdą się w każdej możliwej do wyobrażenia konfiguracji bytu.
Plusem jednak to, że wytropić je potem jest równie łatwo, co przewidzieć np. w poniedziałkowy wieczór jaki dzień tygodnia nastąpi nazajutrz. A uważający się za bezkarnych mają najgorzej – raptem zostają sami, bo każdy z kamratów podkula z czasem ogon i patrzy jak tu wyjść na prostą tanim kosztem? Instynkt samozachowawczy zawsze w momentach zagrożenia bierze górę,
A że głupota i małość ludzka stale kwitnie i ma się znakomicie, to i nie dziwne, że dany bałagan niezmiennie budzi owe miernoty do wypełzywania i ujawniania się przy otwartej kurtynie. W gruncie rzeczy, jak już wspomniałem to pozytyw! Ile przykrych jednostek przejechało się na upadku komuny, co uważali za nierealne za swego życia? Inna sprawa, że część ich zaraz ochoczo zaprzęgła swe losy w służbę Bogu Jedynemu, bo przychylny wiatr teraz wieje z tamtej strony, a urządzić się jakoś trzeba!
Ale czas na rachunki przyjdzie jeszcze niestety nie dziś, póki co musimy się mierzyć z faktami, których wymowa jest jednoznaczna!
Ostatnie dwie dymisje świadczą o tym, że mamy aktualnie w iławskim ratuszu człowieka o instynktach wręcz porażających. Ta tępa mściwość ilekroć czuje się w tarapatach lub kogoś zdefiniuje jako wroga... Te kąsanie jadem na ile może w konkretnych przypadkach... Mentalność oblężonej twierdzy... Wszyscy przeciwko niemu, połączone z bezradnością intelektualną przy wypływaniu kolejnych kłamstw, mataczeń i przekrętów. Dajcie komuś takiemu strzępy chociaż władzy, a tygodnia spokoju nie zaznacie, co w Iławie sprawdza się teraz z zegarmistrzowską dokładnością!
Umiejętność komunikacji interpersonalnej mogłaby tu wygasić kilka dramatów ludzkich. Niestety burmistrz nie posiada jej w najmniejszym stopniu, co musi być zagadkowe i rozśmieszające u osobnika powyżej sześcioletniego. Mnie – jak już kiedyś pisałem – nie mniej zadziwia inna z jego, dość rzadko spotykanych u bliźnich, cecha. Mianowicie spływanie jak po kaczce kolejnych cystern z surową krytyką, którą sam sobie funduje, bo jest jaki jest! Jak ten człowiek ma jeszcze odwagę pokazywać się ludziom w pracy, na mieście, czy gdziekolwiek w okolicy?
Jak?! No jak?! – z taką przeszłością i teraźniejszością, bo przyszłość przed nim żadna! W Iławie jest spalony jak czarownica na stosie inkwizycji u schyłku Średniowiecza, a premierem raczej nie zostanie. Kariera artystyczna chyba też – wnioskując po twarzy – mu nie grozi... Zostanie więc pustka, wrogość Iławian za poniżenie, jakie im fundował i może z dwóch znajomych z haniebnej misji na ulicy Niepodległości 13.
Zresztą, co nas to obchodzi kto i co mu zostanie, tu debatujemy o dobru miasta, jego padłych perspektywach, drążeniu go przez nowotwór całkowitej amatorki i smutnych laików od jesieni 2002. Próby wyjścia z impasu są i to jest chyba najfajniejsze podsumowanie tej analizy!
Rada Miasta niech nie waha się na przyszłość podejmować decyzji jasno pokazujących, że mamy na kogo liczyć i są tam ludzie rozumni – w co nigdy nie wątpiłem! Nim jednak słońce ponownie zaświeci z ratusza nad miastem i zaczniemy zlizywać rany po Wielkiej Smucie, czyli skróconej (w to nie wątpię) kadencji obecnego „wstyd-mana”, módlmy się do zaprzyjaźnionych bóstw, duchów i demonów o jedno: oby po tym wszystkim nie została li tylko spalona ziemia, której użyźnienie na przyszłość zajmie więcej czasu niż kupienie kilku hektarów obok, bo szkody są ogromne i niełatwe do usunięcia w niebyt.
Ofiar rządów Zdołowanego i jego kacyków niestety przybywa, o kolejnych dwóch czytaliście wyżej. Niedługo on sam wyleci z hukiem, który będzie tym większy, im bardziej hucznie go uczcimy! Szykujcie się, atrakcji, koncertów i okolicznościowych rac na niebie nie powinno zabraknąć! Jak po upadku ZSRR.
LESZEK OLSZEWSKI