Janusz Ostrowski
Oj, pogubili się niektórzy... Pogubili okrutnie... i jakoś drogi do rzeczywistości znaleźć nie mogą. Jaka to trauma życiowa poprzestawiała im w psychice, że własnych fantasmagorii od rzeczywistości odróżnić nie potrafią? Rozchwiana osobowość to zapewne znak trudnych czasów, w których przyszło nam żyć i myśleć, ale rozpad tejże osobowości na fragmenty i podejmowanie walki z nimi na łamach prasy to już raczej coś więcej niż niedomaganie.
Po lekturze „felietonu” Wiesława Niesiobędzkiego poczułem się zakłopotany jak lekarz, przed którym pacjent wyznaje, że jest Napoleonem. Co tak wyprowadziło z równowagi tegoż felietonistę? No co takiego, że dał upust swoim frustracjom okraszonym gęsto inwektywą różnego kalibru, wymyślając wprzód jakiś przeciwników nie z naszego świata, by móc się z nimi dzielnie rozprawić niczym Don Kichot bez druha wiernego? Czyżby tekst Tadeusza Listkowskiego, który – jak kur – drugi raz zapiał: „Marcin Woźniak na burmistrza Iławy”. Aż strach pomyśleć co się za trzecim razem wydarzy, kiedy padnie: „Woźniak burmistrzem Iławy!”.
Listku, łaskawco, zaprzestań, bo zmysły niektórzy postradają lub może życie cudze będziesz miał na sumieniu. A może moja osoba, która z tym pianiem niewiele miała wspólnego? Pozostanie to pewnie w tajemnicy, chyba że sam zainteresowany tekst stosowny w Kurierze zamieści.
Jedno w całej sprawie jest pewne: mamy wzorzec burmistrza, burmistrza we wzorcu dla Iławy. Już ponoć – tak mówią niektórzy – wzorzec zostanie wystawiony w jakimś publicznym miejscu w Iławie, by każdy (no, prawie każdy) mógł się do wzorca przytulić, według wzorca się porównać i zgłosić swój zamiar bycia miasta Iława włodarzem wzorcowym. Ale już dziś popłoch po obecnym i poprzednim burmistrzu przeleciał. Bo ani jeden, ani drugi do wzorca nie pasuje. I będzie poważny problem, gdy ten drugi na urząd będzie chciał wrócić.
Felieton pióra Niesiobędzkiego wywołał poważne zamieszanie w różnych gremiach partyjnych, obwieścił bowiem autor wzorzec członka tychże gremiów. Bardziej jednak pod rozwagę wzięła ten wzorzec SLD iławska, bo ze swoich szeregów będzie musiała pozbyć się kapitalistów, którym – według wzorca – w socjaldemokracji być nie przystoi (chociaż, co taki Engels robił wśród komunistów? – może swój kapitał na Marxa „Kapitał” przerobił?). Ale, co Don Kichot pośród członków SLD chciał szukać, skoro dwukrotnie swój do nich akces zgłaszał? Czyżby był świeżo po lekturze wywiadu z Albinem Siwakiem, zamieszczonym swego czasu w „Nowym Państwie”, gdzie ten chwalił się najpierw jak kradł materiały budowlane za komunizmu, potem jak wszedł do najwyższych władz partyjnych (z klucza „robotnika”), jak wreszcie bratał się z „radzieckimi” (tak ich nazywał), i kończy stwierdzeniem, „że SLD stała się wreszcie partią, do której, po latach, mógł się wreszcie zapisać”. I nie był w tej konkluzji osamotniony, skoro ludzi pokroju Albina Siwaka w SLD dało by się znaleźć aż nazbyt wielu. W iławskim SLD również.
Szanowny Wiesławie! Takie czasy nastały, że jeśli Andrzej Lepper mógł zostać marszałkiem Sejmu nawet na chwilę, to czemu zaiste Marcinowi Woźniakowi drogę do kariery w jego własnym mieście swą piersią chcesz zagrodzić? Jak ten Rejtan albo właśnie Don Kichot, co we wiatrakach zobaczył bestię... Okrutny pan jesteś. Pastwisz się nad młodym pachołem iławskiego samorządu. Krakowa od razu przecież nie zbudowano, a jest pewnie dziś niewielu, których kariera zaczęła się już od poczęcia, by tuż po przyjściu na świat mieć: doświadczenie, dorobek, rodzinę w raz dziećmi, zacisze domowe i sporą sumę na koncie bankowym. To dziatwa Zeusa — Herosi (Heroski?).
A może jest w tej krytyce ostrej jakaś przyczyna naturalna. Ot, mająca choćby związek z trzęsieniem ziemi. Oparem jakimś trującym, co zwidy i halucynacje wywołuje? Może wie coś o tym Leszek Olszewski, który o sprawie szeroko w swoim ostatnim tekście donosi?
I jeśli tak się rzeczy mają z Wiesławem Niesiobędzkim, to bezwzględnie zalecam kozetkę (byle nie do doktora „Oj, boli”). Na umysł roztrzęsiony, nerwice, psychozy – doktora Freuda psychoanaliza pomoże. A gdyby świeckiej formy spowiedzi rzeczony (ze względów światopoglądowych) nie akceptował, pozostaje wizyta na plebani. Bo o duszę tu chodzić może. Choć i tam trzeba uważać, co by nie natrafić czasem na ochroniarza, co pod dachem plebani filmy o rajskiej nie do końca tematyce ogląda.
Ja bym się tak bardzo nie przejmował. Następne wybory pewnie za dwa lata. Obecnemu burmistrzowi Iławy ze strony Woźniaka niewiele grozi, a i samemu Marcinowi na innych polach nieźle idzie i zapewne o karierze burmistrza w mieście Iława na razie nie myśli. Są inni. Może nawet wielu.
I zapada zasłona milczenia, aby nazbyt wcześnie wyjawiona tajemnica nie obróciła się przeciwko. Może wzorzec się zmieni? Wzorzec burmistrza oczywiście. Pod rozwagę poddaję – nie, nie kandydata nowego, ale ten wzorzec właśnie, co miałby być skrojony według miary przyszłych zwycięzców politycznych: Platformy i Prawa. Sam jestem ciekaw, co z bliźniąt i tego drugiego, dwojga imion, na naszej prowincji się pojawi. Rzeczony felietonista może spać będzie spokojniej i czytać z większą uwagą, nie myląc przy tym osób, tekstów i… burmistrzów.
Ostatnimi czasy mamy do czynienia – w życiu publicznym, w toczonych debatach – z działaniami i tworami udającymi to, czym nie są, a korzystającymi z dobrej lub przynajmniej niezbyt nadmiernie zszarganej reputacji swego pierwowzoru. Są to często działania odwołujące się do emocji ukształtowanych przez stereotypy oraz irracjonalne choć szeroko rozpowszechnione strachy i nadzieje. Ostatecznie liczy się uznanie ze strony szerokiej, choć słabo poinformowanej i mało krytycznej, publiczności. A przecież nie od dziś subiektywne uczucia polityków, działaczy samorządowych i konstruowane przez nich emocje nie pokrywają się. Gdy luka ta staje się zbyt widoczna, politycy tracą wiarygodność. Przypadek ostatnich wyborów samorządowych w mieście Iława jest tego aż nazbyt dosadnym przykładem.
Nie idzie o to, by sprawę zaciemniać. Stereotyp zastępuje wiedzę rzetelną i usuwa konieczność mozolnego dochodzenia do niej. Pozostawia pustkę, w której odróżnienie „prawdy” od „fałszu”, „dobrego” od „złego” staje się niemożliwe. Tak jak problemem staje się kryterium, według którego możemy mówić o postępie, a nie tylko o zmianie, o rządzeniu inaczej.
Odczuwamy coraz bardziej, każdy na własnej skórze, że symbolem drogi, jaką przebyliśmy (albo wciąż kroczymy), jest dystans od zdjęcia „Dziadów” w 1968 roku – pod presją ambasady sowieckiej – do niedawnego przecież zdjęcia w teatrze w Radomiu prób „Rewizora” Gogola. Władzom Radomia (ale też teatralnym związkom zawodowym – ech, zawsze ta klasa robotnicza! – w 1968 roku też) nie podobała się myśl o wystawieniu sztuki ośmieszającej podszyty strachem stan urzędniczy i korupcję.
Każda wymiana poglądów ma to do siebie, że samej wymianie może posłużyć. Posłużyć wymianie myśli. Myśli nie frustrujących, choć czasem… sfrustrowanych. Myśli bezradnych?
JANUSZ OSTROWSKI