Do redakcji Kuriera zgłosił się bezdomny, który poinformował, że w schronisku im. św. Brata Alberta „Życie” w Iławie odbywają się wiecznie libacje alkoholowe, a dyktatorską władzę sprawują pijacy. Jak to jednak w takich sprawach bywa, prawda okazała się inna.
Dom św. Brata Alberta „Życie”, o którym mowa, mieści się za ciągiem garaży na terenie po byłej zajezdni autobusowej ZKM na ul Kościuszki. 3 grudnia ubiegłego roku minęło 10 lat jego istnienia, podczas których w jego murach schronienie znalazło 28 osób, z czego 5 już nie żyje.
Działalność i funkcjonowanie placówki możliwe jest dzięki akcji katolickiej działającej przy „czerwonym” kościele.
Udaliśmy się z wizytą do schroniska, by zweryfikować informację od naszego donosiciela. W czasie naszej wizyty w domu znajdowało się 3 pensjonariuszy, którzy byli trzeźwi, natomiast w domu panował ład i porządek. Łóżka były ładnie zaścielone, zaś jeden z mieszkańców kończył akurat odkurzanie.
Na informację o rzekomych libacjach jakie się tam odbywają jeden z mieszkańców bardzo się poruszył.
– To kompletna bzdura! Takie rzeczy nie mają tu absolutnie miejsca – mówi mieszkający tam od 9 lat Zygmunt Kowalkowski. – Ten donos to jest pewnie sprawka Górskiego, on lubił sobie popijać i wiecznie się awanturował.
Zarówno domem jak i pensjonariuszami zajmuje się Ryszard Kędzior, który jest również opiekunem bezdomnych.
– Podejrzewam kto się na nas skarży (imienia i nazwiska nam nie podano - red.), w mojej ocenie jest to największa łazęga, pijak oraz złodziej – poinformował nas Kędzior. – Ten człowiek był u nas trzy czy cztery razy, litowałem się nad nim, bo on jest naprawdę pokrzywdzony przez los. Żal mi go było i zawsze go przyjmowaliśmy, zwłaszcza zimą.
Jak dodał opiekun, ostatnio człowiek ten wyniósł z domu nawet telewizor.
– Bywały momenty, że nie pił nawet 3 miesiące – mówi. – Był na odwyku we Fromborku, ale uciekł stamtąd i do Iławy przyszedł na piechotę.
W domu panuje fundamentalna zasada: kto nadużywa alkoholu, jest natychmiast wydalany z tego miejsca.
TOMASZ SŁAWIŃSKI
Dom św. Brata Alberta „Życie” mieści się
za ciągiem garaży na terenie byłej zajezdni ZKM
Schludna kuchnia wewnątrz domu,
przy oknie zadumany mieszkaniec...
W środku panuje ład i porządek,
o który dbają mieszkający tam bezdomni
Ryszard Kędzior jest opiekunem bezdomnych
Śladem publikacji
Przyszedł rzekomo łazęga do redakcji
Zacznijmy od tego, że ze skargą na schronisko Brata Alberta nie byłem, wszelkie pogłoski nie mają faktu. Schronisko Brata Alberta opuściłem w lipcu. Jak można wynieść telewizor? Zawsze ktoś jest w tym domu. Żadnych awantur nie miałem, np. uderzyć czy co innego. Jeżeli chodzi o telewizor, to powinno się to zgłosić na policję. Gdzie go podłączę? Do drzewa?
Obrażono mnie, wyzwano od złodziei, łazęgów, a że po cichu się piło, to co innego – nikt świętym nie jest. Każdy ma inne charaktery. Nie może tak być, że ktoś jest kozłem ofiarnym. Jeżeli chodzi o Frombork – wypis na własne życzenie, bo tam jest tak, że dobrowolnie nie można opuścić, nawet jak ktoś nie ma sądowego leczenia, bo wtedy szuka policja.
Tylko to mogę zawdzięczać, że mam obiady w MOPS-ie, wykąpać się, ogolić – i za to dziękuję. A że nieraz są spory...
A te schroniska, jak Rucewo, nie ma takiej ustawy i przymusu, tak jak każde schronisko. Trzeba pracować i płacić, ale do przesady 400 zł, zostaje 77 zł, a gdzie leki? Choruję na rozedmę płuc i mam problemy z nogami. Przestałem pić, to jest przyczyną, że puchnę i są momenty, że nie mogę chodzić.
KAZIMIERZ GÓRSKI
* tytuł od autora listu