Monika Jankowska nie chodzi... od zawsze. Jednak wózek, nawet gdy niegdyś stanowił dla niej życiową barierę, bardzo szybko przestał nią być. Skończyła szkołę, była prezesem młodzieżowej organizacji, co roku bywała w górach, studiuje już drugi kierunek, pracuje zawodowo. Teraz życie postawiło przed nią kolejną przeszkodę... chorobę szpiku kostnego. Monika wierzy, że i tę uda się pokonać – jednak tym razem wiele zależy od pomocy innych ludzi.
Ma 27 lat. Choruje od dzieciństwa na przepuklinę oponowo-rdzeniową. Większość swojego dotychczasowego życia spędziła w domu. W szkole podstawowej miała indywidualny tok nauczania, w liceum częściowo także. Ale zbuntowała się w klasie maturalnej.
– Dość już miałam „zamknięcia”, chciałam być z ludźmi – wspomina Monika Jankowska. – I choć przeszkody ku temu się piętrzyły, wreszcie się udało. Po maturze skończyłam studia informatyczne, a teraz w Warszawie studiuję teologię. Na zajęcia jeżdżę pociągiem: tu mnie rodzina odstawia na peron, a tam odbierają znajomi.
Od niedawna pracuje na odległość: administruje systemem komputerowym w jednej z warszawskich firm.
CZŁOWIEK-WULKAN
Monika to człowiek wulkan, wszędzie jej pełno. Przed chorobą szpiku jej rodzina żartowała, że więcej jej nie ma w domu, niż jest.
– Nawet przez 4 lata byłam prezesem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży w „czerwonym” kościele – dodaje. – Często wyjeżdżaliśmy, m.in. na rekolekcje, najczęściej w góry. Organizowaliśmy również przedstawienia. Czułam się wtedy jak ryba w wodzie.
Kocha ludzi i góry. Jak mówi, do życia przywrócił ją kilka lat temu jeden z księży (nie chce powiedzieć który).
– Nie cackał się nigdy ze mną, nie traktował jak kaleki – mówi Monika. – Nie użalał się, tylko dał mi porządnego kopa. Na tyle mocnego, że na tym ślizgu jadę do dziś.
„OZDOBNA” KOŃCZYNA
Jednak to szalone życie zakłóciły problemy zdrowotne.
– Od kilku lat na moim ciele pojawiały się drobne ropnie. W buzi, na brzuchu... ale zawsze dawały się wyciąć – opowiada kobieta. – Ale gdy ogromny ropień pojawił się na prawej stopie, lekarze zdecydowali, że najlepiej dla mnie będzie, jak zostanie ona amputowana, bo i tak jest już tylko „do ozdoby”. Zdecydowanie odmówiłam. To prawda, że jeżdżę na wózku, ale stopa się mi przydaje. Dzięki niej mogę swobodnie poruszać się po domu, wejść samodzielnie na krzesło. Przecież to moja noga i dopóki nie jest zagrożeniem dla mojego życia, to nie zgodzę się na amputację.
Długo nikt nie potrafił jej powiedzieć dlaczego choruje. Lekarze w całym kraju stawiali różne diagnozy, ale nikt nie potrafił jej pomóc.
– W 2005 roku sprawa zaczęła być coraz bardziej poważna – opowiada Monika. – Ropniak na nodze zaczął się otwierać, pojawiła się bardzo wysoka temperatura, a nawet omdlenia i dreszcze. Nogę operowano mi kilkakrotnie. Za każdym razem przez jakiś czas miałam spokój, a potem znów pojawiała się gorączka i utrata przytomności.
Leczyła się w wielu polskich szpitalach, ale nikt nie dał jej nadziei na wyleczenie. Lekarze jak powtarzali, że stopę trzeba amputować. Monika nadal nie wyrażała zgody. Wierzyła, że nie wszystko stracone.
NADZIEJA W LUDZIACH
W tym roku jej siostra, która odwiedziła Niemcy, przez przypadek trafiła na klinikę, która mogłaby pomóc Monice.
– Najpierw wysłałam dokumenty i zdjęcia nogi – mówi Monika. – Potem pojechałam na badania. Diagnoza: zapalenie szpiku kostnego. Lekarz z Monachium przestrzegł mnie, że antybiotyki, które biorę, a najwyżej będą osłabiać mój organizm. Grozi mi więc zakażenie krwi. Moja noga to bomba, która tyka i nie wiadomo kiedy wybuchnie. Dlatego tak cenny jest czas…
Koszt operacji wynosi ponad 70 tysięcy złotych. Dla Moniki, która pracuje zawodowo, i tak jest to kwota zbyt duża.
– Cieszę się, bo pomaga wiele osób, organizacji – mówi Monika. – Ale przeszkodą jest nie tylko kwota, ale i czas, w jakim trzeba ją zebrać. Operacja była planowana na 19 sierpnia. Już wiadomo, że termin zostanie przesunięty, nie wiadomo tylko na jak długo. Czas jest teraz najważniejszy. Jestem wdzięczna za każdą pomoc.
MAŁE KROKI DO DUŻYCH PIENIĘDZY
Monika bardzo prosi o wsparcie finansowe i modlitewne. Iławski zarząd Towarzystwa Przyjaciół Dzieci użyczył jej swojego konta bankowego: 56 1160 2202 0000 0000 5679 2229 z dopiskiem MONIKA J.
Dotychczas zebrano w złotówkach, euro i dolarach: 2,5 tysiąc złotych podczas kwesty na Złotej Tarce, 12 tysięcy w kościele Przemienienia Pańskiego i na pielgrzymce do Częstochowy oraz ponad 5 tysięcy w parafii św. Andrzeja Boboli. Na konto wpływają również wpłaty indywidualne.
– Na koncie pani Moniki jest teraz około 25 tysięcy złotych – informuje Krystyna Rychlik z TPD. – Dziękujemy. W imieniu pani Moniki i jej rodziny prosimy o jeszcze.
JUSTYNA JASKÓLSKA
Monika Jankowska z Iławy
cierpi na zapalenie szpiku kostnego
Grozi jej amputacja stopy i zakażenie krwi
Wolontariuszki z Towarzystwa Przyjaciół Dzieci
w czasie Złotej Tarki dzielnie zbierały
pieniądze na operację Moniki
Już po liczeniu:
na festiwalu zebrano 2,5 tysiąca złotych