Z radnym MARCINEM WOŹNIAKIEM (SLD),
młodym burzycielem starych układów,
rozmawia JAROSŁAW SYNOWIEC
– Mam wrażenie, że iławskie SLD wystrychnęło pana na dudka. Okazało się, że był pan potrzebny tylko do wyborów samorządowych...
– Wybory samorządowe były moim osobistym sukcesem, ale niestety SLD jako drużyna potencjalnych radnych nie wygrał. Niesmak po wyborach partyjnych już mi minął, ale oczywiście można rozpatrywać tę sytuację w kategoriach „murzyn zrobił swoje, murzyn może odejść”. Szkoda Sojuszu.
– A nie szkoda samego siebie?
– Dam sobie radę, ale szkoda tych ludzi, którzy w wyborach postawili na partię gwarantującą podczas kampanii rozwój Iławy. Dziś nie da się budować przyszłości bez młodych ludzi, którzy angażują się dla dobra sprawy, ale w konsekwencji wypadają za burtę bez szansy na koło ratunkowe rzucone przez kierujących okrętem. Odnoszę wrażenie, że iławskie SLD płynie po oceanie nie posługując się kompasem.
– Co proponował pan władzom SLD, żeby ten rejs po morzu był rejsem udanym?
– Nieraz mówiłem o tym, że trzeba intensyfikować działania. Organizować szereg akcji, które pozwolą na to, że więcej ludzi będzie identyfikować się z lewicą. Trzeba skończyć „na dole” z polityką i jednoczyć naszą Małą Ojczyznę. Tu nie ma miejsca na politykierstwo, a jest czas tylko na pracę u podstaw. Nie chcę przewrotu w SLD, ale chcę postępu dla dobra nas wszystkich – z prawej czy lewej strony lokalnej sceny politycznej.
– Zdefiniujmy stan Iławy. Rządzi komunistyczny beton wywodzący się z „najlepszych” lat PRL-u, zarówno w wymiarze mentalnym, jak i merytorycznym. Nazwy ugrupowań w rodzaju „Iławianie Razem” lub KOLESIE RAZEM nie są skuteczną zasłoną dymną. Dziś widać już wyraźnie, że wspólnie rządząca Iławą – jak ja to nazywam – „Lewica Razem” niewiele ma wspólnego z ideami lewicowymi, a panowie, którzy podszywają się pod szumne nazwy, prowadzą Iławę na manowce. Podobnie zresztą jak w Warszawie rząd prowadzi cały kraj do granic bankructwa, a skala korupcji osiągnęła stan krytyczny. Wstępując do SLD na pewno inaczej to wszystko pan sobie wyobrażał...
– Nie będę wypowiadał się na temat „Iławian Razem”, bo nie jestem ich członkiem. Warto zapytać dla jakich celów powołali stowarzyszenie? Ja, jako członek SLD w Iławie, ponoszę odpowiedzialność za jego działania, ale nie centralne, bo nie mam na to żadnego wpływu, tylko lokalnie. Myślę że jako radny właściwie wypełniam swój mandat i robię wszystko, żeby wyborcy przekonali się, że głosowali na właściwą osobę. Faktycznie, inaczej wyobrażałem sobie działalność SLD, ale nie jest tak, że wszyscy w tej partii są źli. Oczekiwałem większego zaangażowania ze strony doświadczonych członków Sojuszu, ale część z nich dalej rozpowszechnia starą maksymę „Weźmy i zróbcie”. Ja się na to nie godzę, bo realny socjalizm już dawno odszedł w zapomnienie i ostatnim moim życzeniem byłoby, żeby wrócił. Jestem poza Grupą Trzymającą Władzę w Iławie.
– Naprawdę? Nie wierzę! Przecież do wyborów był pan sekretarzem miejskiego SLD w Iławie... Przecież był pan szefem biuletynu partyjnego „Lewica” w Iławie...
– Kwestie wiary pozostawiam komu innemu. Nie będę sędzią we własnej sprawie. Nie poprę niczego, co będzie niekorzystne dla miasta i mieszkańców. Nie czerpię korzyści w związku z pełnioną funkcją publiczną. Dowody mojej działalności zauważają media. Jakoś nie słychać, aby Marcin Woźniak był stroną w którejś kontrowersyjnej sytuacji gnębiącej nasze miasto. Działki na księżycu, ani na wyspie Wielka Żuława też mi nikt nie proponował! Biuletyn „Lewica” to zupełnie inna sprawa... Byłem zbyt kontrowersyjnym redaktorem naczelnym, chciałem nazywać rzeczy po imieniu. Nie dało się. Co do sekretarza SLD, to był to okres przed wyborami najtrudniejszy w pełnieniu tej funkcji. Musiałem zmagać się nie tylko z rywalami politycznymi SLD, ale i z nie zawsze zgodnym środowiskiem Sojuszu. Mimo wszystko był to dobry okres dla iławskiej lewicy, lepszy niż dziś. W SLD są różne strefy wpływów, mające większe lub mniejsze znaczenie...
– Nie pasuje pan już do koncepcji powyborczej starszych panów z SLD? Koncepcji nie gospodarowania, ale tylko rządzenia. I to bez żadnej, jak widać, odpowiedzialności. Chodzi mi tu o bezprawne utajnianie obrad i dokumentów. Co takiego, jakie zjawiska bądź sytuacje, chciał pan nazywać po imieniu?
– Wewnętrzne podziały w Sojuszu nie pozwoliły mi funkcjonować jako szefowi biuletynu partyjnego „Lewica”. Nie mogłem podzielić się na części. Nie wszyscy chcą zrozumieć, że SLD powinien być jedną partią, a nie podzieloną na strefy wpływów kanapą.
– Na ile stref wpływów jest podzielone iławskie SLD?
– Nie chcę rozstrzygać tego publicznie. Moja wizja jest następująca: jeżeli SLD nie dojdzie do porozumienia, a właściwie jej liderzy, to partia się rozpadnie. To jest bardziej niż pewne. Sojusz musi dać sygnał społeczeństwu, że coś się zmieni na lepsze!
– Ale co iławskiemu Sojuszowi po zjednoczeniu, jeśli nie ma on żadnego programu dla Iławy? Bo Iława to przecież nie tylko problemy wewnętrzne SLD... Badania pokazują wyraźnie, że tak kolosalnych notowań społecznych na „nie” nie miał żaden z poprzednich rządów...
– Chodzi o sygnał programowy, od tego trzeba zacząć. Burmistrzem Iławy jest wiceprzewodniczący miejskiego SLD. Do niego należy skierować to pytanie, a także do zarządu SLD. Atmosfera wokół Jarosława Maśkiewicza jest nie najlepsza, ale zapewniam, że nie tylko on ponosi za to winę.
– Ale ja pytam byłego sekretarza miejskiego SLD. Gdy szliście do wyborów był jakiś program? Czy tylko celem była walka o przejęcie stołków w ratuszu?
– Program był i jest. Jego realizacją powinien zająć się burmistrz i radni. Przed wyborami Sojusz miał wspólne założenia razem z kandydatem na burmistrza Jarosławem Maśkiewiczem.
– Coraz więcej środowisk odwraca się plecami od burmistrza. Mówią, że są lekceważeni. Kto, jeśli nie on sam, ponosi winę za to, że atmosfera jest zagęszczona?
– Jest kilka powodów tej sytuacji. Brak porozumienia w Sojuszu. Dalej, tworzenie w mediach atmosfery skandalu wokół burmistrza. Nie zawsze projekty burmistrza są zgodne z pomysłami przedsiębiorców wywierających na niego presję, np. tanie budownictwo. Doradztwo niektórych grup lobbingowych. Brak porozumienia w koalicji. I najważniejsze: kompletny brak komunikacji medialnej władz miasta.
– Elementarzem dziennikarstwa jest taka sytuacja, że gdy władza, zwłaszcza w małych i lokalnych środowiskach, zwala winę za swoje niepowodzenia lub wpadki na prasę, to jest to ewidentny dowód, że taka władza jest słaba, bez pomysłów, bez programu, bez koncepcji. Zgodzi się pan z tym?
– Dziennikarze oczywiście muszą informować. Muszą także znać granice, których przekraczać nie wolno. Nie uważam, że wizerunek burmistrza Maśkiewicza w pasiakach jest właściwy. Dawniej Adam Żyliński nie był przedstawiany w takim stroju, choć w sprawie OETKEN-a, jak sam przyznał, balansował na granicy prawa.
– Rysunek przedstawiający burmistrza w pasiakach to forma wyrazu artystycznego autora. Inaczej: to doskonały komentarz do tego, że burmistrz – mający na karku bądź co bądź prokuraturę rejonową – jest oskarżony o przekroczenie uprawnień, poświadczenie nieprawdy w dokumentach i oszustwo kredytowe; i że taka sytuacja może zakończyć się totalną kompromitacją Iławy w oczach całego kraju i świata. Owszem, Żyliński też balansował, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu i przy otwartych drzwiach ratusza, przy otwartej kurtynie. Za pośrednictwem mediów informował społeczeństwo Iławy. No i nigdy nie miał nie miał kłopotów z prokuraturą, choć wiele osób do dziś składa tam na okrągło przeróżne zawiadomienia o rzekomych jego przestępstwach. Nie chcę być adwokatem Żylińskiego, ale porównywanie obecnego i poprzedniego burmistrza pod kątem przestrzegania prawa to kolejne wielkie oszustwo SLD wobec opinii publicznej. Pamięta pan może, żeby Żyliński musiał utajniać jakąś sesję lub komisję? Bo ja nie pamiętam.
– Spotkałem się z opiniami – nawet przeciwników Maśkiewicza! – że wasz sposób przedstawiania jego osoby jest również dla nich obraźliwy, ponieważ został burmistrzem w demokratycznych wyborach, a skazany jeszcze nie został i nie wolno przywiązać go do pręgierza i chłostać, bo wyroku nie ma. Ale SLD to nie tylko Jarosław Maśkiewicz. Dlaczego cała ta sytuacja ma rzucać cień na cały iławski Sojusz?
– Za czasów Żylińskiego też były trudne momenty, ale nikt nie obrażał się za nas, że chcemy przedstawiać czytelnikom wyczerpujące informacje oraz kąśliwe komentarze. Nikt nie zatrzaskiwał nam drzwi. Nikt nie utajniał posiedzeń. Po co SLD utajnia sprawy miasta? Przed kim? Po co Stanisław Żygadło i Edward Bojko zwołują w ratuszu nieformalne posiedzenia bez udziału prasy i publiczności?
– Rozumiem, że waszym zadaniem nie wolno spotkać się w gronie koalicji w sali ratusza bez udziału mediów? Na całym świecie kluby parlamentarne i kluby radnych spotykają się w urzędach i dyskutują wcale nie jawnie. Nie jestem rzecznikiem Maśkiewicza, ani rady miejskiej. To pytanie można skierować do szefów klubów i sekretarza miasta.
– Jeśli rzekomo macie jakieś koncepcje, konkretny program i pomysły, to czemu nie chcecie się tym pochwalić przed mieszkańcami Iławy? Czemu zamykacie drzwi?
– Ja jestem gorącym zwolennikiem otwartych spotkań z udziałem prasy i publiczności.
– A pana starsi koledzy? Maśkiewicz, Dzierzęcki, Żygadło, a także Bojko, Humięcki i Borszewski?
– Mam nadzieję, że nie mają nic do ukrycia. Mam nadzieję...
– To dlaczego został pan ostatnio wykluczony, jak domyślam się, ze spotkań tego wąskiego gremium, które kieruje pracami ratusza i Rady Miasta? Nie jest pan godzien najwyższego stopnia wtajemniczenia? Dlaczego?
– Ja nazywam sprawy po imieniu i wprost. Wykonuję mandat radnego. No i nie daję prasie negatywnych powodów do zajmowania się moją osobą
– Czy to prawda, że zrezygnował pan z prowadzenia biuletynu „Lewica”?
– Tak. Do tej pory nie było dane mi spotkać się z zarządem SLD w tej sprawie.
– Czy to prawda, że już nie pan redagował trzy tygodnie temu „Lewicę”, a jednak w stopce posłużono się jeszcze pana nazwiskiem?
– Częściowo miałem wpływ na to wydanie, ale tylko częściowo.
– I jakie wrażenia po lekturze całości?
– Pozostawiam to bez komentarza...
– Ale to mnie bardzo interesuje!
– Miałem nieco inną wizję tego wydania, bardziej partyjną i europejską niż urzędową. Część materiałów trafiła wprost z ratusza. Nie spodziewałem się, że ta sama treść znajdzie się w biuletynie urzędowym „Ratusz”.
– Biuletyn partyjny „Lewica” pomieszany artykułami z oficjalnym informatorem urzędowym „Ratusz”?! Czy ja dobrze rozumiem?!
– Materiały urzędu były ogólnie dostępne i zostały wykorzystane przez „Lewicę”. To tyle w tej sprawie.
– Moment! Ale w „Lewicy” nie ma ani słowa wyjaśnienia, że to są materiały przedrukowane z „Ratusza”!
– Nie miałem na to wpływu.
– A kto o tym decydował?
– Zapewne sekretarz redakcji Piotr Przybyszewski.
– Więc mamy taki oto obrazek: około 75% artykułów z propagandówki partyjnej SLD pt. „Lewica” zostało wykorzystanych w urzędowym informatorze miasta Iławy pt. „Ratusz”. Czy powinno być tak, że do propagowania idei i poglądów SLD wykorzystywany jest oficjalny informator urzędowy?
– Jestem zdania, że dalsze wydawanie „Ratusza” jest nie potrzebne. A jeśli chodzi o pańskie pytanie, to moja odpowiedź brzmi wprost: nie powinno tak być!
– „Ratusz” jest opłacany z kasy miasta. Wyszło więc tak, że wszyscy podatnicy złożyli się wbrew swojej woli i bez pytania o zgodę zapłacili za partyjną agitkę iławskiego SLD. Czy oprócz Piotra Przybyszewskiego ktoś jeszcze za to odpowiada? Kto jeszcze współdecydował o tamtym wydaniu? Żygadło? Maśkiewicz? Poza tym w redagowaniu agitki partyjnej wykorzystywani są też w godzinach pracy urzędnicy ratusza. Wiele moich informacji potwierdza tę tezę. Wiedział pan o tym?
– Przybyszewski sam wziął za to odpowiedzialność. Pozostałe pytania w tej kwestii proszę kierować pod inny adres.
– Jak zachowa się najmłodszy radny klubu SLD wobec takiej sytuacji, że cały powiat, sąsiednie powiaty, a nawet cały kraj śmieje się z nas, że mamy burmistrza, który wkrótce usiądzie na ławie oskarżonych?
– W sytuacji kiedy nie ma wyroku, ciężko jest podejmować jakiekolwiek działania. Na moją pracę w radzie nie ma wpływu sytuacja burmistrza. Ale po ostatnich wydarzeniach na sesji wnikliwiej będę się przyglądał projektom uchwał. Dobrze by było, gdyby cała sytuacja z prokuraturą zakończyła się jak najszybciej. Wizerunek miasta na tym bardzo traci.
– O winie rozsądzi sąd, ale rzadko zdarza się w naszym kraju, żeby urzędujący burmistrz dostał od prokuratury akt oskarżenia. To jest sprawa karna, nie jakieś tam pomówienie czy kłótnia o miedzę. Śledztwo prokuratury jest już zakończone, teraz czekamy na pierwszą wokandę w sądzie. Boże drogi, nie myślałem, że w mojej pracy dziennikarskiej dożyję takich czasów, że wchodząc na salę rozpraw będę fotografował na ławie dla oskarżonych urzędującego burmistrza Iławy... Czy straty dla wizerunku i interesów naszego miasta, wynikające z tej chorej sytuacji, można jakoś zmierzyć?
– Na pewno tego nie da się zmierzyć. Czas pokaże jak bardzo zaszkodzi to Iławie.
– Przykład: premier rządu, mimo że jest o rzut kamieniem od rogatek Iławy, wstydzi się tu zajechać. I to na tak ważną imprezę jaką jest głosowanie próbne przed referendum. Jeśli więc premier rządu nie chce się pokazywać u takiego burmistrza, to jak my wyglądamy w oczach innej rangi urzędników z Warszawy – tych z ministerstw, agencji, z województwa nawet? Jak my teraz wyglądamy w oczach inwestorów?
– Nie znam powodu dla którego premier nie pojawił się w Iławie. Na to pytanie mógłby odpowiedzieć tylko poseł naszego regionu. Burmistrz Maśkiewicz przyznaje, że zainteresowanie inwestorów Iławą jest spore. Mam nadzieję, że rozmowy będą dynamiczne, bo Iława nie może dłużej czekać na cud.
– Mam wrażenie, że teraz dzięki fatalnej opinii o Iławie, która to opinia dzięki osobie nowego burmistrza poszła w szeroki eter, Iławą nie zainteresują się już poważni i wiarygodni inwestorzy, a jak muchy do smrodu będą się tu pojawiać różnej maści cwaniacy i naciągacze, którzy wiedząc, że burmistrz potrzebuje spektakularnego „sukcesu”, będą do krwi wysysać swoje w negocjacjach. Taki obraz wyłania się po inwestorze z branży stolarskiej, który chce przejąć ponad 80 ha wyspy Wielka Żuława za delikatnie licząc zaledwie 1/50 wartości... Mamy więc kolejny skandal. Tym razem skandal nie tylko tygodnia, miesiąca, roku czy nawet dekady, ale skandal 100-lecia!
– Przyznam, że sprzedaż wyspy rodzi wiele wątpliwości. Cena 1 miliona euro jest śmiesznie niska. Ile osób w Iławie lub regionie gra w golfa i czy jest to sport na tyle popularny, żeby przyciągnął turystów z kraju i zagranicy? Ile osób znajdzie zatrudnienie i na jak długo? Wszak zima trwa dłużej niż lato, a sam pan przyzna, że w zaspach piłeczka mogłaby zaginąć. No i rzecz najważniejsza: infrastruktura, czyli wykupienie istniejących tam ośrodków turystycznych i gospodarstw oraz most, którego wartość może zdecydowanie przewyższyć ten 1 milion euro. Moim zdaniem Iławie to się zwyczajnie nie opłaca. Jestem gorącym zwolennikiem rozwoju i zawsze podniosę rękę za słuszną i prawdziwą inwestycją. Jestem przeciwnikiem sprzedaży wyspy na proponowanych warunkach! Nie wyobrażam sobie dyscypliny klubowej podczas głosowania w tej sprawie, bo wtedy na pewno zabraknie mojego głosu.
– Powiedział pan wcześniej: „Na całym świecie kluby parlamentarne i kluby radnych spotykają się nieoficjalnie i dyskutują za zamkniętymi drzwiami”. Jesteśmy więc u sedna sprawy. Dotychczas mówiło się, że podziały na partie lub kluby polityczne i takowe głosowania są respektowane tylko w sejmie. Natomiast w samorządach powinno obyć się bez polityki, bo „na dole” kraju nie można głosować np. nad budową boiska szkolnego według podziału partyjnego. Widzę jednak, że iławska „Lewica Razem” co innego mówi, a co innego po cichu robi. Utajnianie obrad, zwoływanie nieoficjalnych – tzw. cichych – sesji wygląda jak spiskowanie. I jest dowodem, że rozgrywacie tam wyłącznie swoje własne, partykularne interesy. Automatycznie nam, dziennikarzom, zapala się czerwona lampka, że coś macie do ukrycia przed społeczeństwem Iławy, bo się tego wstydzicie. Sytuacja zaczyna więc wyglądać jak polowanie dziennikarzy na uciekającą, chowającą się i tchórzliwą Grupę Trzymającą Władzę. Naradzanie się poza okiem społeczeństwa jest sprzeczne z interesami tegoż społeczeństwa. Sprzeczne z szeroko rozumianym interesem publicznym. Po co zamykać się na osobności, jeśli jesteście powołani do działania w interesie miasta i jego mieszkańców?
– Przypominam, że nie jestem w żaden sposób uwikłany w partykularne interesy i proszę nie traktować wszystkich radnych jak potencjalnych przestępców. Moim zdaniem pewne sprawy dotyczące negocjacji z inwestorami nie mogą być od razu przedstawiane publicznie. Trzeba wynegocjować jak najlepsze warunki kontraktu z inwestorem. Negocjacje są bardzo delikatną sferą. Nigdy nie brałem udziału w spotkaniu, które by dotyczyło spraw nieznanych opinii publicznej, a dotyczących miasta. Kierowanie tego pytania do mnie jest bardzo chybione.
– Rozmawiamy o Grupie Trzymającej Władzę. Negocjacje z inwestorem powinny odbywać się przy otwartej kurtynie, bo co takiego jest w nich do ukrycia? Mało tego, prasa w takich negocjacjach może być bardzo pomocna burmistrzowi: poprzez swoje obiektywne relacje i wywoływanie tzw. burzy mózgów. Ba, burmistrz może w ten sposób mieć, dzięki prasie, asa w rękawie. Uśmiech? Wiem, wiem. Pan też nie dostrzega tego, że w przypadku negocjacji na linii urzędu z inwestorem nie mają zastosowania takie zasady kodeksu handlowego jak np. tajemnica handlowa. Dlaczego? Bo jedną ze stron jest urząd publiczny, który działa na rzecz majątku samorządu Iławy, a wszystkie sprawy – podkreślam: wszystkie – dotyczące gospodarowania majątkiem i budżetem miasta zgodnie z konstytucją, ustawą o samorządzie gminnym, ustawą prawo prasowe i ustawą o dostępie do informacji publicznych, są jawne. Zgadza się?
– Nie ja negocjuję kontrakty dla miasta. Proszę pytać tych, którzy odpowiadają za te sprawy.
– Radny, czyli lokalny poseł, nie ma na ten temat zdania!? Przecież jest pan władzą uchwałodawczą...
– Ja będę głosował w momencie, kiedy będą mi znane wszystkie fakty związane z negocjacjami. Jeżeli będą korzystne warunki dla miasta, to zagłosuję „za”. W innym przypadku „przeciw”. Negocjuje warunki tylko burmistrz.
– Coraz częściej słyszy się o możliwym rozpadzie koalicji rządzącej w radzie miasta. Ile w tym prawdy?
– Nie potwierdzę tej informacji, chociaż mnie też dochodzą takie słuchy. Jest grupa radnych, dla których nieistotny jest fakt w jakim klubie są, a nade wszystko dobro miasta. Jestem przekonany, że można znaleźć wspólny język z każdym klubem i wznieść się ponad podziały. Są też niestety radni, którym ciężko wznieść się ponad podziały.
– Odnoszę wrażenie, że ma Pan wspólny język z grupami „Zgoda i Rozwój” oraz „Porozumienie Lokalne”...
– Nie mam na oczach klapek, wiem że tylko wspólne działanie może przynieść namacalne efekty. Większość radnych „Zgody” już zasiadała w radzie, dlaczego więc miałbym nie korzystać z ich doświadczeń. Nie jestem wrogo nastawiony do moich konkurentów wyborczych. Jeżeli chodzi o „Porozumienie Lokalne” to podoba mi się ich otwarte spojrzenie na sprawy miasta.
– Od czasu wyborów poprzedni burmistrz Adam Żyliński kompletnie wyłączył się z życia publicznego. Chodzą słuchy, że tego powodem są działania nowych władz Iławy: szczucie poprzednika. Np. ciągłe, jeden za drugim, donosy do prokuratury, donosy do Regionalnej Izby Obrachunkowej w Olsztynie itp. Co chce udowodnić Maśkiewicz?
– Trudno jest mi zabierać głos w tej sprawie. Adam Żyliński sam wie co ma na sumieniu i myślę, że jest zbyt wytrawnym samorządowcem, aby dał się zaszczuć następcom. Jestem mocno zdziwiony, że tak nagle schował się w cień. Może chce odpocząć po 12 latach działania i zbiera siły na wybory parlamentarne? Ciekawy jestem z jakiej partii wystartuje jeżeli podejmie po raz kolejny wyzwanie w wyborach? Myślę, że będzie to Platforma Obywatelska. Ale w wyborach parlamentarnych wystartuje więcej naszych samorządowców.
– Zaraz, zaraz! Nie zna pan sprawy? Członek Komisji Rewizyjnej? Są przecież kierowane ciągle wnioski do waszej komisji, żeby rozliczać ponownie wszystko z ubiegłych 12 lat... Budowa ratusza, hali widowiskowej, nabrzeży Małego Jezioraka, szkoły wyższej Włodkowica itp. Ponoć w ratuszu non-stop w archiwalnych papierach pracują dwie osoby i szukają „czegoś” na Żylińskiego. I szlag trafia ludzików, bo nic nie mogą znaleźć...
– W sprawie remontu ratusza sam interweniowałem i składałem wniosek, który radni odrzucili. Jako wiceprzewodniczący tej komisji nie widziałem wniosków w tej sprawie. Jestem zdziwiony pytaniem, ponieważ nie znam innych wniosków w tej sprawie, niż mój i Stanisława Żygadło w sprawie hali. Proszę o nazwiska tych „ratuszowych prokuratorów”, bo jak się okazuje nic nie wiem o tej ukrytej komisji śledczej!
– Nie zdradzę swoich informatorów... Kwestia dokopania Żylińskiemu w dalszym ciągu zajmuje i niemal całkowicie pochłania nową władzę. Czyżby znana ze stolicy SLD-owska technika na odwracanie uwagi od siebie i przekierowanie jej na poprzednika poprzez dyskredytację jego działań, miała miejsce też w Iławie?
– Obiecuję, że zapytam burmistrza o działalność urzędników ratusza w tym zakresie. Odpowiadając na drugą część pytania, powiem tak: uważam, że nie, ale jestem zdania, iż każdy musi płacić za popełnione błędy. Ciekawe ile pieniędzy z budżetu miasta trzeba będzie wydać na usuwanie usterek zawinionych przez wykonawców remontu ratusza. Przy okazji proszę zwrócić uwagę czytelników na spadające z dachu ratusza dachówki i kilka rodzajów grzyba, który spokojnie rośnie sobie na ścianach ratusza.
– Radni Rygielski i Kozielski apelowali na sesji, ażeby nie wszczynać polowania na czarownice, bo najpierw trzeba się samemu czymś konkretnym wykazać, a dopiero potem można pouczać i rugać poprzedników. Zgodzi się pan z ich twierdzeniem?
– Tak. Trzeba zamknąć Aladyna w lampie, ale nie można z tego powodu wydawać pieniędzy podatników na szkody jakie pozostawił. Każdy z radnych czy ludzi sprawujących funkcje publiczne musi być rozliczony ze swojej działalności. Każdy!
– Posła Andrzeja Umińskiego też będziecie rozliczać za to, że już druga kadencja jego posłowania w sejmie nie przekłada się na żadne efekty dla Iławy i naszych okolic?
– Myślę, że wyborcy mają prawo zapytać co zrobił dla nich podczas swojej kadencji poseł, burmistrz, radny.
– Zadałem konkretne pytanie. Proszę o odpowiedź.
– Mmm... W końcu ludzie wybrani w demokratycznych wyborach mają do wypełnienia misję powierzoną przez wyborców. Wyborcy mają pełne prawo do rozliczania!
– Piotra Przybyszewskiego też rozliczycie za to, że w ciągu ostatnich tylko dwóch lat przegrał wszystko co było można przegrać, a mimo to – jako „kumpel z SLD” – dostał teraz ciepłą posadę w jednym z zakładów budżetowych podległych burmistrzowi Maśkiewiczowi? Rozliczycie za to także swojego burmistrza Maśkiewicza?
– Tak, oczywiście. Odpowiedź w przypadku Piotra Przybyszewskiego jest jedna: wyborcy już jej udzielili w minionych wyborach – i tych samorządowych, i tych partyjnych. Druga sprawa: ja nie mam żadnego wpływu na obsadzanie stanowisk w urzędzie i podległych mu jednostkach.
– A rozliczycie swojego burmistrza Maśkiewicza też za to, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy zdążył już w podległych tylko sobie zakładach budżetowych urzędu miasta wymienić ludzi z najważniejszych stanowisk na swoich kumpli z SLD i spoza SLD, a szykowane są kolejne zmiany stanowisk pod wpływem coraz większych nacisków ze strony koalicyjnego „Iławianie Razem” na czele z Edwardem Bojko, Benedyktem Dutką i Jerzym Humięckim?
– Odpowiedź musi udzielić burmistrz. Ja nie mam wpływu na jego decyzje. Mam nadzieję, że grupa Edwarda Bojki zdaje sobie sprawę z podejmowania radykalnych decyzji. Przyznam szczerze, że nie umiem rozszyfrować zamiarów koalicjanta, a może zwyczajnie nie jestem o nich informowany? Tryb roszczeniowy po żadnej ze stron nie jest wskazany, powiem więcej: jest błędny.
– Jest pan wszak radnym, lokalnym posłem, ale ciągle odsyła mnie do burmistrza. Z kolei gdy pytam o te trudne sprawy burmistrza, to on odsyła mnie do... radnych. Toż to jest kompletny paraliż, brak odpowiedzialności i unikanie odpowiedzi na trudne, ale jakże ważne dla interesu Iławy pytania. Proszę o jasną odpowiedź: dlaczego uprawiacie pomiędzy radą a burmistrzem żenującą spychologię? Co jest grane w ratuszu? Skąd taka niemoc?
– Ja nie umiem udzielać odpowiedzi za burmistrza, bo nim nie jestem. Nie udzielę również odpowiedzi za władze SLD, bo w nich nie jestem. Odpowiadam za wszystko, co dotyczy mojej działalności jako radnego. Nie umiem powiedzieć co jest przyczyną braku przepływu informacji między burmistrzem a dziennikarzami. Ja nie będę chował głowy w piasek przed mediami. Jestem dostępny dla mediów.
– Widział pan zeznanie majątkowe burmistrza Maśkiewicza publikowane w NKI?
– Jestem zaskoczony tak dużym majątkiem.
– Ten majątek szacuję skromnie na przynajmniej około 400 tysięcy złotych. Jak to możliwe, że człowiek pracujący w PGR-e, a następnie od 1995 roku jako burmistrz w Lubawie (wybierany przez gabinet radnych, a nie społeczeństwo!) odkłada tak znaczne kwoty? A życie, rodzina, dwójka dzieci?
– Nie jestem policją skarbową i nie chcę snuć domysłów na ten temat. Od kontroli tych spraw są inni, np. niezależna prasa.
– Ale matematycznie i logicznie na przestrzeni czasu nie da się tego wytłumaczyć w żaden sposób? Zgadza się?
– Lepiej poruszam się w humanistycznych tematach... Pozostawiam tą sprawę bez komentarza.
– Gdy rozmawiam telefonicznie z burmistrzem, bo do gabinetu już mnie nie wpuszcza, to ciągle unika konkretnych odpowiedzi. Powtarza w kółko to samo: „Bez komentarza. Proszę nie ruszać moich spraw”. Sprawy burmistrza nie są już do końca tylko jego sprawami...
– To jest majątek burmistrza. Nic mi do tego. Burmistrz nie kontroluje moich wydatków.
– Ale burmistrz jest osobą publiczną, a oświadczenia majątkowe zostały stworzone po to, żeby można było zadawać takie trudne pytania funkcjonariuszom publicznym. Gdy liczę średnie zarobki burmistrza na przestrzeni tych lat, to w żaden sposób nie wychodzą mi tak duże kwoty jak w zeznaniu majątkowym Maśkiewicza... Moją podejrzliwość dodatkowo wzbudza regularne uchylanie się burmistrza od odpowiedzi na wiele pytań.
– Widocznie burmistrz jest osobą oszczędną. Ja nie mogę pochwalić się tą cechą, bo nie mam z czego oszczędzać.
– Panie radny, na koniec proszę o subiektywną ocenę tygodnika „Nowy Kurier Iławski”.
– Tygodnik jest potrzebny w Iławie i musi wypełniać pewną funkcję społeczną. Wiele razy miałem przyjemność znaleźć się na łamach waszej gazety, pokazany z dobrej lub złej strony. Ale zasada jest jedna: przed mediami nie można uciekać i chować się. Czasami jesteście zbyt otwarci w swoim przekazie, ale mam nadzieję, że nigdy nie złamiecie prawa. Na to liczę. Jesteście ważnym elementem życia publicznego Iławy.
– Dziękuję za rozmowę.
Z radnym MARCINEM WOŹNIAKIEM
rozmawiał JAROSŁAW SYNOWIEC