Najpierw Kowalskim padła dorodna klacz, potem kogut i pies. Ktoś w nocy wdarł się do ich gospodarstwa i zniszczył sieci na stawie. Zaczęły się nawet głuche telefony – ktoś Kowalskim zamówił pod dom taksówkę, a innym razem pizzę... Fatum to czy źli ludzie?
Alina i Jerzy Kowalscy prowadzą gospodarstwo agroturystyczne w Szałkowie (gm. Iława). Ich posesja jest bardzo atrakcyjna – dochodzi aż do brzegów Jezioraka. Prócz zabudowań jest tam też staw rybny i spora łąka.
Każdego lata dom Kowalskich pełen jest letników, którzy przyjeżdżają tu głównie ze stolicy. Woda, ryby, konie i czyste powietrze są magnesem na turystów.
ZACZĘŁO SIĘ OD „MALUCHY”
– Dokładnie 11 października zachorowała Malucha, nasza klacz, za którą daliśmy 4 tysiące złotych – mówi Alina Kowalska. – Wezwaliśmy weterynarza. Malucha dostała pięć kroplówek, cztery zastrzyki i gdy już wydawało się, że z tego wyjdzie, nagle zdechła.
Weterynarz stwierdził zatrucie pokarmowe. Niestety, ze względu na koszty Kowalscy nie zlecili wykonania sekcji zwierzęciu – nie wiadomo więc, czym dokładnie się zatruło.
– Tylko czymś z łąki mogła się zatruć, na pewno nie z obory – sądzi Jerzy Kowalski. – Sprawdzaliśmy, czy w trawie nie ma jakichś granulek czy czegoś podejrzanego, ale deszcz wszystko zatarł. Poza tym Malucha była tak ufna, że nawet od obcego zjadłaby coś z ręki.
POCIĘTE SIECI, GŁUCHE TELEFONY
Później Kowalski znalazł obok swojego stawu wyciągniętą sieć, którą ktoś pociął na drobne kawałki. W stawie jest między innymi lin, karaś i karp. Może ktoś chciał wykraść ryby, a widząc sieć uznał, że właśnie odławia je właściciel stawu?
– Chciał ukraść parę trybek, a narobił tyle szkód – zasępiają się Kowalscy. – Wcześniej już raz obrobili nam staw, ale udało się namierzyć złodziei, jak sprzedawali łup w Ostródzie.
Czy jednak i tym razem o ryby chodziło, czy też o zastraszenie domowników? Niedługo po incydencie z siecią zdechła suka Nuka, a także kogut. Poszukiwanie rozrzuconej trutki znów nic nie dało.
– Może właśnie o wytrucie naszych psów temu komuś chodzi? – zastanawia się pan Jerzy. – W nocy biegają one po obejściu, pilnując dobytku. Może komuś w czymś przeszkadzają?
Na domiar złego u Kowalskich zaczęły się głuche telefony. Pewnego dnia ktoś pod ich dom zamówił taksówkę. Jakież było zaskoczenie! Czyżby ktoś dawał im znaki, że już czas opuścić zajmowane siedlisko? Można się tylko domyślać...
Innym razem zadzwoniła pizzeria z Iławy, że już wiozą zamówienie.
– Ktoś zamawiając pizzę podał także nasz numer telefonu. Zadzwonili do nas z pizzeri, bo pewnie zamówienie było tak duże, że „podpadało” – uważa pan Jerzy.
APELUJĄ DO LUDZI
Czy nie nadszedł najwyższy czas na wezwanie policji? O wszystkich tych dziwnych zdarzeniach Kowalscy rozmawiali ze swoim dzielnicowym.
– Policjant stwierdził, że bez sekcji zwłok niewiele tu można zdziałać, bo nie wiadomo, czym zatruły się nasze zwierzaki – mówi pani Alina. – Po rodzaju trutki łatwo można by namierzyć truciciela. Teraz już za późno.
Kowalscy zatem uradzili, by zgłosić się po pomoc do naszej redakcji i nagłośnić sprawę w „Kurierze”.
– Może ktoś widział kogoś, kto się tu kręcił, coś słyszał, dostawał jakieś propozycje, które mogą wiązać się z naszą sprawą... Za wszystkie informacje będziemy wdzięczni – apelują Kowalscy. Na razie nie chcą rzucać na nikogo bezpodstawnych oskarżeń, ale swoje przemyślenia już mają. – Na dziś do końca nie wiemy, kto i za co zagiął na nas haczyk...
Rodzina najbardziej obawia się o dwójkę swoich najmłodszych dzieci: 3-letnią córeczkę i 6-letniego synka.
– Jeśli jest pewność, że szkody spowodowała ludzka ręka, lub też państwo ci otrzymają jakieś groźby, wówczas jest to już podstawa do zawiadomienia nas o zdarzeniu – poucza Janusz Skuzjus z policji w Iławie.
RADOSŁAW SAFIANOWSKI
Obok swojego stawu rybnego w Szałkowie
stoi Jerzy Kowalski ze starszym synem.
Na ziemi widoczna linka, którą ktoś wyciągnął
ze stawu sieć, by potem pociąć ją na kawałki.