Pamiętamy finał wyborów Miss Polonia, które na żywo z Teatru Muzycznego Roma w Warszawie relacjonowała telewizja TVN. Zanim jednak te wszystkie piękne kobiety stanęły przed kamerami, musiały przez ponad dwa tygodnie przejść ciężką harówkę. Nie zawsze było wesoło...
Układy choreograficzne, ćwiczenia, nauka chodzenia, a nawet uśmiechania się w momencie, gdy najeżdża na nie kamera. Wyćwiczony każdy najdrobniejszy ruch i mimika twarzy. 24 dziewczyny stanęły na scenie teatru, ale tylko jedna z nich założyła koronę.
Wokół wyborów najpiękniejszej jest wiele plotek. W każdej z nich ukrywa się trochę prawdy. Na kilka dni przed galą w warszawskim wydaniu „Faktu” ukazało się zdjęcie jednej z finalistek, którą to właśnie „Fakt” ogłosił swoją Miss Polonia. To bardzo zdenerwowało resztę dziewczyn, kilka z nich miało nawet ochotę wrócić do domu. Ostatecznie okazało się, że faworytka „Faktu” wygrała również w rzeczywistości.
Spotkałam się z ALICJĄ TRZEBIATOWSKĄ, iławianką, która zakwalifikowała się do finału Miss Polonia i weszła – już w trakcie gali – do grona 12 najpiękniejszych kobiet kraju. Przy małej kawie Alicja opowiedziała mi bardzo dużo na temat wyborów i tego, co działo się wokół nich. Jednak nie wszystko mogłam napisać. Finalistki są objęte umową z producentem i biurem Miss Polonia, które zakazuje ujawniania kulisów wyborów i bardziej pikantnych momentów. Do końca 2005 roku żyją na rozkaz biura. Mogą być „wypożyczane” do reklam bądź jako hostessy upiększać wystawy i pokazy.
JOANNA MAJEWSKA: – Dieta, ćwiczenia, solarium, kosmetyczka i fryzjer, czy to wszystko towarzyszyło tobie przez cały czas zgrupowania przed wyborami w Warszawie?
ALICJA TRZEBIATOWSKA: – Ponad dwa tygodnie nauki chodzenia i poruszania się. Przyjechałam do Warszawy, do hotelu jako jedna z pierwszych. Mieliśmy dwuosobowe pokoje. Mieszkałam z Malwiną Stanik, Miss Londynu. Zaprzyjaźniłyśmy się bardzo. Obie też byłyśmy ganiane przez choreografów, którzy non stop na nas krzyczeli – „jesteście za sztywne!” i dokładano nam kolejne godziny ćwiczeń. Diety specjalnej nie było. Karmiono nas bardzo dobrze. Posiłki bardzo często i obfite. Nawet kelnerzy śmiali się, że pierwszy raz widzą „miski” z takim apetytem. Jeśli chodzi o solarium, basen, saunę i innego rodzaju uciechy tego typu, to za nie wszystkie musieliśmy dodatkowo płacić. Fryzjera odwiedziliśmy tylko dwa razy. Pierwszy raz przed sesją zdjęciową, którą można było obejrzeć w internecie, a drugi przed samą galą 11 września.
– Jak długo dziennie trwały ćwiczenia?
– Już o 10:00 musiałyśmy być na sali, która mieściła się w tym samym hotelu, w którym mieszkałyśmy. Ranne ćwiczenia kończyły się o 15:00. Godzinna przerwa na obiad i dalej na ćwiczenia, które trwały do 21:00. Potem o 22:00 kolacja i spać.
– Teraz wiem, dlaczego was tak dobrze karmili.
– No tak, żebyśmy nie padły z głodu. Spalałyśmy tysiące kalorii dziennie. Ale zdarzało się, że dziewczyny mdlały ze zmęczenia. Szczególnie w ostatnich dniach przed telewizyjną galą.
– Miałyście zapewnioną opiekę medyczną?
– Na stałe był z nami lekarz ortopeda, który dbał o nasze nogi. Ja do dziś jestem na tabletkach przeciwbólowych. Strasznie nadwerężyłam sobie biodro. Inne dziewczyny skręcały nogi w kostkach. Ostatnie 3 dni mieszkaliśmy już w innym hotelu, bliżej teatru Roma. Te właśnie były najgorszą harówką.
– W międzyczasie wydarzył się jeszcze wypadek, pożar w jednym z pokoi hotelowych. Rankiem, około piątej napisałaś do mnie sms-a. Potem kolejnego, że wszystko już jest w porządku. Co było przyczyną pożaru?
– Pożar powstał od wadliwej instalacji elektrycznej. Wybuchł telewizor, który spadł na podłogę, na torby z ubraniami... Ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Zresztą TVN pokazał migawkę z tego dnia. Bardzo przeżyłam pożar, potem wszystko wróciło, gdy na telebimach w czasie gali znów to pokazali.
– Wróćmy do ostatnich dni przed galą. Jak rozumiem, na nic już wtedy nie było czasu?
– Dosłownie na nic. Nawet na to, by iść na obiad. Od rana do wieczora próby na deskach teatralnych. Ale marzyłam o tym, by wejść do grupy 12 finalistek, by móc wystąpić w układzie sportowym. W tym czułam się najlepiej.
– Było to widać. Dopiero wtedy zauważyłam, że się rozluźniłaś. Byłaś już w dwunastce, kolejnym etapem było wejście do ostatecznej piątki.
– O tym już nie marzyłam. Wiesz, czasami czułam się jak pionek na planszy, którego się wystawiało i chowało, tak by ładnie wyglądał w telewizji. Sam dzień gali był szalony. Rano fryzjer, potem już próba generalna, wyczekiwania i wejścia na żywo.
– Za kulisami na pewno nerwówka, a w garderobie jeszcze większa...
– Tak. Stres, nerwy i szaleństwo. Ja chciałam tylko wyjść na scenę, pokazać się i wrócić za kulisy. Garderoba była bardzo malutka. Była jedna garderobiana na dwie dziewczyny. Miałam dwuczęściową sukienkę, więc ubieranie jej trwało dłużej. Nie było czasu nawet na poprawianie makijażu, a jedynie zmycie pomadki i nałożenie nowej. Czasem odebrało się sms-a od znajomych. Do mnie koleżanka napisała: „Wyluzuj się, nie bądź taka sztywna!”. Przesyłali uwagi co do mojego zachowania się na scenie. Za to im teraz dziękuję.
– Czy jest inaczej wiedząc, że nie tylko patrzą na ciebie osoby obecne w sali teatru, ale jeszcze miliony widzów przed telewizorami?
– O tym tak naprawdę się nie myśli. Wychodzisz na scenę. Robisz to, co kazali i schodzisz.
– No dobrze, ale gdy są odczytywane wyniki, myślisz, że zaraz mnie wyczytają, że będę teraz. Skakano po numerkach. Omijano ciebie, numer 15, różnymi sposobami. Nie denerwowałaś się?
– Denerwowałam. Słyszałam, 14, 16, 18... a mnie, jak nie czytają, tak nie czytają! Zostałam wyczytana jako dziesiąta. Nie wiem, jak można opisać tę chwilę, kiedy jest się wybranym. Nie jechałam do Warszawy z wizją korony. Dostałam się na samą górę dzięki dzikiej karcie, czyli z przypadku. Zaszłam i tak bardzo wysoko. Chciałam po prostu wystąpić w układzie sportowym, bo w nim się czułam wspaniale. Chciałam się pokazać.
– Gdy nie wyczytano cię do piątki, co poczułaś?
– Nie czułam żalu. Tego jestem pewna. Choć nie ukrywam, że chciałam się w niej znaleźć. Każda w swej głowie miała jakąś wizję tej finałowej piątki. Wiedziałyśmy, że jeśli dostanie się do niej Kasia [dziewczyna z pierwszej strony warszawskiego wydania „Fakt”, którą w kilka dni przed galą ogłoszono Miss – red.] to ma ona szansę na koronę. Wydarzyło się wiele rzeczy wokół tej dziewczyny. Spędziłam z nią ponad dwa tygodnie. Nie dała się polubić. Jest jeszcze wiele spraw, ale o nich jak na razie ciii... nie ujrzą światła dziennego.
– Czy chcesz mi przez to powiedzieć, że „za tyłek” można być właścicielką korony najpiękniejszej?
– Nie słyszałam tego pytania.
– Rozumiem. Idźmy zatem dalej. Piątka dziewcząt wyczekuje na końcowe wyniki. W telewizji lecą reklamy, co wy w tym momencie robicie?
– Na scenie trwały przygotowania do kolejnego wejścia na żywo. Niektóre z nas, a stałyśmy, jak widziałaś, na schodach w butach z 12-centymetrowym obcasem, siadały na schodach. Inne kucały, a jeszcze inne poprawiały włosy. Byłyśmy bardzo zmęczone. Wcześniej jeszcze walc, gdzie trzeba było trzymać fason.
– Robiłyście już tylko za tło?
– Można to tak nazwać. Ale było to całkiem zgrabne tło...
– Miss wybrana. Zakładają jej koronę, a wy wciąż stoicie na schodach. Czemu nie zeszłyście pogratulować koleżance? Dlaczego nie ucałowałyście Kasi? Czyżby zazdrość?!
– To nie zazdrość. Na to miały wpływ prawybory w „Fakcie” i cała sytuacja, jaka po nich wyniknęła wśród nas.
– Zbojkotowałyście galę?!
(Alicja tylko się lekko uśmiechnęła i nie odpowiedziała na pytanie)
– Na sali była obecna twoja mama, siostra, ciocia i kuzynowie. Spotkaliście się zaraz po gali? A może od razu wróciłaś z nimi do domu? No i co z bankietem po gali?
– Wszystkie te osoby, o których wspomniałaś, były na sali. Zaraz po zakończeniu gali musiałam biec do garderoby, by oddać sukienkę, w której występowałam. Nie było mowy, by w niej iść na bankiet. Oddałam zatem sukienkę, przywitałam się z rodziną, a potem spakowałam walizkę i do pociągu.
– Jak to do pociągu?
– Nie miałam wieczorowej sukienki, a taki strój był wymagany na bankiecie. Nie zabrałam żadnej z Iławy. Liczyłam na to, że coś w Warszawie sobie załatwię. Nie udało się. Tuż przed północą miałam pociąg do domu. Rodzina wracała samochodem, ale nie było już w nim miejsca dla mnie.
– Niczym Kopciuszek z balu...
– No tak...
– Jak się dziś czujesz?
– Normalnie. Nic się nie zmieniło w moim życiu. Może poza jednym, że jestem rozpoznawana w Iławie. Ludzie uśmiechają się do mnie miło, a niektórzy dodają: „Oglądałam panią, głosowałam na panią, wyglądała pani pięknie w tej sukience”. To jest przyjemne. Ale wiesz, po całych tych wyborach pozostał lekki niesmak. Żadna z nas, z tych, które nie zajęły żadnego miejsca, nie dostała nawet drobnej pamiątki z wyborów. Nie dostałyśmy nawet małego bukietu kwiatów. Coraz bardziej jestem przekonana, że takie wybory robi się tylko pod zamknięte grono ludzi, sponsorów i reklamodawców. To chyba bardziej telewizyjne show niż wybór pięknej kobiety, która swą urodą będzie reprezentować całą Polskę na świecie.
– Wspomniałaś o podpisanej umowie z producentem i biurem Miss Polonia. Rozumiem, że twój wizerunek i ciało będą wykorzystywane w reklamach. Czy twoje nagie ciało będziemy oglądać w reklamie np. czekolady?
– Nie. W umowie jest zapis, że w grę nie wchodzą akty.
– Wakacje się skończyły, przygoda z miss też. Od października zaczyna się poważna nauka na studiach.
– Już niedługo jadę na uczelnię. Zaczynam studia. Trzymajcie za mnie kciuki, bym dała sobie tam radę!
JOANNA MAJEWSKA
Alicja Trzebiatowska.
W tej sukni wieczorowej wystąpiła na uroczystej
gali wyborów Miss Polonia 2004 w Teatrze Muzycznym
Roma w Warszawie. W niej też zatańczyła walca.
Niestety, sukienka zaraz po gali musiała
wrócić do sponsora.
(foto: AKPA)