Waldemar Osowski, właściciel komisu przy ulicy Sienkiewicza w Iławie ma czyste ręce. Nie oszukał swej klientki, choć ta początkowo go o to posądzała. Pieniądze ze sprzedaży samochodu zostały przelane na konto bankowe. Właścicielka samochodu, choć wcześniej uzgodniła warunki sprzedaży i zapłaty za samochód, wszczęła larum i zgłosiła oszustwo na policję. Po kilku dniach wycofała jednak oskarżenie.
„Agnieszka P. z Iławy powiadomiła policję, że została oszukana przez iławski komis, który nie wypłacił jej pieniędzy za sprzedane auto” – taka informacja była zamieszczona w kronice kryminalnej na łamach naszej gazety.
AUTO BYŁO ZADŁUŻONE
– Samochód do mojego komisu pani Agnieszka wstawiła pod koniec sierpnia – mówi Waldemar Osowski, właściciel komisu przy ulicy Sienkiewicza. – Auto było zadłużone w jednym z banków na prawie 7,5 tys. złotych. Samochód chciała już przejąć firma windykacyjna.
Na zadłużony kredytem samochód wreszcie udało się znaleźć klienta. Opla vectre Agnieszki P. wyceniono na 8,5 tys. złotych, z tego 7,5 tys. zł na spłatę kredytu i 800 złotych na opłacenie firmy windykacyjnej.
– Klienci ci nie mieli pieniędzy, więc sam opłaciłem windykatora – dodaje Osowski. – Dogadaliśmy się, taka była umowa między nami, że potem po dokonaniu transakcji odciągnę sobie tę sumę. Wszystko też było idealnie uzgodnione z bankiem. W przeciwnym razie samochód zostałby przez windykatora ściągnięty na parking i sprzedany przez bank, na poczet zaciągniętego wcześniej przez panią Agnieszkę kredytu, za maksimum 2 tys. złotych. Uratowałem tej kobiecie skórę. A ona odwdzięczyła mi się doniesieniem na policję o oszustwie. Gdy wstawili auto w komis powiedziałem, że nie dostaną pieniędzy do ręki, że pieniądze z jego sprzedaży idą na spłatę ich kredytu. Dobrze o tym wiedział mąż pani Agnieszki podpisując wstępne dokumenty komisowe.
KASA W BANKU
Samochód został sprzedany w kredycie za sumę 8,5 tys. złotych. 7,5 tys. zł trafiło na konto banku w Grudziądzu, a następnie do centrali banku w Lubinie. W tym momencie zadłużenie Agnieszki P. przestało istnieć.
Dokładnie 19 października, pieniądze były już na koncie w centrali banku. Agnieszka P. o oszustwie poinformowała policję kilka dni wcześniej, nie czekając na potwierdzenie z banku.
– Kobieta ta była u mnie wcześniej w komisie i już wtedy wykrzykiwała, że pójdzie na policję – tłumaczy pan Waldemar. – Zadzwoniłem wówczas do banku w Grudziądzu, by przefaksowano mi potwierdzenie dokonania wpłaty pieniędzy. Ktoś potem z jej rodziny odebrał to potwierdzenie. Liczyłem, że wszystko jest w porządku, aż do poprzedniej środy, kiedy przeczytałem waszą gazetę i kronikę kryminalną. Staram się pomagać ludziom, a w taki sposób mi potem dziękują. Na tym aucie zarobiłem 100 złotych. Warto było? Niestety nie.
WYCOFAŁA ZARZUTY
21 października Agnieszka P. otrzymała potwierdzenie z banku, że cała gotówka wpłynęła na konto banku w Lubinie i tym samym został w całości spłacony jej kredyt.
– Moje zgłoszenie na policji zostało przyjęte na zasadzie czynności sprawdzających – mówi nam Agnieszka P. – Właśnie dostałam postanowienie z policji o odmowie wszczęcia dochodzenia. Wycofałam wcześniejsze zgłoszenie ze względu na to, że pieniądze zostały wpłacono na konto banku.
Pani Agnieszka przyznała, że wiedziała o tym, iż nie dostanie do ręki pieniędzy za sprzedany w komisie samochód.
– Wiedziałam o tym, gdyż takie były wcześniejsze ustalenia – mówi. – Miałam nadzieję, że po interwencji policji oraz telefonie do żony pana Osowskiego sprawa się wyjaśni. Tak też się stało.
– Żadnej interwencji policji nie było – wtrąca Osowski. – Nie będę komentował fikcyjnego telefonu do mojej żony.
JOANNA MAJEWSKA