Praca po 22 godziny na dobę, spanie na podłodze w szatni, wyzwiska, kary za nieposłuszeństwo, donosicielstwo... To nie streszczenie opowiadań z czasów obozów pracy, a krótka charakterystyka warunków w ubojni drobiu Barbary Estkowskiej.
Minęły dwa lata jak Wojciech Staniec i Dariusz Pajor już nie pracują w ubojni drobiu Barbary Estkowskiej (w Starym Kamieniu koło Prabut). O warunkach panujących w tym zakładzie zrobiło się ostatnio głośno za sprawą opisanych przez nas przeżyć Krzysztofa Szołuchy z Prabut, a także wcześniejszego pisma skierowanego przez zdesperowanych pracowników do prokuratury w Gdańsku.
Mieszkańcy gminy Stary Dzierzgoń nie boją się już byłej szefowej i teraz, kiedy pracują gdzie indziej, chcą głośno mówić o krzywdach, jakie – ich zdaniem – Barbara Estkowska wyrządziła ludziom.
480 GODZIN NA MIESIĄC
Dziś Wojciech Staniec i Dariusz Pajor znaleźli już zatrudnienie w innej ubojni drobiu – koło Zalewa.
– Tu jest czysto jak w niebie! Nikt mnie tu nie wyzywa i nie poniża. Pracuję rozsądną ilość godzin – stwierdza pan Wojciech.
Wojciech Staniec opowiada, że w ubojni Estkowskiej pracował średnio po 16 godzin na dobę, a czasami nawet po 22. Na drugi dzień znów musiał stawiać się w pracy. Praktycznie nie spał. Wracał do domu zjeść i napić się kawy. Pamięta, że jednego miesiąca przepracował 480 godzin.
Ten szczupły mężczyzna nie był może rekordzistą, jeśli chodzi o staż pracy w Starym Kamieniu, ale na pewno był jednym z wytrwalszych. Przepracował tam 3 lata.
– Ludzie odchodzili z tej pracy już po jednym dniu, po prostu nie wytrzymywali tej atmosfery i ciężaru, który trzeba było dźwigać – wspomina. – A trzeba tam było tyrać od rana do rana. Kiedy zbliżał się okres świąteczny, to pracowaliśmy codziennie przez 3 tygodnie, nawet w niedziele.
ZA KARĘ „WIESZANIE”
Mężczyźni pamiętają kary, jakie za bunt i nieposłuszeństwo, wynikające zwyczajnie z braku sił, stosowała wobec pracowników Barbara Estkowska. Każdy, kto się skarżył, był automatycznie przenoszony do pracy przy zawieszaniu indyków na strzemiączkach – najcięższego, zdaniem byłych pracowników, zajęcia w tym zakładzie.
– Zachorowałem, ale nie chciałam iść na zwolnienie, więc dogadałem się z szefową, że zostanę przez cztery dni w domu – opowiada pan Wojciech. – W tym czasie siostra pojechała gdzieś moim samochodem i pracownik doniósł pani Estkowskiej, że ja jeżdżę sobie po mieście, zamiast w łóżku leżeć. Zaraz do mnie zadzwoniła i kazała mi przyjechać do pracy. Brygadzista kazał mi iść na zawieszanie. Powiedziałem mu, że nie dam rady, to stwierdził, że ch... go to obchodzi. Nazywaliśmy go „psem ubojnianym”. Kiedy poskarżyłem się, że jestem strasznie słaby i czuję ból w klatce piersiowej, to kazał mi iść na dwór nałapać powietrza i zaraz wracać.
Dariusz Pajor, kolega pana Wojciecha, ma słabszy organizm i częściej chorował. Z przemęczenia drętwiały mu nocą nogi.
– Szefowa powiedziała, że nie będzie więcej znosić moich chorób i po 7 miesiącach zostałem zwolniony – opowiada.
Przez ten czas zdążył jednak wiele wycierpieć.
– Pracowało się na godziny, a tempo było wymuszone jak w akordzie – stwierdza. – Jeżeli ktoś zaczął wolniej pracować, to szefowa zaraz podchodziła i mówiła: „Bo jak ci zaraz przypierdolę z męskiej ręki” albo „Czy przyspieszyć ci te skurwiałe ruchy?”. Nikt nie miał prawa być zmęczony. A przerwy były czasami, ale dopiero po 11 godzinach. Kobiety traktowała tak samo. Też je wyzywała i poganiała.
Kiedy pan Dariusz nie przyszedł jednego dnia do pracy, spotkała go kara: – Byłem po prostu wykończony, słaniałem się na nogach i pewnego dnia już nie dałem rady przyjść do pracy. Później za karę musiałem ładować, razem ze zważeniem, 10-tonową chłodnię. W pięciu mieliśmy na to godzinę czasu.
Panu Dariuszowi zdarzało się spać w szatni.
– Niektórzy nocowali tam po trzy tygodnie z rzędu, bo nie opłacało im się wracać na godzinę do domu – stwierdza.
– Nie liczyła „setek” ani nawet „pięćdziesiątek” za nadgodziny – wtrąca pan Staniec. – Gdy ktoś był chory i nie przyszedł do pracy, to obcinała mu wypłatę. Jak nie poszedłem te cztery dni, bo byłem chory, to zamiast 2,6 tysiąca, dostałem o tysiąc mniej. Za cztery dni mi tyle potrąciła.
MA SWOICH LUDZI
Barbara Estkowska, zdaniem tych panów, wiedziała o każdym niepochlebnym słowie wypowiedzianym w gronie pracowników pod jej adresem, a nawet o treści zwyczajnych rozmów pracowników przy pracy.
– Miała swoich donosicieli. Można powiedzieć, że co drugi z pracowników do niej biegał i skarżył. Strach było się odezwać – przyznają Wojciech Staniec i Dariusz Pajor.
– Dlaczego ludzie tam pracujący boją się mówić głośno o warunkach panujących w zakładzie? – pytamy.
– Kiedyś pani Estkowska powiedziała do jednego mojego kolegi, który chciał się zwolnić, bo już nie wytrzymywał, że w promieniu dwustu kilometrów nie znajdzie sobie innej pracy, bo ona już mu „załatwi” – opowiada Wojciech Staniec. – Ciężko o pracę na tym terenie. Kiedy ktoś ma rodzinę, to woli nie ryzykować i dlatego siedzi cicho. My mamy na utrzymaniu żony i dzieci, ale udało nam się znaleźć zatrudnianie gdzie indziej.
Byli pracownicy pamiętają, że w zakładzie miały miejsce kontrole z inspekcji pracy: – Wysyłała wtedy swoich pupilów, którzy mówili, że wszystko jest pięknie i wspaniale – dodają.
Pracownicy dziwią się, że firma Barbary Estkowskiej posiada certyfikaty jakości: – Pod stołem do krojenia walały się niepotrzebne kawałki indyka – opowiadają. – Indyki były „schładzane” dopiero wtedy, gdy miała jakaś kontrola przyjechać, a tak cięto je „na gorąco”.
Mieszkańcy Starego Dzierzgonia słyszeli już, że Barbara Estkowska za artykuł pt. „Obóz pracy” pozwała redakcję „Kuriera” do sądu – w trybie cywilnym, a także autorkę – w trybie karnym.
– Pewnie znowu podstawi swoich ludzi, którzy przypicują, jak tam jest „pięknie” – przypuszczają. – Ale bardzo dobrze, że ruszyliście tę sprawę. Teraz na pewno więcej byłych pracowników odważy się mówić głośno prawdę o tej firmie i jej właścicielce.
MAGDA MAJEWSKA
Pytania pisemne
do Barbary Estkowskiej:
01). Czy to prawda, że pracownicy w Pani firmie pracują średnio po 16 godzin na dobę, a czasami nawet po 22 godziny?
02). Czy to prawda, iż kiedy zwalniają tempo pracy, karze Pani pracowników – na przykład – poprzez przenoszenie na najcięższe i uciążliwe stanowiska?
03). Czy to prawda, że premiuje Pani donosicielstwo w swojej firmie? W jaki sposób wynagradza Pani informatorów?
04). Czy prawdą jest, że używa Pani wulgarnych słów w stosunku do swoich pracowników – osobiście bądź za pośrednictwem swojego brygadzisty?
05). Czy to prawda, że w Pani zakładzie w okresach świątecznych pracownicy zmuszani są (formalnie i nieformalnie – np. poprzez presję psychologiczną) do pracy bez dnia wolnego?
06). Czy to prawda, że stawka za nadgodziny jest w Pani firmie taka sama, jak za pierwsze 8 godzin pracy?
07). W jaki sposób reaguje Pani na takie sytuacje, gdy np. pracownicy skarżą się na zmęczenie i osłabienie?
08). Czy to prawda, że powiedziała Pani jednemu z pracowników, że dzięki Pani wstawiennictwu on nie znajdzie pracy w promieniu dwustu kilometrów od Prabut?
09). Czy to prawda, że w Pani zakładzie indyki cięte są „na gorąco”, podczas gdy obiektywne wskazania technologiczne (patrz: doświadczenie zawodowe) wyraźnie wskazują na dokonywanie czynności cięcia „po schłodzeniu” mięsa?
10). Co w ostatnim czasie stwierdziła Inspekcja Pracy oraz sanepid po kontrolach w Pani firmie?
/ – / red. nacz. Jarosław Synowiec
Odpowiedzi pisemne
od Barbary Estkowskiej:
01). W mojej firmie wprowadzony jest równoważny czas pracy poprzez przedłużenie dobowego wymiaru do 12 godzin pracy.
02). Praca w ubojni polega na obsługiwaniu taśmy ubojowej i taśmy rozbiorowej, pracownicy pracują w równym tempie dostosowanym do ruchu taśmy ubojowej i rozbiorowej, każdy pracownik przeszkolony jest do zajmowanego stanowiska przy taśmie i przenoszenie ich na inne stanowisko jest niemożliwe.
03). Ponieważ cała moja załoga jest zgrana i rzetelna, jakiekolwiek donosicielstwo w moim zakładzie nie ma miejsca.
04). Nie używam wulgarnych słów w stosunku do pracowników ani osobiście, ani poprzez brygadzistę.
05). W okresie poprzedzającym święta praca w moim zakładzie pracy odbywa się tak jak w każdy dzień roboczy, natomiast bezpośrednio poprzedzający święta oraz dni świąteczne są dniami wolnymi od pracy.
06). W mojej firmie stawka za nadgodziny płacona jest według regulaminu wynagradzania w wymiarze 150% stawki osobistego zaszeregowania.
07). Jeśli pracownik czuje się źle lub jest chory, korzysta ze zwolnień lekarskich.
08). Nie było sytuacji, w której utrudniałabym któremukolwiek z byłych pracowników podjęcie pracy w innym zakładzie.
09). Rozbiór indyków w zakładzie odbywa się zgodnie z obowiązującymi przepisami Unii Europejskiej i rozporządzeniami krajowymi oraz według opracowanych procedur technologicznych rozbioru pod nadzorem urzędowego lekarza weterynarii.
10). Państwowa Inspekcja Pracy oraz sanepid w wyniku przeprowadzonych kontroli nie stwierdziły istotnych uchybień w prowadzonym przeze mnie zakładzie.
/ – / Barbara Estkowska
Wojciech Staniec (po lewej) i Dariusz Pajor pracowali
w ubojni Barbary Estkowskiej prawie dwa lata temu.
Już nie boją się mówić o warunkach tam panujących
– o wyzysku i poniżaniu ludzi.