... czyli anatomia wyprodukowania
przez tygodnik „Polityka”
afery niby rywinopodobnej
na zamówienie biznesmena
obrażonego na gazetę lokalną
Nie ma nic gorszego ponad nerwowe tupanie nóżkami poirytowanego biznesmena mięsnego ze wsi Ząbrowo, któremu zdawało się, że dzięki pieniądzom zarobionym na mięsie (czasami nawet brudnym) można zrobić dosłownie wszystko – nawet wymusić na lokalnej gazecie zatuszowanie skandalu w swoim firmowym sklepie wędliniarskim.
Pracownicy marketingu w „Nowym Kurierze Iławskim” zgodnie przyznają, że Zbigniew Pęksiński, podający się za współwłaściciela masarni BEST z Ząbrowa i sieci sklepów wędliniarskich m.in. w Iławie, od samego początku współpracy reklamowej z tygodnikiem, czyli od roku 2000, dał się poznać jako tzw. trudny klient. Nigdy do końca nie potrafił sprecyzować o co mu właściwie chodzi i był wiecznie niezadowolony. Negocjacje z nim ciągnęły się tygodniami, a czasem nawet miesiącami.
Wznawiał jednak reklamę, więc najwidoczniej musiał być zadowolony z jej efektów. I wszystko jakoś by tam szło sobie spokojnie do przodu, gdyby nie...
PLASTER W MIĘSIE
Na początku lata tego roku w redakcji „Nowego Kuriera Iławskiego” pojawił się Andrzej Jędrzejewski z prośbą o interwencję. Młody mężczyzna zbulwersowanym tonem opowiedział dziennikarzom, iż spokojnie konsumując kiełbaskę przeżył szok – znalazł w niej... zakrwawiony plaster z gazą.
Okazało się, że matka mężczyzny robiła zakupy właśnie w sklepie mięsnym firmy BEST Zbigniewa Pęksińskiego i Barbary Estkowskiej, który mieści się przy ulicy Andersa, a dokładniej – w bloku tuż przy pogotowiu ratunkowym.
Interwencyjnym tematem zajęła się nasza dziennikarz Aneta Woźnowska. Zgodnie z zasadami dziennikarskiego rzemiosła musiała oczywiście dać możliwość obrony właścicielom sklepu, bez zbędnej zwłoki skontaktowała się więc z szefową firmy.
KŁAMSTWO NR 1
– Tygodnik „Polityka” i autor tekstu Krzysztof Myjkowski podał w tej sprawie wyssane z palca kłamstwa, bo przecież ja nigdy nie rozmawiałam z panem Zbigniewem Pęksińskim, ale z panią Barbarą Estkowską. Nie mogło więc być mowy o jakichś tam cytatach moich słów o Rywinie czy rzekomych żądaniach mojego szefa – dziennikarz Aneta Woźnowska dziś nie posiada się ze zdziwienia wobec wydumanych dialogów, które nigdy nie miały miejsca, tzn. jej w roli rzekomej sekretarki redaktora naczelnego Jarosława Synowca.
– Natomiast Barbara Estkowska rozmawiała ze mną chłodno. Chyba przeczuwała, że dzwonię w sprawie reklamacji mięsa. Kiedy poprosiłam ją, aby skomentowała zarzuty pokrzywdzonego klienta jej sklepu, nie wytrzymała i odparła wprost: „I to ma się ukazać w Kurierze?!”. Wtedy też podniosła głos: „Nie mamy o czym rozmawiać!!!”. Zagroziła mi, że jeśli ta sprawa trafi do druku, to ona natychmiast pozwie mnie i całą redakcję do sądu. Zakończyła słowami: „Żegnam panią!” i natychmiast odłożyła słuchawkę. Każdy, kto mnie zna, dobrze wie, że słowami zacytowanymi w „Polityce” ja nigdy się nie posługuję. To nie w moim stylu.
KŁAMSTWO NR 2
Kolejne kłamstwo w wykonaniu tygodnika „Polityka” to rzekoma rozmowa z Danutą Błażejewską z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Iławie.
– Absolutnie nie było żadnej rozmowy z jakimkolwiek dziennikarzem „Polityki”! – mówi zdenerwowana i wyraźnie poirytowana Danuta Błażejewska z sanepidu. – Co mają znaczyć te kłamstwa tam ponapisywane?! Z „Polityką” nawet słowa nie zamieniłam na temat Pęksińskiego i Estkowskiej z firmy BEST. W tej sprawie zadzwonił do mnie tylko ktoś chyba ze „Starego Kuriera” i nie przedstawił się z nazwiska, ale ja nie jestem upoważniona bez zgody szefa do rozmów z prasą, więc natychmiast odesłałam go do inspektoratu weterynarii. Nie rozumiem jak ktoś może powoływać się na moje nazwisko, jeśli nie było między nami żadnej rozmowy?! O co naprawdę tu chodzi?!
KŁAMSTWO NR 3
Lekarz weterynarii Waldemar Labiś spodziewał się, że go odszukamy, więc nie był wcale zaskoczony.
– Wiem w jakiej sprawie mnie szukacie, bo czytałem „Politykę”, akurat wróciłem z urlopu i w pracy dowiedziałem się o sprawie – mówi. – Ale nie wiem od czego mam zacząć i co wam powiedzieć, bo cytowane tam wypowiedzi nie są moimi słowami. Proszę mi wierzyć! Albo autor tego artykułu sobie ze mnie głupio zażartował, albo jest z niego jakiś kompletny łobuz i krętacz. Przecież ja tak nie mogę powiedzieć, że masarnia BEST to „wzorowa organizacja produkcji” i że „mogliby eksportować do Unii Europejskiej choćby od dziś”, bo to byłoby oczywiste nadużycie. To są jakieś wymysły autora artykułu włożone w moje usta. Jeśli taki poziom dziennikarstwa reprezentują największe tytuły prasowe w kraju, to ja już dziękuję takim gazetom.
KŁAMSTWO NR 4
Wyraźnie zaskoczony i zdegustowany całą tą sytuacją jest również Mariusz Dybich, współwłaściciel konkurencyjnej wobec BESTU masarni MATIS z Różnowa koło Susza – tak samo jak pozostali bohaterowie artykułu, cynicznie wykorzystany w cytatach tygodnika „Polityka”.
– Stanowczo protestuję przeciwko nieuczciwemu przedstawianiu zmyślonych faktów przez autora tego dziwnego artykułu – mówi Mariusz Dybich. – Nikt z „Polityki” absolutnie ze mną nie rozmawiał w tej sprawie, więc oni nie mogą powoływać się na coś, co nie miało miejsca!
KŁAMSTWO NR 5
Oburzenia z powodu samowolnego powoływania się na jej nazwisko nie kryje także wicestarosta Aleksandra Skubij, która natychmiast zareagowała na paszkwil w „Polityce”.
– Nikt ze mną absolutnie nie rozmawiał w tym temacie – mówi wicestarosta Aleksandra Skubij. – A jednak w tekście autor, nie wiem czemu i jakim prawem, powołuje się na moją osobę.
Cytat z tygodnika „Polityka”: „Pani starosta odmówiła przeznaczenia większych kwot na ogłoszenia samorządowe wyłącznie w „Nowym Kurierze Iławskim”. Odpowiedzią redakcji były artykuły naruszające jej dobra osobiste i powagę urzędu. Poszła z tym do sądu i wygrała (...). Wykonanie wyroku zawieszono”.
– To jest jakiś kompletny absurd – dziwi się wicestarosta Aleksandra Skubij. – Owszem, stanęliśmy z redaktorem Synowcem naprzeciw siebie w sądzie, ale wcale nie z powodu wymyślonego tutaj przez dziennikarza „Polityki” rzekomo wymuszania ogłoszeń urzędowych, ale w zupełnie innej sprawie, która była merytorycznym starciem faktów i poglądów na temat organizowania profilaktycznych badań zdrowotnych na terenie naszego powiatu. I nie było w tej sprawie żadnego wyroku, jak podaje „Polityka”, a wokanda zakończyła się polubownie, więc podaliśmy sobie dłonie. Jeśli teraz ktoś próbuje ukręcić z tego bicz na swoje potrzeby, to ja mu serdecznie gratuluję lenistwa i niechlujstwa, bo nawet sprawdzić w sądzie się nie chciało. Po prostu brak mi słów na taką ignorancję i manipulację – kończy wicestarosta.
KŁAMSTWO NR 6
Naszym zdaniem Zbigniew Pęksiński świadomie nakłamał „Polityce”, że gdy zjawił się na policji (w celu złożenia doniesienia o rzekomym szantażu w redakcji „Nowego Kuriera”), to wtedy policjanci zgodnie niby mieli przekonywać go, żeby tego nie robił, bo nie ma szans, ponieważ Artur Fota „był kiedyś policjantem”.
– Kłamstwo! Ja przecież nigdy nie byłem policjantem – wyjaśnia Artur Fota. – W tej sprawie sprostowanie opublikowała już w piątek 26 września „Gazeta Olsztyńska”, choć jej zachowanie jest co najmniej zastanawiające. Oto na rozkładówce lokalnego dodatku zamieszczają bezkrytycznie przedrukowany artykuł z „Polityki”, a już w tym samym wydaniu, na stronie nr 2 wkładki „Pojezierze”, widnieje sprostowanie tego samego tematu pt. „To nie było tak”. Wszyscy, którzy mataczą w tej sprawie, mogliby się zdecydować przynajmniej na jedną, wspólną wersję tych kłamstw.
KŁAMSTWO NR 7
Współwłaściciel „Nowego Kuriera Iławskiego”, a jednocześnie dyrektor ds. marketingu i reklamy Artur Fota zna w Iławie niemal wszystkie firmy, ale – dodaje – nigdy nikt z tych firm nie wymuszał na nim, aby z tytułu współpracy reklamowej próbował wstrzymać niekorzystne artykuły o reklamodawcach.
– Z czymś takim spotkałem się pierwszy raz, najpierw Barbara Estkowska z masarni BEST zastraszyła naszą dziennikarkę sądem, a następnie jej kierownik Zbigniew Pęksiński serią rozmów chciał przekonać mnie, abym definitywnie załatwił zaniechanie publikacji o problemach w jego sklepie mięsnym – opowiada Artur Fota. – Próbował na różne sposoby. Raz straszył, raz użalał się nad sobą. Bezczelnie wytykał, że „tak się w biznesie nie robi”, bo skoro on był i nadal chce być naszym klientem reklamowym, to redakcja „słusznie czy niesłusznie nie powinna go nawet tykać”. Do końca chyba nie mógł zrozumieć, że kontrowersyjny artykuł ze zdjęciem pokrzywdzonego klienta i tak się ukaże, nawet wbrew jego naciskom. No i fakt publikacji skandalu w sklepie Estkowskiej przelał czarę jego goryczy i złości.
Artykuł o plastrze w kiełbasie, jednak bez podania nazwy firmy, ukazał się w „Nowym Kurierze” w połowie lipca br.
– Pęksiński zapowiedział przerwanie kontraktu reklamowego, a następnie utkał swoją prowokację: złożył na nas doniesienie do prokuratury o rzekomym szantażu, po czym udał się między innymi do redakcji konkurencyjnego tzw. „Starego Kuriera”, gdzie najwidoczniej skontaktowano go z Wydawnictwem Pomorskim w Tczewie, no i Krzysztofem Myjkowskim, który ma znajomości również w „Polityce” – mówi dalej Fota. – Cała ta historyjka nie trzyma się logiki, bo przecież niekorzystny artykuł o firmie Pęksińskiego pomimo jego nacisków ukazał się, więc jakim cudem mogliśmy go dalej rzekomo szantażować?! Chciałbym wskazać panu Pęksińskiemu na jego wypowiedź dla „Polityki”, bo nieświadomie sam się przyznaje, że zabrudzenia mięsa miały miejsce w ich sklepach. A jednak! Ponadto zdradza się mediom, że rozważał z szefową BESTU Barbarą Estkowską wręczenie nam łapówki, a zamiar jest takim samym przestępstwem jak jego dokonanie.
KŁAMSTWO NR 8
„Polityka” twierdzi, że do redaktora naczelnego Jarosława Synowca zostały wysłane w tej sprawie pytania, których rzekomo miał „zażyczyć sobie na piśmie”.
– Ani autor, ani nikt z dziennikarzy „Polityki” nie kontaktował się ze mną, a w tekście umieszczono wierutną bzdurę, iż podobno nie chciałem ustosunkować się do oskarżeń Zbigniewa Pęksińskiego – mówi redaktor naczelny „Nowego Kuriera”. – Kontakt z „Polityką” byłby jak najbardziej w interesie naszej gazety, bo moglibyśmy udzielić obszernych wyjaśnień i zdemaskować zaplanowany paszkwil autora. Ale autor tekstu Krzysztof Myjkowski do mnie nie zadzwonił, bo mu ambicja na to nie pozwalała. Namotał i nawymyślał, żeby nas wszystkich oczernić. Zemścił się za to, że będąc szefem gazet lokalnych Wydawnictwa Pomorskiego z Tczewa przegrał z nami walkę na lokalnym rynku prasowym w Iławie, bo przecież to on kierował tzw. „Starym Kurierem”. Taki człowiek nie zasługuje na poważne traktowanie.
MOTYWACJA PRAWDĘ POWIE
Naszym zdaniem autor przedmiotowej publikacji w tygodniku „Polityka”, Krzysztof Myjkowski nie bez powodu stworzył serię fałszywie cytowanych, nie mających pokrycia w rzeczywistości rozmów ze znanymi osobami publicznymi.
Nawet nie liczył się z konsekwencjami takiego postępowania. Zapewne chodziło mu tylko o wywołanie wrażenia, że wreszcie w Iławie i okolicach wszyscy jednomyślnie sprzysięgli się przeciwko redakcji „Nowego Kuriera”, z którym jeszcze niedawno Krzysztof Myjkowski musiał bezskutecznie konkurować.
Najwidoczniej scenariusz został naciągnięty do – z góry założonej – tezy, której osią był jasny cel: wybielić z brudów emerytowanego pułkownika Zbigniewa Pęksińskiego i jego masarnię oraz sklep mięsny, a następnie przyoblec go w szaty pokrzywdzonego.
TAŚMA RZEKOMEJ PRAWDY
Jarosław Synowiec i Artur Fota występują w tej sprawie jako świadkowie, a nie jako podejrzani.
Zastępca prokuratora rejonowego w Iławie Jan Wierzbicki powiedział mediom: – Taśma z nagraniem jest bardzo złej jakości, więc przekażemy ją do zbadania przez biegłego z zakresu fonoskopii. Mam wątpliwości, albowiem jest na niej dużo niezrozumiałych wypowiedzi.
Zapytaliśmy prokuratora Wierzbickiego jak to możliwe, że autor publikacji w „Polityce” Krzysztof Myjkowski zarzeka się również na łamach „Gazety Olsztyńskiej”, iż ma kopię taśmy na której rzekomo „jak byk stoi powiedziane”?
– Niemożliwe! – stanowczo zaprzecza prokurator Wierzbicki. – Taśma z nagraniem jest zabezpieczonym dowodem w postępowaniu, a więc ani ten pan, ani żadne inne osoby trzecie nie mogą mieć tego nagrania.
Artur Fota przyznaje, że często rozmawiał z Pęksińskim o pieniądzach: – Znamy się z tym panem co najmniej od trzech lat. W tym czasie mógł mnie lub nas wielokrotnie nagrać podczas prowadzonych negocjacji w sprawie reklam lub tekstów sponsorowanych. Teraz ułożył to sobie w potrzebnym dla siebie kontekście rzekomego szantażowania go. Nie dość, że wcześniej to on chciał wymusić na nas wstrzymanie artykułu o brudzie w jego mięsie, to teraz jeszcze napisał na nas donos do prokuratury...
Wypowiedzi wszystkich osób zostały potwierdzone. Do tematu będziemy powracać.
Redakcja „Nowego Kuriera”
Konkurencja „inaczej”
Wśród wielu grzechów, jakie popełnia codziennie prasa, z pewnością najbardziej bulwersujące jest cyniczne szkalowanie konkurencji. O takim zjawisku można mówić śledząc publikacje prasowe dotyczące rzekomej próby szantażu, jakiej mieli się dopuścić wydawcy „Nowego Kuriera Iławskiego”.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że pochopne wyciąganie wniosków i oskarżeń przez autorów tego paszkwilu podyktowane jest zupełnie innym niż rzetelność dziennikarska interesem.
Wszystkim czytelnikom w Iławie zalecamy daleko posuniętą ostrożność w odbiorze informacji skonstruowanych przez takie konkurencyjne media jak „Polityka” czy „Gazeta Olsztyńska”.
Jednocześnie w pełni solidaryzujemy się z redakcją „Nowego Kuriera Iławskiego”, który – naszym zdaniem – jest jedną z najrzetelniejszych, niezależnych i bezkompromisowych gazet lokalnych w Polsce.
MAREK RACZYŃSKI
redaktor naczelny Gazety Lidzbarskiej
Paszkwil rodem z PRL-u
Z wielkim oburzeniem przyjęliśmy fakt bezpardonowego
ataku medialnego autorstwa Krzysztofa Myjkowskiego,
– podającego się za dziennikarza tygodnika
ogólnopolskiego „Polityka” – na lokalną redakcję
i wydawnictwo tygodnika „Nowy Kurier Iławski” w Iławie.
W rzeczywistości Krzysztof Myjkowski nie jest
dziennikarzem tego znanego pisma ogólnopolskiego.
Dobrze znamy Krzysztofa Myjkowskiego
z niedawnej wspólnej pracy w pionie gazet lokalnych
Wydawnictwa Pomorskiego z Tczewa, wydającego
ciągle jeszcze na terenie powiatu iławskiego
tzw. STARY kurier iławski.
Już choćby ten fakt ścisłych powiązań personalnych
z konkurencyjnym tytułem lokalnym na tym samym
rynku – wskazuje aż nadto dobitnie, że autor
Krzysztof Myjkowski nie mógł być obiektywny
w tworzeniu dziwnego artykułu opublikowanego
w tygodniku ogólnopolskim „Polityka”.
A wydawało się, że zwyczaje rodem z PRL-u
odeszły w historyczne zapomnienie...
MARCIN PSZCZÓŁKOWSKI
redaktor naczelny „Nowej Gazety Malborskiej”