ZYGMUNT WYSZYŃSKI i JAROSŁAW SYNOWIEC:
Pogawędka na rybach
Zygmunt Wyszyński:
Co takiegom uczynił lub powiedział, że udało mi się wreszcie redaktora naczelnego największej lokalnej gazety wyciągnąć na ryby?
Jarosław Synowiec:
Warto poplotkować z najsłynniejszym nad Małym i Dużym Jeziorakiem wędkarzem, przed którym truchleje nawet największy zwierz głębinowy... A tak na poważnie, to jesteś, szanowny Zygmuncie, następnym, po Tadeuszu Listkowskim, redakcyjnym dyskutantem, który zdradza namiętność bycia obserwatorem lokalnej sceny politycznej, gospodarczej i społecznej. Obserwatorem lubującym się w krytyce, ale na tyle obiektywnym i subiektywnym jednocześnie, na ile pozostającym z daleka od politycznych rozgrywek. Niezależność to spora zaliczka do bycia... no może nie od razu autorytetem, ale przynajmniej denerwującym sumieniem naszych lokalnych kombinatorów wszelkiej maści.
Wyszyński:
Ojej! Kadzidło, powidło i... ryby! Dobrze, nie wytrzymam, jeśli nie pochwalę jednego z twoich dziennikarzy. Radek Safianowski wykazuje się niewątpliwym talentem w relacjach z posiedzeń radnych. Jego sprawozdania są nie tylko wiarygodne i dokładne, ale wręcz można w nich wyczuć nawet nastrój, jaki panował na sali.
Synowiec:
Zgadzam się z tobą – tym bardziej, że bywam na sesjach i mogę to potwierdzić. Tym, którzy przegapili wielkanocne wydanie NKI, polecam: koniecznie przeczytajcie teksty pt. „O burmistrzu, co nie chciał Niemca” oraz „Młody burzyciel starych układów”. Panie pracujące w biurze iławskiej rady śmieją się rozbrajająco, że zamiast pisania protokołów mogłyby wykorzystać teksty Radka.
Wyszyński:
Staram się – choć już na siłę – zrozumieć tę rzekomą „troskę” radnych rządzącego Iławą klubu SLD o miasto Iławę i jej mieszkańców. Ale wszystko ma swoje granice. Wytrzymałość moich nerwów – też. Takich cyrków jeszcze w Iławie nie widziałem
Synowiec:
Pamiętasz słowa radnego Marcina Woźniaka na sesji przed Świętami Wielkanocy? „Jeżeli ratusz ma być wizytówką Iławy, bo mają się pojawić inwestorzy, no to na Boga, trzeba rozliczyć kogoś, kto nie upilnował swojej pracy”. Wydaje mi się, że ten najmłodszy radny kompletnie nie pasuje do tego towarzystwa wzajemnej adoracji. Towarzystwa otrzaskanych graczy i zatwardziałych kombinatorów. Wróżę mu długą drogę do szkoły cwaniactwa. Chłopak jest niewygodny, bo za idiotyzmy czepia się nawet swoich, a to już jest niedopuszczalne w tym światku. Dopóki robił za zająca, wszystko było okay. Ale gdy kilka razy wyskoczył z niewyparzoną gębą, starzy betoniarze błyskawicznie poczęstowali go rozgrzanym żelazem w pośladek.
Wyszyński:
Powoli, powoli szanowny redaktorze! Mają się pojawić inwestorzy? Mają? Czyżby?! Którzy inwestorzy? A co, już awizowali swój przyjazd? Kiedy? Może trzeba zbudować bramę powitalną? No, może coś zostanie wreszcie wybudowane. Na razie, co prawda, tylko brama powitalna (sznurek od snopowiązałki, zdechłe kwiaty z działki), ale dobre i to na początek... Mam wrażenie, że spadająca dachówka – rzekomo z wieży ratusza – trafiła kogoś prosto w głowę. Ciekawe: tylko jednego radnego, czy od razu cały klub SLD? Jak to możliwe: jedna dachówka w locie opadającym załatwiła tylu chłopa? Nie do wiary...
Synowiec:
Poprzedni burmistrz Adam Żyliński, choć już dawno nieobecny na sali, to jednak jego duch ciągle jeszcze siedzi w murach ratusza i straszy nową władzę. Zresztą nie ma się czemu dziwić. Prawie 12 lat czerwoni chłopcy trenowali zapamiętale karate i odświeżali stare, wypróbowane w PRL-u ciosy. Prawie 12 lat po piwnicach trenowali w rosnącej złości. Prawie 12 lat brodacz śnił im się po nocach. I wreszcie, kiedy wykonali zwycięski desant wyborczy (w stylu Jankesów na Bagdad), ze zdumieniem przekonują się, że wcale nie są lepsi. Ba, upojeni rozmiarem zwycięstwa nawet nie chcą słyszeć o tym, że urodzili potworka z trzema głowami: bałaganem, ignorancją i samowolą. Ich zdumienie coraz bardziej przeradza się w rosnącą frustrację. Powracają nocne, przerażające koszmary. Nawet ratuszowe dachówki przybierają rysy słynnego człowieka z brodą...
Wyszyński:
Teraz całkowicie rozumiem, dlaczego sycylijscy mafioso są tak bardzo przesądni. W ich „fachu” tradycja rygorystycznie nakazuje, aby kat osobiście wykopał dół dla ofiary i po chrześcijańsku ją pogrzebał, bo inaczej duch truposza będzie prześladował oprawcę.
Synowiec:
Moim zdaniem SLD zdołało tylko wykopać polityczny grób dla Żylińskiego, ale absolutnie nie jest w stanie go w nim zakopać. Definitywne zakopanie Żylińskiego mogłoby się dokonać tylko pod jednym warunkiem: ekipa trzymająca szpadle musiałaby wpierw zaproponować mieszkańcom Iławy coś od siebie. Coś nowego, ożywczego, lepszego po prostu. A na to się przecież nie zanosi, bo każdy gołym okiem widzi, co się teraz dzieje w Iławie. Podczas ostatnich wyborów ludzie zapragnęli zmian, a w istocie zostali po prostu oszukani.
Wyszyński:
Na sesji radny Maciej Rygielski zaproponował wezwanie egzorcysty, ale tu chyba nawet szaman nie pomoże. Ja proponuję powołanie trybunału rewolucyjnego, bo od jego orzeczeń nie można się odwołać. I postawić przed nim Żylińskiego. Proponuję też wyrok: rozstrzelanie. Ale niech przedtem weźmie wysoką drabinę i poprawi dachówki oraz usunie wilgoć z piwnicy ratusza. A co on sobie myśli? Przedtem, za miłość do UPR, prześladował młodego Woźniaka jeszcze w szkole średniej, a teraz straszy rządzących radnych latającymi dachówkami... Ojej, ale cyrk!
Synowiec:
Inny radny SLD, Stanisław Żygadło (drugi przewodniczący zaraz po Edwardzie Bojko z „Iławian Inaczej”), cierpi już nie tylko na amnezję, ale na jakąś skostniałą odmianę snu gryzonia w wersji homo sapiens. Większego cynika nie widziałem w Iławie. Osobiście w poprzedniej kadencji kontrolował wydatki na budowę hali, a teraz chce znów to kontrolować? Nie ma już lepszych tematów zastępczych? W poprzedniej kadencji krytykował dosłownie wszystko, sam nie wnosząc nic konstruktywnego oprócz notorycznej negacji. To samo jest i teraz. Tylko do kogo on ma pretensje? Niech pogada sam ze sobą. Należy teraz do ścisłego kierownictwa, prawie codziennie biega po ratuszu, bierze za niby „społeczną” pracę twardy szmal, niech więc pokaże i udowodni wreszcie jakim jest doskonałym menadżerem. Dużo gadać, nic nie robić, chodzić po ścianach, za nic nie odpowiadać i brać kasę – oto cała filozofia panów możnowładców spod znaku SLD, rzekomo pochylających się nad losem najbiedniejszych i pokrzywdzonych. Widocznie wzorują się na swoich kolegach z Warszawy.
Wyszyński:
Może do ich mózgownic dotrą studzące głosy radnych Andrzeja Kozielskiego i Macieja Rygielskiego mówiące, że aby krytykować innych, należy się samemu najpierw wykazać. Tymczasem szanowne – no, może niezupełnie – nowe władze iławskie nie postawiły jeszcze nawet zasranego kibla z dechy sosnowej. A przydałyby się, jak pisał poprzednio Tadzio Listek. Ale chlubić się panoramą Iławy i robić sobie na jej tle zdjęcia, to i owszem. Że też im nie wstyd! Byłoby to wszystko piękne złoto, ale gdyby tak jeszcze ludzie zechcieli w mieście zapomnieć, że dokonał tego Żyliński, to wtedy nowi rządzący okrzyknęliby to wszystko ósmym cudem świata!
Synowiec:
Po iławskim SLD niczego dobrego się nie spodziewałem, bo od wielu lat jest to „Towarzystwo Godzinnych i Bezsensownych Rozmów”. Natomiast wielkim zaskoczeniem i jednocześnie rozczarowaniem jest postawa „Iławian Razem” (z perspektywy upływającego czasu nazwa już sama w sobie jest nadużyciem). Na pozycji przewodniczącego Rady Miejskiej w Iławie in minus zaskakuje lider tej grupy Edward Bojko, natomiast zastępca burmistrza Benedykt Dutka to już zupełny dramat. Znamienne, że od pół roku nikt z rządzącej ekipy nie raczył publicznie – na łamach „Nowego Kuriera Iławskiego” – odpowiedzieć na krytykę. Tak się traktuje wyborców. Raz tylko z polemicznym, bardzo dobrym zresztą, tekstem wystąpił Włodzimierz Ptasznik (szef Wydziału Integracji Europejskiej), ale chyba szybko dostał po łapach od szefów.
Wyszyński:
Przed wojną dwóch radnych ufundowało witraże w sali posiedzeń ratusza. Dzisiejszemu radnemu nie podoba się zakup obrazu do gabinetu przewodniczącego Rady Miejskiej. Ot mentalność. Dziwi mnie tylko, że przewodniczący Edward Bojko potrafi okiełznać półtora tysiąca rozbrykanej młodzieży w budowlance, a nie potrafi przywołać do porządku dwóch lub czterech radnych. Przecież oni ośmieszają nie tylko siebie, ośmieszają całą radę. Przypomina mi to jednego z radnych SLD w poprzedniej kadencji rady, który uczestniczył na statku w przyjęciu dla muzyków festiwalu „Złota Tarka”. Sam żarł i pił, ale konfidencka mentalność nakazywała mu jednocześnie notować: kto, co i ile zjadł lub wypił. A później przyleciał z tym na sesję i pluł Żylińskiemu w twarz! Więc można by się dziś zapytać: czy tacy ludzie reprezentują swoich wyborców, czy prezentują raczej własne frustracje? To mają być te poruszane na sesji tematy najbardziej istotne dla miasta i mieszkańców? Za to biorą ciężkie pieniądze? Mam nadzieję, że społeczeństwo odpowiednio rozliczy ich jeszcze przed upływem kadencji.
Synowiec:
Czy wiesz może o co chodzi teraz w iławskiej ziemniaczance? Znowu są tam jakieś ważne problemy do rozwiązania.
Wyszyński:
Największym obszarowo zakładem przemysłowym w Iławie jest zakład ziemniaczany. W okresie transformacji skazany jakby na likwidację, ale – o dziwo! – przetrwał. Co więcej: pojawili się w nim autentyczni rolnicy. Ludzie, którzy chcą ten zakład postawić na nogi. Niebagatelna sprawa, przecież zatrudnia w okresie kampanii 230 ludzi. Trzon załogi stanowią wieloletni pracownicy, fachowcy. Ludzie ci, za zezwoleniem właściciela zakładu (ministra skarbu) już wzięli się do roboty. Zmieniają całkowicie technologię produkcji, co zlikwiduje nieprzyjemny zapach, który zna cala Iława. Co więcej – to białko, które dotychczas szło do ścieków i nieprzyjemnie pachniało, chcą zbierać i przerabiać na paszę. Aby to zrobić, konieczna jest modernizacja całej linii technologicznej. Jest konieczna budowa nowej kotłowni. Sprawą najistotniejszą jest jednak oczyszczanie ścieków przemysłowych. Ścieki nie będą zawierały żadnej chemii. I tu cały szkopuł. Budować własną oczyszczalnię, czy korzystać z istniejącej oczyszczalni miejskiej. Wstępne porozumienie w tej sprawie było podpisane z poprzednim burmistrzem. Tą samą otrzymał i aktualnie rządzący burmistrz. I co? Ano nic, jak zwykle. Oni nie chcą nic za darmo. Chcą miastu oddać część terenów w ramach rozliczeń podatkowych. Choćby jutro, ponieważ są im potrzebne pieniądze. Ale urzędnikom z ratusza na razie się nie spieszy. Tamtych gonią terminy przed kolejną kampanią ziemniaczaną. Już rozpoczęli przebudowę kotłowni, która musi być gotowa na 10 sierpnia. W maju oczyszczą cuchnące, a nie czyszczone od trzech lat odstojniki przy zakładzie. W 2005 roku kończy im się pozwolenie wodno-prawne na odprowadzanie ścieków do lasu. Do tego czasu muszą rozwiązać tę sprawę. Dogadać się z miastem lub budować własną. Uchwała iławskiej Rady Miejskiej z kwietnia ubiegłego roku określa, że miasto jest zainteresowane terenem dawnej zrzutni ścieków nad jeziorem Dół. Tajemnicą jest fakt, że terenem tym są zainteresowani liczni nabywcy, zwłaszcza w kontekście projektowanej obwodnicy. Ale przeciąganie załatwienia tej sprawy może się w ratuszu odbić czkawką. Zarząd ziemniaczanki w poszukiwaniu pieniędzy na modernizację może, wobec indolencji nowych władz miasta, jako właściciel ogłosić przetarg i sprzedać przygodnym nabywcom. A interes miasta Iławy pójdzie w krzaki. Piłka jest po stronie burmistrza Jarosława Maśkiewicza i jego super doradcy Benedykta Dutki, plus asy polityczne: Edward Bojko, Stanisław Żygadło i Henryk Dzierzęcki. Tylko, że ta piłka leży już tam dosyć długo i nie wiadomo o co im chodzi... A jak nie wiadomo o co chodzi, to pewnie chodzi o...
Synowiec:
Panowie władza mają inne, ważniejsze problemy: jak tu dokopać duchowi Żylińskiego oraz czy przewodniczący Rady Miejskiej Edward Bojko ma mieć obraz w swoim gabinecie czy gołą ścianę. Oto są najważniejsze dylematy. A może kolejna dachówka na głowę przywróci im zdolność logicznego myślenia i poczucie normalnej gradacji problemów.