W małym mieście Kisielice niemal wszystkie instytucje są pojedyncze. Jest jedna poczta, jedna szkoła podstawowa, jeden ośrodek zdrowia, jeden kościół. Jest też jeden... taksówkarz.
Ryszard Kozłowski postawił wszystko na jedną kartę. Postanowił zostać taksówkarzem: – Jak ktoś nie ryzykuje, to nic nie ma – mówi. – Wcześniej nie miałem z tym nic wspólnego, z zawodu jestem technikiem weterynarii.
Aby zaistnieć na rynku, w dzisiejszych czasach trzeba znaleźć lukę. Czyli wejść tam, gdzie nie ma nikogo. Otóż zawód „taksówkarz” był w Kisielicach taką luką. Starzy taksówkarze dawno odeszli ze stoiska.
– W dobrych czasach było ich dziesięciu, potem długo nie było nikogo. Pomyślałem, że może chociaż jedna taksówka się utrzyma. Trzeba coś w życiu robić – wyjaśnia Kozłowski.
Zamiar jest poważny, bo i kasa fiskalna, i taksometr, i legalna rejestracja. – Na razie jednak nie ma rewelacji. Bierze się stawki o wiele mniejsze, udziela się rabatów, na umowę się jeździ – wylicza kierowca.
Właśnie rozpoczął się rok szkolny, przez to ogólnie zwiększył się ruch w mieście. Być może wzrośnie też liczba klientów. Pojedyncza taksówka czeka na zlecenia kursów.
MARTA GORSHKOV
Ryszard Kozłowski,
jedyny taksówkarz w Kisielicach.