Irena Renata Anders była drugą żoną gen. Władysława Andersa, który dowodził m.in. w sławetnej bitwie pod Monte Casino. Generałowa mieszka w Londynie, i tam właśnie poznała ją 53-letnia iławianka.
Panią Ewę Welzant, odkąd tylko pamięta, bez reszty pochłaniało szycie. Jest samoukiem, a zdolności odziedziczyła po swojej babci, znanej powojennej krawcowej. Gdy w połowie lat 80-tych urodziła dzieci, półki w sklepach odzieżowych świeciły pustkami, więc chcąc, nie chcąc, zaczęła przerabiać i szyć ubranka dla swoich pociech.
– To były szare czasy, ale miałam w głowie mnóstwo pomysłów na kolorowe ubrania – opowiada pani Ewa. – Szyłam coś z niczego, przerabiałam, prułam i znów zszywałam. Na początku tylko dzieciom, później również znajomym i ich znajomym. Nieskromnie powiem, że wszystkim się zawsze podobało. Gdy dostałam parę złotych za uszycie, kupowałam nowy materiał i tak w kółko.
GARNITUR JUŻ NIE TABU
Gdy dzieci trochę podrosły, zaczęła szyć zawodowo – najpierw chałupniczo, a potem w jednym z iławskich zakładów krawieckich, w którym pracowała 8 lat. Uszycie męskiego garnituru przestało być dla niej tabu.
Z czasem pani Ewie zaczęło szwankować zdrowie. Lekarze stwierdzili astmę oskrzelowo-sercową. Musiała iść na kilkumiesięczne zwolnienie lekarskie. Gdy tylko zakończyła leczenie, wróciła do pracy jako krawcowa, ale już do innego zakładu.
– Pracowałam w nim dwa lata, po czym musiałam zrezygnować – stwierdza pani Ewa. – Główny powód to niskie zarobki i praca w kratkę. Cóż miałam robić? Zaryzykowałam i wyjechałam za granicę. Wybrałam Londyn, w którym mieszka mój syn z rodziną. Bałam się, nie znałam tego kraju i nie wiedziałam, czy znajdę zatrudnienie. Moje obawy, jeżeli chodzi o pracę, okazały się nieuzasadnione. Po tygodniu „zaczepiłam” się do zakładu, w którym robiłam tak zwane „przeróbki”. Później pracowałam dla projektantów mody przy wykańczaniu sukien na pokazy, m.in. na londyński Fashion 2006. Ta praca dawała mi niesamowitą satysfakcję. Było to jednak zajęcie tylko sezonowe.
Gdy któregoś dnia w gazecie dla Polonii przeczytała ogłoszenie o naborze krawcowych do zakładu szyjącego dla firmy Burberry, nie zastanawiała się ani chwili. Przeszła pozytywnie rozmowę kwalifikacyjną i dostała wymarzony kontrakt. Szyła płaszcze, które z cena 1500 funtów trafiały do najlepszych sklepów w Londynie. Niestety i tym razem radość pani Ewy nie trwała długo. Firma w związku ze światowym kryzysem zaczęła zamykać mniejsze filie, między innymi tę, w której pracowała nasza krawcowa. Iławianka znów zaczęła przeglądać ogłoszenia.
ZNAJOMOŚĆ PRZEZ GARDEROBĘ
By się utrzymać, pani Ewa pracowała dorywczo przy reklamach dla Gillette i Max Factor. Ostatecznie trafiła do zakładu prowadzonego przez Polkę, która od 30 lat przebywała w Anglii. Zaczęła szyć kolekcje dla projektantów mody, z którymi od lat współpracowała jej szefowa.
Była zadowolona z tej pracy i chwalona przez zwierzchniczkę. Któregoś dnia zapytała ona panią Ewę, czy nie zechciałaby uszyć garderoby dla jej długoletniej przyjaciółki. Krawcowa na tę propozycję chętnie przystała. Kiedy później dowiedziała się, że ma szyć dla… wdowy po generale Andersie, chwilowo zwątpiła w swoje siły. Jadąc do niej na pierwsze spotkanie, bardzo się denerwowała. W najśmielszych oczekiwaniach nie przypuszczała, że jej klientką będzie sama generałowa!
– Pani Irena mieszka w bogatej, willowej dzielnicy Londynu – kontynuuje opowieść pani Ewa. – Przywitała się ze mną jak ze starą znajomą. Dobiega 90-tki, ale świetnie się trzyma. W obowiązkach domowych pomaga jej adiutant nieżyjącego od 30 lat męża oraz pani Agnieszka z Płocka. Generałowa jest osobą bardzo ciepłą, otwartą i skromną. Pomimo sędziwego wieku jest aktywna. Spotyka się z ambasadorami, politykami. W ostatnim czasie bardzo schudła, więc musiałam przeprowadzić renowację jej ubrań i uszyć nowe. W płaszczyku, który dla niej uszyłam, pojechała później na obchody rocznicowe na Monte Casino. Wyglądała w nim pięknie! Przy każdej wizycie u niej długo rozmawiałyśmy, chciała dowiedzieć się o mnie jak najwięcej. Sama przy okazji dużo opowiadała o swoim życiu, występach scenicznych. Wspominając męża, miała łzy w oczach. Mówiła o nim z dumą i podziwem. W domu urządziła osobny pokój z pamiątkami po generale. Mnie podarowała uwieńczoną swoim autografem książkę, w której jej mąż zawarł swoje wojenne wspomnienia.
Od miesiąca krawcowa jest już w domu. Wróciła do kraju, do rodziny. Przywiozła ze sobą mnóstwo doświadczeń zawodowych oraz wspomnień, wśród których te bezcenne, dotyczące generałowej Ireny Anders.
AGNIESZKA ŻUBER
Irena Anders, mimo swych prawie 90 lat, trzyma się świetnie. Tu podpisuje książkę napisaną przez swojego męża ze specjalną dedykacją dla pani Ewy
Pani Ewa żegna się z generałową,
prawdopodobnie już na zawsze
Pani Ewa w domowym zaciszu często wraca do wspomnień