Policjanci z Susza (powiat Iława), którzy zgwałcili prostytutkę na parkingu koło Samborowa, zostali skazani na dwa lata więzienia. – Wina oskarżonych nie budzi wątpliwości – powiedział sędzia na zakończenie ogłoszenia wyroku.
Szczególną uwagę sędzia Tomasz Piechowiak zwrócił na zeznania poszkodowanej Katarzyny K. Do tego doszło tzw. okazanie, w którym zgwałcona kobieta rozpoznała swych oprawców. Mężczyzn rozpoznał także znajomy kobiety, który tego dnia był razem z nią na parkingu.
ZMUSZALI DO NIERZĄDU
Przypomnijmy. Jesienią 2002 roku Andrzej B. i Jacek K. – suscy policjanci – przyjechali cywilnym autem na parking leśny w Samborowie. Mieli kierowcę, także policjanta.
Jacek K. zaczepił stojącą na parkingu kobietę, która świadczyła w tym miejscu usługi seksualne. Dobrze wiedział, kim jest kobieta i czego można od niej żądać. Zmusił kobietę do stosunku oralnego. Po pewnym czasie policjant chwycił kobietę za rękę, wykręcił ją, a następnie docisnął „damę” do drzewa. Tu, w sposób szczególnie haniebny, bestialsko zgwałcił kobietę. Po „akcji” oprawca wyrwał kobiecie pieniądze, które miała przy sobie. Za, jego zdaniem, złą usługę płacić nie miał zamiaru.
Potem przyszła kolej na drugiego z funkcjonariuszy. On też zaprowadził kobietę do lasu, gdzie też doszło do stosunku oralnego i płciowego. Również B. nie wahał się wyrwać jej 30 złotych z ręki.
Policjanci w pewnym momencie jakby zrozumieli swe postępowanie. K. przeprosił nawet kobietę, ale zaraz później znów zmusił ją do kolejnego stosunku i znów zabrał jej 30 złotych. B. w tym czasie szarpał się z „opiekunem” Katarzyny K. Wyrwał mu telefon komórkowy i rzucił na maskę samochodu.
Sprawcy w sumie ukradli kobiecie 90 złotych. Odjeżdżając z parkingu policjanci kazali kobiecie i mężczyźnie zapomnieć o wszystkim, co się stało. B. zwracał się wówczas do K. „panie komisarzu”.
Kobieta i jej „opiekun” odjechali do Ostródy i tam natychmiast zgłosili się na policję. Nie wiedzieli, że ci dwaj mężczyźni, którzy ich napadli, są funkcjonariuszami policji z okolic Iławy. W sądzie Katarzyna K. zeznała, że myślała, iż są to jacyś ludzie od zbierania haraczu.
Mężczyzna, pan L., zeznał, że wydawało mu się, iż są to przebierańcy, bo machali mu przed nosem jakąś blachą. Jak się wyjaśniło w dalszych zeznaniach, „blachą” – policyjną odznaką – chwalił się B.
ZASTRASZALI ŚWIADKÓW
Policjanci namawiali do wycofania zeznań. B. pojechał nawet do domu Katarzyny K., by przekupić ją do zmiany zeznań, wręczając 300 złotych. Na rozprawie tłumaczył to tym, że chciał pomóc kobiecie, bo miała ciężką sytuację finansową i chore dziecko.
To tłumaczenie oskarżonego sąd uznał za wierutne kłamstwo. Policjant często jeszcze odwiedzał Katarzynę K. i nakłaniał ja do zmiany zeznań.
PO DWA LATA NA ŁEBKA
– Sąd uznaje winnych popełnienia czynu karalnego i wymierza kary łączne – mówił przewodniczący składu sędziowskiego w dniu ogłoszenia wyroku. – Skazuje się Andrzeja B. na karę 2 lat i 3 miesięcy pozbawienia wolności. Jacka K. na 2 lata więzienia. Zdaniem sądu kara ta jest adekwatna do stopnia winy. Obaj są policjantami i to od nich wymaga się, by stali na straży naszego bezpieczeństwa. Od nich też wymaga się trochę więcej niż od zwykłych obywateli. Za swoje postępowanie nie mogą mieć żalu do całego świata. Zachowali się karygodnie.
Dwaj Armeńczycy, wynajęci przez B. do tzw. czarnej roboty, którzy mieli za zadanie zastraszać świadków, otrzymali po roku więzienia. Sąd na poczet kary zaliczył wszystkim skazanym wcześniejsze areszty.
Trzeci policjant z Susza, będący bezwolnym uczestnikiem zdarzeń (spał w samochodzie), nie żyje – zmarł w lutym tego roku. Rodzina twierdzi, że był całkowicie niewinny, bo „bladego pojęcia nie miał o tym, co się wówczas działo na parkingu”. Nie wytrzymał. Wykończyły go wstyd i zgryzota.
JOANNA MAJEWSKA
Od redakcji NKI: Chociaż po wyroku sądu pierwszej instancji dane personalne skazanych nie podlegają ochronie, to ze względu na dobro rodziny (a zwłaszcza dzieci) nie opublikowaliśmy pełnych nazwisk byłych policjantów.