Policjanci podczas zatrzymania
złamali rękę podejrzanemu o pobicie.
Jarosław Laskowski został zatrzymany przez policję za rzekome pobicie kolegi. Jednak to on dziś czuje się pokrzywdzony. Jak nam powiedział, policjanci podczas zatrzymania złamali mu rękę. Lekarze odwiedzający zatrzymanego na komendzie leczyli jego złamaną rękę... okładami z altacetu. Teraz pan Jarosław jest na zwolnieniu lekarskim. Sprawę zgłosił do prokuratury.
Niedziela, 6 lipca. W Wikielcu, wsi oddalonej kilka kilometrów od Iławy, odbywał się wiejski festyn. Sporo ludzi i jeszcze więcej kufli piwa. Można by rzec: o nieszczęście nietrudno.
PCHNĄŁ NA GLEBĘ
Jest około godziny 19:00. Do Jarosława Laskowskiego, mieszkańca Wikielca, podszedł Adam K., także mieszkaniec tej wsi. Mężczyzna twardo twierdził, że Laskowski pobił jego brata.
– Podszedł do mnie Adam K., i zapytał mnie, dlaczego pobiłem jego brata – wspomina Jarosław Laskowski. – Byłem zdziwiony. Zaprzeczyłem, bo przecież nikogo nie pobiłem. On odwrócił się na pięcie i dodał, że wzywa policję. Powiedziałem, że dobrze, bo wszystko się spokojnie wyjaśni.
Na miejsce, gdzie odbywał się festyn, bardzo szybko przyjechał radiowóz z dwójką policjantów. Pan Jarosław siedział przy stoliku razem z żoną, dziećmi i rodziną żony.
– Policjanci podeszli do Adama, który z daleka wskazał na mnie palcem – opowiada dalej Laskowski. – Podszedł do mnie jeden z policjantów z pytaniem, czy nazywam się Jarosław Laskowski. Potwierdziłem i wstałem od stolika. Policjant chwycił mnie za lewą rękę. Odwinął ją do tyłu. Drugi chwycił dosyć silnie za prawą. Ten, który trzymał mnie za lewą rękę, w pewnym momencie mnie pchnął. Wysunąłem się policjantowi i upadłem na ziemię, na prawą rękę. Nie miałem zamiaru uciekać.
WEZWANI LEKARZE
NIE STWIERDZILI ZŁAMANIA
Funkcjonariusze skuli Laskowskiego i zabrali do radiowozu. Przewieźli do iławskiej komendy i osadzili w Policyjnej Izbie Zatrzymań.
– Narzekałem cały czas na ból ręki – opowiada Laskowski. – Wezwano do mnie lekarza. Około godziny 21:00 przyjechało pogotowie. Lekarka stwierdziła tylko potłuczenie ręki i zrobiła okład z altacetu. Następnego dnia rano, w poniedziałek, ręka bolała mnie jeszcze mocniej i była bardzo spuchnięta. Znów poprosiłem o lekarza.
Do izby zatrzymań przybył ponownie lekarz: – Nie znałem lekarza, nie znam jego nazwiska – tłumaczy zdenerwowany Laskowski. – Kazał mi tylko poruszać palcami u ręki. Zrobiłem to z bólem. Postawił diagnozę: ręka jest zbita, trzeba zrobić okład z rywanolu. Sanitariusz zrobił mi ten okład i pojechali.
WCHODZI PROKURATOR,
RĘKA JEDNAK ZŁAMANA
Laskowski został przesłuchany przez policję. Jak twierdzi, powiedział prawdę.
– Na policji złożyłem zeznanie, że nie pobiłem Krzysztofa K., brata Adama. Mam na to świadków – objaśnia. – Powiedziałem, że widziałem go na festynie, nawet z daleka powiedzieliśmy sobie cześć. Nie widziałem też żadnej bójki podczas trwania festynu. Podpisałem swoje zeznanie i około godziny 16:00 w poniedziałek wypuszczono mnie z komendy. Przyznam, że większość z ludzi na festynie była po kilku piwkach. Nie ukrywam, że sam też wypiłem.
W ubiegłą środę, 9 lipca, Laskowski złożył u prokuratora ustne powiadomienie. Następnego dnia w tej samej prokuraturze złożył pisemne doniesienie, że podczas zatrzymania policjanci użyli wobec niego zbyt dużej siły fizycznej, czego następstwem jest złamana ręka. Zostało to potwierdzone przez lekarza chirurga, który przyjął go we wtorek w przychodni i jako pierwszy skierował domniemanego sprawcę na badania rentgenowskie.
– W poniedziałek, jak mnie wypuszczono, było już niemożliwe skorzystać z porady chirurga w przychodni – wyjaśnia Jarosław. – We wtorek poszedłem do lekarza rodzinnego po skierowanie do chirurga. Zrobiono mi prześwietlenie. Okazało się, że to złamanie piątej kości dłoni z przemieszczeniem. Mam 30 dni zwolnienia lekarskiego.
NIE WYLEGITYMOWALI SIĘ
Jak opowiada Laskowski policjanci, którzy złamali mu rękę, widzieli go w prokuraturze, gdy był tam z doniesieniem. Wykonali gest w jego stronę, wytykając palcem. Co miało to oznaczać? Można się tylko domyślać.
– Żaden z nich w czasie, gdy mnie zatrzymywali, nie wylegitymował się – mówi Laskowski. – Nie powiedzieli też, za co mnie zatrzymują i jakie mam prawa. Domyślałem się, że chodzi o Krzysztofa K., ale oni powinni byli mnie uświadomić.
Od tamtej nieszczęsnej niedzieli pan Jarosław nie rozmawiał z Adamem K. Rzekomo pobity Krzysztof K., jak twierdzi Laskowski, w trzy dni po całym zdarzeniu spokojnie pracował na budowie, jak gdyby nigdy nic. Podobno obrażenia, jakich się nabawił na festynie, to tylko nieznaczący krwotok z nosa.
W zgodzie z przepisami policja ma prawo zatrzymać każdego do wyjaśnienia na 48 godzin w Policyjnej Izbie Zatrzymań. W kilku przypadkach dopuszcza się takowe zatrzymania nawet do 72 godzin.
JOANNA MAJEWSKA