Prawdziwa burza rozpętała się na sesji rady w Kisielicach, kiedy radni zaczęli pytać o drukowany przez Rafała Ryszczuka biuletyn. Wreszcie burmistrz stwierdził, że ktoś z urzędu wynosi informacje do dyskredytującego go kontrbiuletynu.
Od ponad 4 lat najpierw radny, a dziś burmistrz Kisielic Rafał Ryszczuk prywatnie drukuje „Biuletyn gminy Kisielice”. Jako radny często krytykował poprzedniego burmistrza Tomasza Koprowiaka.
Po wygranych z Koprowiakiem wyborach nie zrezygnował z wydawania biuletynu. Teraz w jego wydawnictwie mieszkańcy mogą przeczytać między innymi o tym, że obniżył pensje urzędnikom czy zlecił zewnętrzne kontrole w „komunalce” i ośrodku pomocy społecznej.
Z biuletynu Ryszczuka dowiadują się też o zmianach personalnych w urzędzie i podległych jednostkach, zwiększeniu kontroli nad kierownikami, kulisach rozmów z potencjalnymi inwestorami czy o likwidacji urzędniczych nagród. Jednym słowem porusza sprawy, których inni samorządowcy z własnej woli nigdy by nie ujawnili.
MOCNE SŁOWA
W sprawie biuletynu burmistrza interpelacje złożyli radni Beata Lejmanowicz (nie było jej na sesji, a pytania dotyczące nadgodzin nauczycieli przekazała na piśmie przewodniczącemu rady), Sławomir Ciszewski oraz na koniec w wolnych wnioskach Janusz Więcek.
O ile radna Lejmanowicz miała tylko pytania, to dwaj pozostali radni dali burmistrzowi także do zrozumienia, że nie podoba im się sposób, w jaki przekazuje informacje. Mówili, że używa zbyt mocnego języka, a niektóre zdania są tendencyjne bądź nie w pełni odzwierciedlające rzeczywistość lub niejasne. Mówiono także, że burmistrz dyskredytuje urzędników i buduje zły klimat wokół urzędu.
Wśród przykładów podano, że w tekście dotyczącym obniżonych pensji urzędników burmistrz napisał, że „i tak zarabiają za dużo”. Radnym nie podoba się też sama nazwa biuletynu, bo sugeruje, że wydaje ją urząd, a przecież jest prywatnym wydawnictwem burmistrza.
NA LEPSZY HUMOR
Najwięcej czasu poświęcono dyskusji na temat odebranych urzędnikom nagród. Dotychczas byli nagradzani wszyscy dwa razy do roku, a teraz nagrody będą przyznawane tylko w maju i to nie wszystkim, a tym, którzy na to zasłużą.
– Pracowałem w starostwie powiatowym i tam urzędnicy dostają oprócz „13-stki” premie na Dzień Samorządowca i jest to określane mianem „dodatku pod choinkę” – mówił radny Ciszewski, który obecnie jest wicedyrektorem podległemu starostwu Powiatowego Zarządu Dróg. – Pan zrobił z tego sensację, że w urzędzie jest bizantyjskie rozpasanie. Podkreślenie wielkimi literami „ZA CO?” (takiego sformułowania w tekście o nagrodach użył burmistrz - red.). Można by się spytać dlaczego? Może do pracy, w której od czasu do czasu dostaje się premie, przychodzi się w lepszym humorze, jest lepsza efektywność? Pan próbuje zarzucić im, że nie powinni żadnych pieniędzy dostawać?
Co na to burmistrz? Powiedział, że biuletyn jest „trochę taki jak on” i jest „emanacją jego charakteru”.
Powiedział też radnemu, że wszelkie pytania dotyczące biuletynu (było ich sporo i dotyczyły konkretnych wpisów) mógł wcześniej przesłać pocztą elektroniczną. Wtedy dostałby konkretne odpowiedzi na wszystko z prawniczą wykładnią.
CIOS W INNE URZĘDY
Odnosząc się do samych nagród, burmistrz powiedział, że w prywatnych firmach nie daje się nagród „od tak” za przychodzenie do pracy.
– A w firmach, w których pan pracował, jeszcze w postkomunistyczny i zły sposób daje się wszystkim po równo i to nie motywuje w ogóle. Bo to jest niesprawiedliwe. Jeśli pan jest za tym, to jest pan w błędzie i nigdy nie powinien pan zarządzać żadnymi jednostkami – skwitował burmistrz.
Nietrudno zauważyć, że był to jednocześnie przytyk do radnego Ciszewskiego, który do niedawna był urzędnikiem starostwa powiatowego i właśnie wygrał konkurs na szefa należącego do powiatu Portu Śródlądowego w Iławie.
Kontynuując dyskusję, radny pytał burmistrza, jak chce mierzyć wydajność na przykład kasjerki i na jakiej podstawie nagradzać jej pracę? W odpowiedzi usłyszał, że jest to temat do przedyskutowania z kierownikami urzędu.
– W żadnym wypadku nie przyznam nagród równo, bo czasy nieboszczki PZPR minęły i tego już nie będzie – powiedział w którymś momencie burmistrz.
– W takim razie starosta źle zarządza urzędem, burmistrz Susza także. Dla mnie to jest skandal – odparł radny.
– Żeby wszyscy słyszeli wyraźnie: jeśli tak robią, to robią źle. Pan tego nie powie, bo pan je chleb stamtąd i się tego boi. Tu pan się może mądrzyć, tam raczej nie. Myślał pan, że boję się to powiedzieć? – uniósł głos burmistrz.
KTO WYNOSI
INFORMACJE?
Po tych słowach burmistrza na sali przez moment zapanowała cisza. Wreszcie burmistrz powiedział, że nie ma zaufania do swoich pracowników. Dlaczego?
Bo od ponad roku, kiedy Ryszczuk był jeszcze radnym, w gminie wydawany jest kontrbiuletyn „Szept Kisielic”. Od wydawnictwa Ryszczuka różni się tym, że jego autor jest anonimowy i poświęcony jest w całości dyskredytowaniu Ryszczuka.
– Gdyby pan nie tylko mój biuletyn czytał, ale też inne teksty ukazujące się anonimowo i trochę wyciągał wnioski, to by pan wiedział, że informacje w tekście, który mnie pomawia, są z tego urzędu – powiedział burmistrz. – Ale pan nie zadał sobie trudu, żeby mnie o to zapytać. Pan wolał zrobić tutaj małą hucpę. Musimy teraz zbudować zaufanie i ja staram się to zrobić. Ale informacje wypływają spod mojego nosa, z mojej książeczki wojskowej, do której dostęp ma w jakiejś mierze tylko pracownicy. Więc ja muszę się jakoś z nimi poukładać.
KRYSTIAN KNOBELZDORF
Kisielice. Gdy radny SŁAWOMIR CISZEWSKI
rozpoczął dyskusję na temat biuletynu
wydawanego przez burmistrza,
rozpętała się prawdziwa burza
Burmistrz Kisielic RAFAŁ RYSZCZUK uważa,
że nagradzanie urzędników jednakowo tylko za to,
że chodzą do pracy, jest złe