Andrzej Kleina: Speckomisja z mojego powodu
Kiedy byłem dorastającym chłopcem – chciałem być Balzakiem. Nie, nie dlatego, żeby pisać powieści. Nie wiedziałem wtedy nawet, że Balzak je pisał. Chciałem nim być po prostu dlatego, że Balzak powiedział kiedyś, że chciałby mieć takie nazwisko, które by mu dało prawo pieprzenia w towarzystwie, a wszyscy uważaliby to za naturalne... Bardzo mi się to stwierdzenie Balzaka spodobało. Pomyślałem, że chciałbym tak samo, ponieważ fajnie jest pieprzyć od rzeczy.
Kiedyś, bawiąc się z kumplami w złodziei i milicjantów, usłyszałem jak największy z nas rzekł krótko: „Trzeba zrobić sąd! Ja będę sądem!”. Bardzo mi się to spodobało. I to, że tak powiedział, i to, że chyba znał Balzaka.
Nie miałem nic takiego, co mogło zainteresować kolegów, o pieprzeniu w towarzystwie już nie wspominając. Kiedyś więc, chcąc zaimponować kolegom, i nie do końca to rozumiejąc, wystrzeliłem: „Prostytucja jest naturalnym stanem kobiety. Howgh!”. Na to, ten będący „sądem”, zapytał: „Skończyłeś? Czy czytałeś cokolwiek Homera po grecku?”. Już wiedziałem, nie zaimponowałem prostytucją. Nie znałem Homera, ale pomyślałem, że warto być Homerem, skoro pisał po grecku. Bardzo mi się to spodobało... Gość znał języki!
Kiedy zacząłem interesować się dziewczynami, chciałem być Flaubertem. Nie, nie dlatego żeby pisać powieści. Bardzo mi się spodobało jego stwierdzenie, iż jest właściwie dziewicą, bowiem wszystkie kobiety jakie miał, były tylko „materacem dla kobiety jego marzeń”. Tak! Bardzo mi się to spodobało. Naprawdę chciałem być Flaubertem! Też byłem dziewicą!
Nie przypominam sobie, tak dawno to było, czy chciałem być kominiarzem, czy marynarzem. Kominiarzem w przedszkolu, marynarzem w podstawówce. Tak, tak... Do normalnej, prawdziwej, 7-klasowej podstawówki chodziłem. Z przyjemnością! Ze wzajemnością chyba też! Bardzo mi się to podobało!
Co dzisiaj by mi się podobało? Dzisiaj podobałoby mi się być Andrzejem Zawadzkim, do niedawna komendantem komisariatu policji w Lubawie.
Wielka jest siła ludzkiego umysłu. Jeśli coś chcemy, to tak będzie, bo w mózgu jest odpowiedni kawałek, który to nam załatwi… „Teraz chcę pójść na niższe stanowisko służbowe w Iławie, przecież jestem nie tylko policjantem, ale także ojcem i mężem” – powiedział Andrzej Zawadzki. No i poszedł. Wszak wielka jest siła ludzkiego umysłu.
W olbrzymim zalewie katastroficznych informacji – a to Mołek niejaka telewizyjna męża nad wyraz rzuciła skutecznie, a to żmija psa pogryzła śmiertelnie, a i to jeszcze, że odkryto kolejnego pedofila, tym razem w czarnej sukience – informacja o lubawskim, niezwykle prorodzinnym policjancie nie tylko mnie wzruszyła. Zawstydziła mnie. Pokrzepiła nawet!
Oto duży, silny (na oko) mężczyzna, zdecydował się na niższe stanowisko służbowe. Dla dobra rodziny! Psychoemocjonalnego dobra rodziny! Materialnego również. Maleńkie co nieco. Jestem przekonany, iż ta informacja winna się znaleźć w prasie ogólnopolskiej. Ku pokrzepieniu serc, naturalnie!
Funkcja na niższym stanowisku „pozwoli mojemu imiennikowi pełniej poświęcić się rodzinie i pozostałym zajęciom” (że co?! że jak?). Tym bardziej, że „policyjna służba nie jest moim jedynym zajęciem” – powiada bohaterski policjant Andrzej.
Nie ukrywam, że po takiej z kolei deklaracji, mam mieszane co nieco uczucia… I będąc na miejscu szefa iławskiej policji, dałbym naszemu bohaterowi najwyżej pół etatu, jeśli nie ćwierć. Żeby po ciężkiej, dobrze płatnej pracy we własnej firmie, kiedy już pobawi się z rodziną i pofigluje z żoną własną (a prawdziwe figle wielką moc energii pochłaniają), nie przychodził wypoczywać na służbie („na niższym stanowisku” – dla przypomnienia…). Utrudzon wielce! Tak, połówka etatu winna mu wystarczyć. Drugą niech odeśpi w domu za swoje, firmowe pieniądze, nie zaś podatnika.
Zazdrość, nie ukrywam, ogarnęła mnie też niemała, kiedy dziarski komendant od niechcenia raczył był zauważyć, iż „czasami, gdy siedział w domu, myślami był w lubawskim komisariacie”. Może i dobrze, że iławski komendant powiatowy Janusz Araś o tym myśleniu „ojca i męża” nie wiedział za dużo, bo gdyby wiedział, to by naszego bohatera być może nie zdymisjonowałby, tfuuu… „przeniósł zgodnie z życzeniem” na niższe stanowisko – i musiałby chłopina, nadal zaniedbując rodzinę i prywatny interes, na wyższym stanowisku w mieście Lubawie się krzątać… Ku chwale rodziny! Wróć. Ku chwale Lubawy!
Przybycie komendanta Andrzeja do Lubawy, jego zdaniem, „było wyzwaniem i uspokoiło sytuację w komisariacie”. Jednocześnie powiada komendant szczerze, iż sam „przyszedł bez gotowej koncepcji pracy komisariatu, wyznając zasadę, że jeżeli coś dobrze funkcjonuje, to nie trzeba ruszać, a poprawiać tylko to, co kuleje”. Proponuję to w iławskiej komendanturze przeczytać ze zrozumieniem. Ja ze wstydem przyznaję, że nie bardzo rozumiem. Nie rozumiem czego nie ruszano, a co poprawiano.
No i jeszcze jedno! Duży niesmak „pozostawiły bezpodstawne i krzywdzące publikacje prasowe panów Kleiny i Krauzego”. Ani prokurator, ani specjalna komisja nie potwierdziły stawianych przez prasę zarzutów. No, no, no... Nigdy nie wpadłbym na to, że z mojego powodu speckomisję powołano.
I widzę teraz dobitnie, że tkwiło we mnie zło! Byłem okropny! Nie wiedziałem jednak, że skutkowało to wówczas goryczą w gębie. Niewykluczone, że należało spożywać bardziej wysublimowane trunki... Żeby gorycz nazajutrz była bardziej subtelna...
A tak naprawdę, to mogę stwierdzić za Wiktorem Hugo, iż przemawiać publicznie to dla mnie wielki wysiłek. Jedna mowa tak mnie męczy, jak trzy razy poobłapiać. A pisać to nawet jak cztery razy. I też mi się to podoba. Obłapianie naturalnie. Nic, że teoretycznie...
Pytał ktoś Rotszylda, czemu renta spadła poprzedniego dnia. „Alboż ja wiem czemu przychodzi hossa, albo bessa? Gdybym wiedział, zrobiłbym majątek”. A innym razem powiedział: „Na giełdzie jest moment, że aby wygrać, trzeba umieć po hebrajsku”. No więc odwołuję wszystko co poprzednio powiedziałem. Nie chcę być Homerem czy Flaubertem. O Balzaku czy Hugo nie wspominając.Nie chcę być też komendantem Andrzejem. Biorę się zdecydowanie za hebrajski. Bardzo by mi się podobało być Rotszyldem...
I kiedy słyszę jak ktoś mówi, że chciałby być Aleksandrem Macedońskim, to mu po prostu współczuję. Przecież starożytność istniała tylko po to, ażeby uczniowie mieli czego się dzisiaj uczyć... Absolutnie nie podobałoby mi się być Aleksandrem... I zastanawiam się, czy komendant Andrzej chciał być Balzakiem?
Com napisał, napisałem...
ANDRZEJ KLEINA