Tomasz Grec i Arkadiusz Dancyszyn z Iławy uważają, że we własnej klatce schodowej zostali brutalnie pobici przez 4 policjantów. Policja odrzuca zarzuty. Została wezwana do bójki. Jak mówi – przyjechała, by jedynie uspokoić dwóch podchmielonych mężczyzn. Gdzie kończy się użycie siły koniecznej przez policję, a zaczyna chamskie zachowanie i bicie?
Noc z 21 na 22 stycznia. Arkadiusz Dancyszyn bawi w domu solenizanta Tomasza Greca, w jednym z bloków na osiedlu Podleśnym. Razem z nimi jest ich koleżanka. Cała trójka grubo po północy wychodzi z mieszkania.
NA DOMOFON KOMENDANTA
– Wychodziliśmy z mojego mieszkania – mówi Grec. – Byliśmy jeszcze na klatce, gdy otworzyły się drzwi wejściowe i naprzeciwko nas stanęło dwóch policjantów. Krzykiem zażądali od nas dokumentów. Zapytałem grzecznie, dlaczego nas kontrolują? Zachowywali się agresywnie. Rzucali słowami: „ku..., ty ch..., zamknij ryja, bo ci przypier...”. Zwróciłem im uwagę, by byli bardziej kulturalni. Wtedy rzucili Arkiem o ścianę. Mnie też bili. Dostałem w głowę, szarpali nas.
– Ręka boli mnie do dziś – wtrąca Dancyszyn.
– Wyrwaliśmy się im – mówią obaj. – Koleżanka od razu uciekła. Gdy wybiegliśmy na dwór, oni ruszyli za nami.
W międzyczasie Dancyszynowi udało się dobiec do pierwszej klatki bloku i nacisnąć dzwonek domofonu mieszkania... komendanta policji Janusza Arasia.
– Od razu poinformowałem komendanta, że pod blokiem biją nas policjanci – mówi Dancyszyn.
– Rozglądali się, czy aby nie ma nikogo w oknach – dodaje Grec. – Chyba sprawdzali czy gapią się jacyś świadkowie, bo jakby ktoś zobaczył, że nas biją, to byliby spaleni. Wciąż jednak nas wyzywali. Wezwali też posiłki.
– Do tej dwójki po chwili dołączyło kolejnych dwóch – zlicza Dancyszyn. – Skuli nas w kajdanki. Zajechał radiowóz. Wtedy powiedziałem, że nagłośnię to wszystko w mediach. Na to jeden z nich, nie wiem, jak się nazywał, bo żaden się nie przedstawił, dołożył mi pałą i powiedział: „Nic nam kur... nie możecie zrobić”.
DMUCHANIE, MANDATY I OBDUKCJA
Radiowóz zawiózł obu mężczyzn na komendę. Tam zbadano ich alkomatem.
– Miałem trochę ponad 2 promile – przyznaje Grec. – Arek miał promil. Wystawiono nam mandaty za zakłócanie ciszy nocnej. Nie przyjęliśmy ich. Byliśmy cicho i nikt z nas nie zachowywał się głośno na klatce schodowej. Za to obok, z innego mieszkania, było słychać awantury.
Zaraz po opuszczeniu komendy Grec i Dancyszyn poszli na pogotowie, by zrobić obdukcję. Poturbowanych przyjęła pełniąca wówczas dyżur lek. Małgorzata Gaćkowska, która opisała obrażenia: „obrzęk, zaczerwienienie łuku brwiowego i powieki górnej oraz dolnej, zaczerwienienie oka prawego”.
Mężczyźni następnego dnia (poniedziałek 23 stycznia) złożyli skargę do komendanta iławskiej policji Janusza Arasia.
– Wytłumaczyłem komendantowi, że tej nocy nie chodziło o nas, tylko o ludzi z tamtego mieszkania – wyjaśnia Dancyszyn.– To była pomyłka i nie po nas miała przyjechać policja. Widać napatoczyliśmy się, bo akurat schodziliśmy i nam się dostało.
Tomasz Grec był już karany za jazdę rowerem po pijanemu. Żaden z nich nie był jednak karany za bójki.
POLICJA WYJAŚNIA
– Obaj panowie złożyli skargę do komendanta na złe zachowanie się funkcjonariuszy wobec nich – mówi Jerzy Kądziela, zastępca komendanta iławskiej policji. – Obecnie prowadzimy postępowanie wyjaśniające, które da nam jasny obraz tego, co się wówczas stało. Zostanie także przesłuchana osoba, która tej nocy wzywała policję, że przed klatką schodową jednego z bloków bije się dwóch mężczyzn. W tym czasie były pilne zgłoszenia i na miejsce nie mógł od razu przyjechać radiowóz. Po jakimś czasie udał się tam patrol pieszy. Weszli do klatki, gdzie zastali szarpiących się dwóch mężczyzn i dziewczynę, która od razu uciekła. Policjanci chcieli ich wylegitymować, ale oni w tym momencie rzucili się do ucieczki. Dlatego też użyto siły koniecznej, by ich unieruchomić i wezwano radiowóz, który dowiózł widocznie podpitych mężczyzn na komendę. Tu przebadano ich na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu. Wypisano im mandaty: 200 i 100 złotych, które we wstępnej rozmowie zgodzili się przyjąć. Potem jednak odmówili.
Kądziela dodaje też, że obrażenia, jakich doznali Dancyszyn i Grec, mogły powstać w wyniku tego, że prawdopodobnie wcześniej obaj się bili ze sobą.
– Użycie siły koniecznej przez policjanta ma być skuteczne – tłumaczy zastępca komendanta. – Jednakże nie jest to nigdy pobicie.
Sprawa o zakłócanie ciszy nocnej trafi do sądu grodzkiego.
Tomasz Grec (po lewej) i Arkadiusz Dancyszyn złożyli skargę do komendanta iławskiej policji na złe zachowanie policjantów. Twierdzą, że zostali przez nich pobici.
Kazimierz Kęsicki z Ząbrowa w gm. Iława uważa siebie za kolejną ofiarę policjantów. Został, jak twierdzi, pobity, potraktowany gazem i bezpodstawnie zakuty w kajdanki oraz osadzony w policyjnej izbie zatrzymań.
Był na wiejskim zebraniu, z którego potem wrócił do domu. Mieszka ponad kilometr za wsią. Zostawił samochód na drodze dojazdowej do swej posesji i przesiadł się do kolegi, z którym pojechał do baru na piwo.
NIE JECHAŁEM AUTEM
– Koledzy mnie zabrali spod domu i pod dom mnie potem przywieźli – mówi Kazimierz Kęsicki. – Byłem w barze. Wypiłem chyba ze cztery piwa. Potem znajomi podrzucili mnie. Stał tam mój fiat i wsiadłem do niego, bo chciałem sprawdzić, czy mi odpali. Był tęgi mróz, więc jakby nie odpalił, zabrałbym akumulator do domu na noc. Widziałem, jak po wsi jeżdżą polonezem gliniarze. Pojechali pod Babięty i wracali.
Kęsicki wsiadł do fiata uno. Włożył kluczyki do stacyjki i uruchomił silnik.
– Siedziałem za kierownicą, ale nigdzie nie chciałem jechać – zaklina się pan Kazimierz. – Oni podjechali. Jeden wyszedł z auta i szarpnął moje drzwi. Krzyczał – dokumenty dawaj! Złapałem drzwi i zamknąłem. Wtedy znów je otworzył i walnął mi gazem po oczach. Ogłupiałem. Wtedy mnie wyciągnęli z samochodu. Szarpali mną. Mam całą podartą kurtkę. Nie słuchali moich tłumaczeń. Wrzucili mnie w zaspę śniegu, nie mogłem oddychać. Zakuli w kajdanki.
Pan Kazimierz starał się wciąż wytłumaczyć policjantom – jak się okazało, z suskiego komisariatu – że nie miał zamiaru nigdzie jechać. Ci, jego zadaniem, nie słuchali, tylko wulgarnie wykrzykiwali.
TRZODA GŁODNA
W gospodarstwie były głodne zwierzęta: – Policjanci zapakowali mnie do samochodu – mówi dalej Kęsicki. – Tłumaczyłem, że nigdzie z nimi nie mogę jechać, bo mam nienakarmione świnie. Nie chciałem też dmuchać w alkomat. Mówili, że zabierają mnie na komendę do Iławy. Wezwali też lawetę, by zabrała samochód na parking policyjny. Trochę to trwało, zanim przyjechała.
NA DOŁEK
Nietrzeźwego mężczyznę przewieziono na pobranie krwi, by zbadać zawartości alkoholu w organizmie. Potem Kęsicki został osadzony w policyjnej izbie zatrzymań na iławskiej komendzie.
– Miałem ręce skute w kajdanach do tyłu – kontynuuje opowieść pan Kazimierz. – Tak mi brali krew. Mam całe pocięte od igieł dłonie. Na twarzy siniaki, jak mnie rzucili wtedy na zmarznięty śnieg. Do następnego dnia do 15:00 siedziałem w celi. Potem mnie zawołali, złożyłem wyjaśnienia i dopiero puścili. Mogłem też odebrać samochód. Ponad 100 złotych zapłaciłem za parking. Jak wróciłem do domu, zastałem popękane kaloryfery i głodne bydło. Tonę w kredytach, bo kilka lat wcześniej paliła mi się obora i zaczadziły mi się świnie. Nikt mi wtedy nie pomógł.
DOWÓD PRZESTĘPSTWA
Auto stało, zdaniem jego właściciela, zaparkowane jakieś 50 metrów od podwórza, na drodze dojazdowej.
– Policjanci, widząc siedzącego w aucie na drodze mężczyznę, mieli prawo go wylegitymować – mówi Jerzy Kądziela, zastępca komendanta iławskiej policji. – Gdy wyczuli od niego alkohol, a dodajmy, że stawiał on jeszcze opór i zamknął drzwi przed funkcjonariuszem, użyli siły koniecznej, by przeprowadzić stosowne rozpoznanie. Silnik auta był w ruchu, więc możliwe było, że kierowca ten może w każdej chwili odjechać i stworzyć zagrożenie dla innych ludzi. Mógł przecież wyjechać na drogę. Zadaniem policjantów było uniemożliwienie mu tego. Samochód został zabezpieczony jako materiał dowodowy na policyjnym parkingu do czasu wyjaśnienia. Jest to zgodne z przepisami. Trzeba było wyjaśnić, czy ten kierowca, który był pod wpływem alkoholu, wcześniej nie dopuścił się jakiegoś wykroczenia czy też przestępstwa np. potrącenia pieszego. Takich potwierdzeń jednak nie było, więc następnego dnia mógł odebrać auto.
PO KIELICHU NIE PRZEKRĘCAJ STACYJKI
Przepisy mówią jednoznacznie, że jeżeli siedzimy za kierownicą, a silnik samochodu jest uruchomiony, to tym samym stajemy się już uczestnikiem ruchu drogowego. A gdy w dodatku mamy w sobie choć śladowe ilości promili, to jesteśmy traktowani już jako nietrzeźwi kierowcy, którzy są zagrożeniem dla ruchu innych pojazdów.
Tak czy owak do komendanta Janusza Arasia wpłynęła kolejna skarga na złe zachowanie się policjantów wobec Kazimierza Kęsickiego. Mężczyzna złożył też doniesienie do iławskiej prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez policjantów. Rozpoczną się zatem kolejne postępowania skargowe wobec stróżów prawa.
W tym miejscu na drodze dojazdowej do swej posesji mężczyzna siedział w zaparkowanym samochodzie. Włączył silnik, by odpalić auto. Był pijany, ale jak mówi, nigdzie nie chciał jechać.
Czekamy na Wasze głosy!
Ocenę tego, kto mówi prawdę – pozostawiamy Czytelnikom. Dlatego opisaliśmy szczegółowo żale obywateli rzekomo pobitych przez policjantów, ponieważ nie bali się oni pokazać w „Kurierze” swoich twarzy oraz podać nazwisk. Teraz czekamy na Wasze opinie na temat opisanych zdarzeń. Jakiej policji chcielibyśmy: ostrej w każdej podobnej sytuacji czy też przymykającej oko? Piszcie, a Wasze listy opublikujemy!
Były policjant w areszcie
27 stycznia został zatrzymany na 3 miesiące aresztu były iławski policjant Piotr R. z Wikielca pod Iławą, który pobił własną żonę.
– Doniesienie o popełnieniu przestępstwa złożyła żona Piotra R. – mówi Małgorzata Rolińska z Zespołu Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie. – Za pobicie i znęcanie się nad własną żoną grozi mu do 5 lat więzienia.
Warto dodać, że były policjant był na wcześniejszej emeryturze. Kilka lat wcześniej w iławskiej prokuraturze roiło się od złożonych na niego doniesień o dokonanych pobiciach, także zatrzymywanych przez niego osób.
– Jego wcześniejsza emerytura nie ma nic wspólnego z prowadzonymi przeciwko niemu dochodzeniami w prokuraturze – tak wówczas tłumaczył Janusz Araś, komendant iławskiej policji.
JOANNA MAJEWSKA