Różnica między mandarynkami ważonymi przez panią Bolesławę a kierowniczkę „Biedronki” wynosiła ledwie 35 gramów, czyli 9 groszy. Kierowniczka marketu wezwała policję. Klientka miała do wyboru: sąd albo mandat.
„Biedronka” przy ulicy Wyszyńskiego w Iławie. Pani Bolesława Barańska z Iławy często robiła tu zakupy. Od zeszłego poniedziałku ten market dla niej już nie istnieje.
PROMOCJA
– Dowiedziałam się, że jest w „Biedronce” obniżka cen mandarynek – zaczyna opowiadać swą przygodę Barańska. – Poszłam tam w niedzielę, ale okazało się, że obniżka będzie dopiero w poniedziałek.
Następnego dnia w drodze powrotnej do domu tuż po godzinie 15:00 znów odwiedziła sklep.
– Bardzo się śpieszyłam – mówi kobieta. – Wpadłam do „Biedronki” jak po ogień. Nałożyłam prawie całą reklamówkę mandarynek, rzuciłam je na wagę i przykleiłam metkę na siatkę.
Waga, jedyna w tym markecie, na której zważyła mandarynki, wybiła 1,965 kg.
WAŻENIE
– Stanęłam do kasy – mówi Barańska. – Musiałam być w domu przed 16:00, by podać leki mężowi, który jest po poważnym urazie czaszki. Przy kasie kasjerka spojrzała na mnie spod oka i wzięła towar do ponownego ważenia. Wyciągnęła spod kasy wagę jednoramienną, taką, jak się waży ryby na targowisku. Coś tam pod nosem wyszeptała, a potem nacisnęła dzwonek i wezwała kierowniczkę zmiany. Ta nerwowo wydarła mi reklamówkę z mandarynkami i poszła je ważyć na wadze w sklepie. Na tej samej, na której ja je ważyłam.
Kierowniczka wezwała także ochroniarza, by ten pilnował kobiety: – Zważyła te mandarynki i ku mojemu zdziwieniu okazało się że brakuje 3,5 dag (wynik ponownego ważenia wyniósł 2 kg – red.) – tłumaczy kobieta. – Potem ważyła jeszcze każdą oddzielnie, by mi udowodnić, że wyjęłam jakąś przed ważeniem, a potem dołożyłam. Zaczęła mnie oskarżać o kradzież.
Kobieta chciała całą sprawę wyjaśnić na spokojnie: – Powiedziałam, że zapłacę za niedowagę – wyjaśnia Barańska. – Przecież mogłam w tym pośpiechu rzucić owoce na wagę i ta nie zważyła ich dokładnie. Niestety, kierowniczka nie chciała słuchać moich tłumaczeń. Ochroniarz zaprowadził mnie na zaplecze. Wezwano policję.
ZŁODZIEJKA
Na miejsce przyjechała policja: – Potraktowano mnie jak najgorszego przestępcę – żali się kobieta. – Kierowniczka obstawała przy swoim, że widziała, jak włożyłam 2 mandarynki do torebki.
Nie skontrolowano jednak kieszeni kurtki pani Barańskiej ani też jej torebki. Dwie mandarynki ważą też sporo więcej niż brakujące 3,5 dekagramów.
– Policjant powiedział, że za kradzież grozi mi mandat 500 złotych albo sąd. Rozpłakałam się – zdenerwowanym głosem mówi pani Bolesława. – Prosiłam, by pozwolono mi to wszystko wytłumaczyć. Nikt mnie nie słuchał. Policjant po pewnej chwili powiedział, że wypisuje mi mandat 50 złotych. Przyjęłam go, a potem zapłaciłam różnicę w kasie... 9 groszy!
Barańska zapłakana i zdenerwowana wróciła do domu: – Czułam się strasznie upokorzona – dodaje. – Jak można w taki sposób traktować człowieka za 9 gorszy? Dlaczego policjant straszył mnie sądem?! Dlaczego mnie nie skontrolował, by udowodnić mi, że mam przy sobie te 2 sztuki mandarynek, które rzekomo włożyłam po ważeniu do torby?
NIE STRASZYŁ, TYLKO WYJAŚNIŁ
– Policjant nie straszył kobiety sądem – mówi Sławomir Nojman, oficer prasowy iławskiej policji, który wcześniej na naszą prośbę przeprowadził rozmowę z obecnym na miejscu zdarzenia policjantem Arturem Majewskim. – Funkcjonariusz mówi, że jedynie poinformował tę panią, iż za kradzież sklepową jest przewidziany mandat od 20 do 500 złotych. W razie nieprzyjęcia mandatu przez zatrzymanego policjant kieruje wniosek do sądu grodzkiego. O tym właśnie poinformował kobietę zatrzymaną przez ochronę „Biedronki”. To policjant będący na miejscy zdarzenia ocenia sytuację i to on ustala wysokość mandatu.
Przyjęcie mandatu przez Barańską kończy procedurę. Kobieta nie może już teraz odwołać się od decyzji policji.
– Radzę wszystkim, by dwa a nawet trzy razy ważyli każdą rzecz w tej „Biedronce” – przestrzega pani Bolesława. – Lepiej obkleić reklamówkę kilkoma metkami, by potem kierowniczka sklepu nie miała pretensji i wybrała cenę najwygodniejszą dla siebie.
– Mogę jedynie dodać, że kobieta ta nie jest notowana na policji za kradzieże – wyjaśnia „na pocieszenie” rzecznik Nojman z policji w Iławie.
„BIEDRONKA” MILCZY
W markecie przy Wyszyńskiego nikt z nami nie chciał rozmawiać. Kierowniczka zasłaniała się dobrem sklepu i odesłała nas do rzecznika prasowego „Biedronki”.
Paweł Tymiński, rzecznik „Biedronki”, nie był zorientowany w sprawie i w rozmowie telefonicznej nie chciał niczego wyjaśniać.
– Proszę pytania skierować na piśmie – mówi Tymiński. – Jeśli znajdę czas, odpowiem.
Czekamy zatem na odpowiedzi na nasze pytania dotyczące procedur zatrzymania podejrzanego o kradzież przez ochronę, a także o wagę: do kiedy jest ważna jej legalizacja i czy w ogóle takową posiada.
JOANNA MAJEWSKA
Niedowarzony towar to wartość... 9 groszy.
Kierowniczka „Biedronki” przy Wyszyńskiego
wezwała jednak policję, a ta ukarała kobietę
50-złotowym mandatem. Na nic zdały się
tłumaczenia kobiety i paragon z kasy.