Felieton MARKA SAPIŃSKIEGO
Jesień. Depresja, agresja, obsesja! Ciągła nerwówka. Jeżeli do maja przyszłego roku nie umrę ze śmiechu – będzie to znaczyło, że będę żył długo i wesoło. Żył w Unii Europejskiej! A zemrzeć mogę w każdej chwili ze śmiechu. Niby chciałaby pupa do raju, a tu rzeczywistość smutna jak cmentarny śpiew sierotki.
Najlepiej sytuację określa pani Hanka Bielicka w jednym ze swoich monologów. Mówiąc o wchodzeniu do Unii, przestrzega, abyśmy „wchodząc nie wdepnęli”. Ładnie powiedziane. Pan Bóg również jest nierychliwy, aczkolwiek sprawiedliwy i każe nam dociekać – kto na czyich usługach? Bo do Unii można wejść na setki sposobów: na wesoło, na goło, na kacu, na czworaka, na chama lub na cyku. Ale najlepiej na serio. Choć w to nie wierzę.
Ostatnio Unia daje nam czadu. Organizuje między innymi specjalistyczne kursy dla grup wąchaczy, czyli osób, które mogłyby kompetentnie orzekać w cuchnących sprawach. Lubawa wraz z Iławą mają przechlapane. Tu bowiem obowiązują przepisy, które przewidują badanie przykrych zapachów i karanie tych, którzy je wytwarzają. Właśnie w naszym regionie bogactwo zakładów drzewnych i bieda doprowadziły do paradoksu. Zawiesisty jesienny smog miesza się z obrzydliwym aromatem chemikaliów, klejów i innego świństwa. Z co drugiego komina wieczorami widać pełzającego raka, unoszącego się bezkarnie nad Lubawą i jej okolicami.
Jeżeli już jesteśmy tak bezradni to, płacąc różne podatki, wróćmy do pobierania podymnego lub podatku od dymu. Przecież ludność uboga nie ucierpi, bo wysokość haraczu będzie zależna od wielkości komina. W dawnych czasach podatek ten płacono za opiekę monarszą. Dziś będziemy go płacić za opiekę speckomisji.
Unia Europejska lub miejscowy władca zorganizują nam specjalne grupy wąchaczy. Będą badali poziom przykrych zapachów i karali tych, którzy je wytwarzają. Siłę fetoru będzie oceniać się według 5-stopniowej skali ocen szkolnych. Skrajne oceny zostaną skreślone, a pozostałe utworzą średnią i poziom podatku. Będą to noty za styl smrodu, jego odległość i zasięg puszczonego raka.
Może w przyszłości większość domów pod honorowym patronatem burmistrza stanie do zawodów smrodziarskich – w dwóch dyscyplinach: odór klasyczny i kombinacja zapachowa. Fetorianie, czyli Szambo Komanda wystawiałyby oceny. Dla przyszłych smrodoznawców przygotowano by podręcznik „O odorach sfer lubawskich” oraz broszurę instruktażową „Skąd ten swąd”. Warunkiem przyjęcia w poczet Fetorianów jest dobre samopoczucie. Wyjątkowo zasłużeni wąchacze mogli by doczekać odznaki „Zasłużonego dla Lubawy”.
Zresztą wyspecjalizowane służby przydałyby się do wykrywania innych smrodów. Smrodów przestępstw i korupcji. Do tej roboty trzeba jednak wyjątkowych twardzieli o raczej żelaznych nosach. Ostatnio usłyszałem, ku własnemu zaskoczeniu, że ktoś z kręgu poważnych osób tworzących nowe powiatowe struktury stowarzyszeniowe i partyjne zainteresował się lubawską inwestycją oświatową. Szkołą podstawową czy gimnazjum! Jej koszt? Zasypane fundamenty czy pieniądze podatników? „Oj! Na Ordynackiej był cyrk...” – śpiewał Jarema Stempowski.
Metafora podobno nazwana jest przenośnią, bo przenosi nas w inny poetycki świat. Ostatnio na wyżyny poezji przenieśli nas telewizyjni członkowie SLD. Ilość poetyckich środków wyrazu, w tym metafor, mogłaby obskoczyć niejeden tomik poetycki, a nawet całą antologię czy dwie.
Najpiękniejszą chyba frazą, godną wielkich poetów, popisał się lider tej partii. On żądał, aby „wrota do SLD nie były szeroko otwarte jak drzwi do stodoły”, lecz powinny być jak „ucho igielne, by nie przeszedł przez nie żaden wielbłąd z garbem o podejrzanej zawartości, zainteresowany nie dobrem polskiej lewicy, ale kręceniem własnych lodów”.
Język tej wypowiedzi rzeczywiście spełnia wszelkie postulaty języka poetyckiego. Jest metaforyczny i niewyrażalny w żadnej innej odmianie języka. Poza tym w tej poetyckiej frazie daje się odczuć daleko idąca wrażliwość i troska o losy przeciętnego członka partii. Metafora zwraca uwagę swoją plastycznością i jakże wyjątkową łatwością interpretacji.
Otóż wydawałoby się, że wielbłąd Jarosław M., pełniący chlubną funkcję burmistrza w Iławie (i jednocześnie jeszcze bardziej zaszczytną oskarżonego w tutejszym sądzie), nie przeciśnie się przez ucho igielne. Nic bardziej mylnego. Przeszedł swobodnie przez szeroko otwarte drzwi stodoły. Natomiast młody jelonek, pozbawiony garbu, Marcin Woźniak nie zdołał przeciągnąć się przez ucho. Będzie musiał kręcić własne lody.
Budujący to przykład wrażliwości poetyckiej, szczególnie dla młodzieży. Partii, która prowadzi taką weryfikację, należy życzyć, by żaden podejrzany pingwin nie sypał brudnego piachu w szprychy łodzi, na pokładzie której lecą ku słońcu sukcesu wielbłądy z prawomyślnym garbem.
I co tu ukrywać o poetyckiej wrażliwości...
Jak wiadomo, na świecie występuje cała masa plag (z tego oczywiście większość w Polsce). Ostatniego lata w Bałtyku pojawiła się sinica. Sinica kocha brud i wysokie temperatury. Ten jednokomórkowiec żyj po nic. Charakterem przypomina zawodowego polityka. Sinica jednak ustąpiła szybko. Natomiast sinica umysłu robi zawrotną karierę.
Wracając do Unii, z którą jest tak jak z wchodzeniem do szklanej windy – należy sprawdzić czy winda stoi za drzwiami. Niemcy otworzyli nam do niej drzwi, mówiąc: „Bite, bite!”. Ale my sprawdzimy czy za tymi drzwiami naprawdę stoi Unia, czy jest to może jakaś studzienka kanalizacyjna.
MAREK SAPIŃSKI