Trzeba jeszcze raz Iławę przejrzeć „na wizji” po kilku miesiącach, bo turyści są, swoje widzą. Wiele osób podpowiada, na co zwrócili uwagę. Świeże oko ma obiektywnie to do siebie, że nie trąci sztampą, koloryzacją, więc chwytam za pióro w imieniu zgłaszających pewne postulaty. Zobaczcie, czy mieli rację!
Trzy pary zamieszkujące w hotelu nad Małym bądź Dużym Jeziorakiem rozpytywały się o siłownie miejskie na świeżym powietrzu, bo od roku prowadzą ze sobą jakąś rywalizację i gdzie nie pojadą, dodają do niej kolejne odcinki. Siłownie – uważali – wszędzie składają się z tych samych „słupków” – tak przynajmniej dotąd sądzili, po zwizytowaniu kilku miejsc.
Obsługa hotelu nakierowała ich na jeden z dwu takich punktów w mieście, przy Ekomarinie i „dzikiej” plaży. Drugi – ten na Gajerku, był dla nich wyzwaniem labiryntowym. Trafili bezbłędnie, wzięli jakieś notesy, gdzie zapisywali swoje osiągi, zaplanowali na takiej siłowni pięć kwadransów zmagań. Przyszli, patrzą i myśleli, że jeszcze trzeba iść dalej – co to za dwie słomki zamontowane w trawę, to wszystko? Spytali przechodniów i dowiedzieli się, że to wszystko.
Zdziwieni wrócili do hotelu. Przyjeżdżali do Iławy zwabieni sloganem o mieście turystycznym, ale nie takim, co o jego statusie stanowi turysta jako osoba, a takim, co to turysta ma wszystko, co mieć powinien. Bo był w Mikołajkach, Zakopanem, Karpaczu – a tam siłownie profesjonalne jak u nich w domu: w Warszawie czy Gdańsku.
Zdziwiło ich dodatkowo, gdy poznali już trochę gród, że stoi kilka bloków, ewidentne skupiska ludzkie, zieleń między nimi, a siłowni niet.
„To według jakiego klucza stawiacie – pytali w hotelu – co trzy kilometry obojętnie gdzie? A potem pewnie dziwicie się, że młodzież na osiedlach pali i pije”.
Fakt, odbijać zaczyna, gdy wyjdziesz z domu i nic, a hormony trzęsą.
Przypadkowo usłyszałem, że jeden z projektów budżetu obywatelskiego złożonego w urzędzie miasta tyczy instalacji rzetelnej siłowni na osiedlu Piastowskim – Ostródzka, Odnowiciela – te nowe bloki. Koszt 30 tysięcy, pięć za element, bo składający wypadkiem wie, na czym (tj. jakiej ilości) rzecz polega.
Przyklaskuję pomysłowi w pełni! Bo zobaczcie z tej perspektywy: ile dzieli mieszkańców skrajnie peryferyjnego a pęczniejącego osiedla od plaży i Gajerka, przełóżcie to na dzień jesienny, zresztą na każdy pojedynczy. Ktoś się z nich kiedyś pofatyguje poćwiczyć? Szanse równe jak na zmartwychwstanie Hitlera z Gierkiem tego samego dnia w Chicago. Moim zdaniem absolutnie trzy nowe siłownie w mieście winny z czasem być bazą – Ostródzkie, XXX-lecia i Podleśne. Reszta to majonez na jajku – może być, ale nie musi. Przypominam, że to inwestycje jednorazowe – już wykonane pozostają na długie lata, jak supermarket.
Turyści zatem się przydali, by zobaczyć zastałą rzecz na nowo i tak ją też ukazałem – przemyślcie, czy sensownie.
Gości z Francji natomiast zdziwiło coś innego. Nie siłownia, bo ludzie po 70-tce, małżeństwo z Paryża – wyrafinowani, esteci. Iławę odwiedzili na tydzień za namową znajomego Polaka, mieszkańca podparyskiego Eurodisneylandu, fana Siemian. Zamieszkali u jego matki na ulicy Skłodowskiej. Matki partner ma samochód, obiecał obwieźć gości od Makowa po Karnity, od Szymbarka po Kamieniec.
Francuzi są bonapartystami, każdy ślad Napoleona to dla nich jak dla wilka jagnię. O dziwo, nie zdumiało ich zniszczenie pałaców, miejsce Kamieniec było święte – tam zrobili sobie zdjęcia i popytali tubylców, czy są dumni z życia w wiosce o takim balaście historycznym? Zaskoczeni odkryli, że nie kojarzono Bonapartego za bardzo – kto to zacz…?
To jeszcze przełknęli dość obojętnie, dobiła ich jednak z czasem ulica Skłodowskiej jako taka. Tym bardziej, że nosiła imię znanej im paryżanki. Ba, utrzymywali nawet, że Piotr Curie zginął potrącony przez konny wóz ciężarowy na sąsiedniej im ulicy i że znali córkę obojga – Irenę.
Powiedzieli swym gospodarzom tak: „Cały czar miasta i jeziora pryska przy takiej jednej ulicy, dlaczego nie dbacie o utrzymanie zieleni w ryzach? Obok duży blok zarasta chwastami i wszyscy muszą to widzieć. Krzewy dziczeją – co za wschodnioeuropejski porządek?”.
Zwrócili jeszcze uwagę na masę suchych, obumarłych drzew: „Przecież to wbrew logice. Zginiecie kiedyś pod nimi. Jak możecie na nie w ogóle patrzeć?”. Z ciekawości pytali, czy przy bloku o zieleń powinni dbać mieszkańcy, czy jak w Paryżu, jest od tego wyspecjalizowane konsorcjum?
Gospodarze zarumienili się i nie dali przekonującej odpowiedzi: „Mieszkańcy niby nie, ale kto? Nie wiemy”.
Zrobiłem tam zdjęcie i zaraz obok drzewu bez liści w środku lata! Bardziej ruszyły mnie te sięgające kolan chwasty na pełnym widoku, wzdłuż chodnika i asfaltu – niedługo parter bloku zniknie! Wiedziony tropem drzew, bo teraz (lipiec!) widać je najlepiej, znalazłem tak zastraszającą liczbę żywych trupów, że samymi zdjęciami zapełniłbym kilka stron.
Spójrzcie na brzozę nieopodal wiaduktu. Ona już nie wie, co to wiosna, nic już nie wie, drzewa umierają, stojąc… A te krzewy pod balkonami po co było sadzić, jeśli dziś ani ogrodnika, ani sekatora? Wyłożenie kostką brukową terenu wyszłoby taniej, bo to jak z siłownią – raz się poważysz i masz spokój na długie rok po roku. Mądre niderlandzkie czy niemieckie miasteczka są wybrukowane od „a” do „z”, to widok jak lśniącej, umytej podłogi, a zero i nul codziennie wkładanego wysiłku.
Turyści to również, jak widzicie, wyzwanie, bo z klucza nikt tu nie będzie klęczał nad zgrabną architektonicznie figurą portu śródlądowego czy basenu. Oni przybywają ze swoich portów, z tożsamym im bagażem doświadczeń. Francuzi łapali się również za głowy, że pani wychodzi z psem, pies robi kupę i oboje idą dalej, bez sprzątania. W Paryżu, Lyonie to jak wymiotowanie w talerz, tutaj nikt nie jest szczerze oburzony.
Tak, ten lipiec w dwóch zewnętrznych przypadkach na pewno nie pachnie sukcesem. A co mi w ucho wpadnie przez najbliższy miesiąc, przekonacie się przed wrześniem. I tradycyjnie nie będziemy owijać niczego w bawełnę, bo i niby po co?
LESZEK OLSZEWSKI
Iława. Otulina bloku przy ul. Skłodowskiej 24.
Półmetrowe chwasty, dzikie gałęzie-anteny
od wieków niestrzyżonych krzewów.
Wszystko przy chodniku i jezdni –
oto wstyd wystawiony na pokaz.
Iława. Środek lata, obumarły grab bez jednego liścia
koło marketu Netto: spróchniały kikut, zagrożenie
dla bezpieczeństwa przy parkingu i przejściu dla pieszych.
Dlaczego żywego trupa nie ściąć? Po co
ta demonstracja bezsiły?
Iława. Zeschła do cna młoda brzoza koło wiaduktu.
Ewenement, bo ledwie minęliśmy połowę lipca!
Ten obraz to niestety wycinek szerszego krajobrazu…
Kto w końcu podda miejski ekosystem kompleksowemu
przeglądowi, by chociażby nic nie pospadało nam na głowy?
Iława. Infantylna asortymentowo siłownia
przy ośrodku sportów wodnych koło „dzikiej” plaży.
Popieram lokalizację takowych na każdym
z wieloblokowych osiedli, tzn. nie takich, a z co najmniej
pięcioma-sześcioma „elementami ćwiczącymi”, jak to się czyni
powszechnie choćby w ościennych miasteczkach i wsiach.