PIOTR TYMOCHOWICZ: Samozwańczy Nostradamus
Czytam sobie prasę iławską i... pękam ze śmiechu coraz częściej. Nie żebym prymitywnie cieszył się, iż moja przepowiednia powyborcza sprawdza się co do joty. Nie! Raczej nie podejrzewam siebie o typowo małomiasteczkową radość z czyjegoś niepowodzenia. Rozczula mnie raczej scenariusz rozsiewu wirusa bankructwa i nienawiści, jakże łatwy do przewidzenia wcześniej. Pamiętacie?... A od głowy nie tylko ryba się psuje.
Szczególnie wzruszające są teksty powyborcze niektórych tęgich umysłów iławskich. Na przykład jeden z nich poddaje w wątpliwość mój sukces wyborczy w Polsce, dokonując mozolnych obliczeń matematycznych i pseudologicznych. Jak ten Tymochowicz mógł wygrać w 18-stu przypadkach na 22, skoro fizycznie nie mógł się przecież sklonować? I tu stosowne przeliczenia roboczo-godzin.
Drodzy myśliciele, a oto nie mniej frapująca zagadka: dziś w poniedziałek, dnia 27 stycznia 2003 roku, mam jednocześnie w pięciu miejscach w Polsce pięć różnych szkoleń, dodajmy – mniej więcej w tym samym czasie. A sam wyleguję się w moim wygodnym fotelu, zakupionym dzięki „krwawicy iławskiej” (między innymi, bo był droższy od całego mojego iławskiego honorarium) i piszę sobie artykuły. Wskazówka: Tymochowicz to nie tylko nazwisko podłego wichrzyciela „dziewic iławskich”, ale i nazwa własna jego firmy, gdzie zatrudnia sporą grupę nie mniej wrednych i podejrzanych osobników.
Mówiąc całkiem poważnie, moje 4-dniowe zaangażowanie wyborcze w Iławie istotnie było szczególne, nie tylko z powodu mojej fizycznej obecności, ale przede wszystkim dlatego, że zaangażowałem najlepszych „typów spod ciemnej gwiazdy” od marketingu politycznego, przepłacając zresztą sowicie. No cóż, tylko ich obecność gwarantowała mocne podbicie procentowe – i tak w istocie się stało. Jak na 4 dni intensywnej pracy, to sukces niewątpliwy – choć szkoda, że nie wystarczający dla osiągnięcia zwycięstwa.
Szkoda nie dla mojego wyższego wynagrodzenia, które przepadło, ale szkoda dla tych iławian, którzy wierzyli, że w Waszym mieście da się żyć, szczególnie pod rządami burmistrza Adama Żylińskiego. Żałuję natomiast bardzo, że sądy powszechne (pisząc łagodnie) oddaliły w końcu wszystkie zarzuty. Byłby świetny cyrk w skali globalnej.
Ponieważ zatem nie zostałem przykładnie wtrącony do lochów iławskich ani wystawiony na lincz publiczny za, na przykład, używanie wielce obraźliwego tytułu „bankrut”, pozwalam sobie na pełną charakterystykę osobową postaci bankruta psychicznego.
Bankrut Psychiczny to bardzo szczególna postać osoby przegranej, najczęściej z własnej winy – z powodu własnych ułomności psychicznych, czy też w wyniku działań z prymitywnych i niskich pobudek.
Bankrut Psychiczny najczęściej staje się wcześniej czy później bankrutem politycznym i finansowym. Najczęściej jest osobnikiem depresyjnym, unikającym kontaktów z innymi ludźmi, a szczególnie z prasą. Lubi działać zza węgła, nigdy oficjalnie lub publicznie. Fałszywa plotka, „nóż w plecy”, pogarda dla przeciwników – to skromniutki, podstawowy repertuar jego socjotechnik. Bankrut Psychiczny jest zatem osobą bardzo mściwą, ale łasą na pochlebstwa. Za fasadą małomówności, skrywającą fakt, iż nie ma nic do powiedzenia.
Ma wyjątkową łatwość obrażania innych. Szczególnie tych, którzy jawią mu się jako potencjalni wrogowie. Wszystkich, choćby minimalnie bardziej inteligentnych od siebie, będzie niszczyć w zajadły sposób, a więc zdecydowaną i przygniatającą większość. Sługą Bankruta Psychicznego może zostać tylko osobnik znacznie głupszy, najlepiej plujący na boki wazeliną i podniecający bankruta małomiasteczkową plotką.
Każdy Bankrut Psychiczny przypomina trochę osobę uzależnioną. Podobnie jak każdy alkoholik nie przyzna, że jest alkoholikiem, tak i on będzie przeświadczony o tym, że jak najbardziej jest człowiekiem sukcesu. Znamienne będzie jego własne wyobrażenie o tym, że należy mu się absolutna i dyktatorska władza. A poddanych najlepiej poddać równie absolutnej inwigilacji. Osobnik taki będzie marzył o zakładaniu teczek osobowych, z odpowiednimi adnotacjami, a innych zachęcać do powszechnego donosicielstwa.
Bankrut Psychiczny podświadomie wie, że jest bankrutem. Często przypominają mu o tym procesy sądowe, dlatego ma wyjątkowy pęd do zmiany miejsca swoich wpływów. Pozostawione przez siebie zgliszcza i ruiny, cuchnące jego wpływami, jeszcze przez długie lata przedstawia jako pole fiołków.
Niemoc psychiczna bankruta nie pozwala mu niczego płodzić na papierze, dlatego szczególnie chętnie podpiera się farmazonami spisywanymi przez zawodowych skrobaczy pióra, których sam nie rozumie, ale które miło brzmią dla ucha, w rodzaju: „Zarób w domu, wydaj w domu”. To zresztą przewodnia myśl każdego bankruta. Co zarobisz, wydaj natychmiast. I bądź gołodupcem do końca.
To, co naprawdę bywa niebezpieczne, to pewien syndrom znany najczęściej przy opisie niektórych praktyk samobójczych. Mam na myśli tzw. samobójstwo rozszerzone, czyli unicestwienie własne, połączone z morderstwem swoich bliskich. Dla naszych potrzeb nazwalibyśmy to bankructwem rozszerzonym, czyli rozsiewanie wirusa bankructwa na całą rodzinę, na swoich poddanych, czy – w wyjątkowych przypadkach – na całe miasto.
W wyjątkowych przypadkach dlatego, że niezmiernie rzadko lud jest tak zacofany i pokręcony, by wybierać Bankruta Psychicznego na prezydenta, burmistrza lub wójta – to byłoby „rozszerzenie” nie tylko pojęcia bankructwa, ale i samobójstwa właśnie.
Serdeczne pozdrowienia dla jeszcze słonecznej Iławy! Wasz gorący wielbiciel i żałosny, samozwańczy, iławski Nostradamus w jednej postaci, czyli:
PIOTR TYMOCHOWICZ
Od redakcji:
Przypominamy, iż nie ponosimy odpowiedzialności i nie utożsamiamy się z treścią felietonów sygnowanych przez konkretnych autorów. Nasze łamy chętnie jedynak służą otwartej i bezkompromisowej wymianie poglądów. Zapraszamy do dyskusji zastrzegając jednocześnie, że anonimy nie będą publikowane.
Red. nacz. JAROSŁAW SYNOWIEC
e-mail: jarek@nki.pl